Ciekaw
byłem, jak Bratoszów poradzi sobie z reliktami komunistycznej przeszłości w
związku z ustawą dekomunizacyjną, według której pomnik poświęcony PKWN (Polski
Komitet Wyzwolenia Narodowego) powinien zniknąć. Pomnik długo dekomunizacji
opierał się, no ale jeśli mus to mus. Bratoszów poradził sobie podobnie jak mój
rodzinny Włocławek z pomnikiem wdzięczności na Placu Wolności, na którym
zakryto to, co lokalni patrioci oblewali czerwoną farbą. Linku niestety nie
mam, bo nie mam czasu, aby go poszukać, a sam jakoś odnaleźć się nie chce.
W zeszłym tygodniu pojechaliśmy z żoną do Bratoszowa – tak dla relaksu. Zaparkowałem przy stawie, bo przecież jestem wędkarzem z zawodu, obeszliśmy powoli staw dookoła, podziwiając wielką ilość stanowisk wędkarskich, zupełnie nie do porównania z naszym zbiornikiem, mimo, że jest z 5 razy mniejszy. No a potem – spacerkiem pod pomnik, niewątpliwie drugą po stawie, co do ważności atrakcję tej wioski. No i co my tam widzimy? Ano widzimy następnego bohomaza przerabianego wielokrotnie prawdopodobnie od niepamiętnych czasów. Teraz pomnikiem, a właściwie przytwierdzoną do niego tablicą, czcimy pierwszych powojennych osadników Bratoszowa.
To, co tam widać, to faktycznie
ubliża wszelkim kanonom dobrego smaku i autentycznego wyczucia historii. Pamięć
pierwszych powojennych osadników nie tak oszukańczo powinna wyglądać. To jest
ubliżanie osadnikom. Teren zupełnie zaniedbany i wręcz straszny. Nikt o niego
nie dba, jest zapuszczony i jakby świadomie zdegradowany.
Ja rozumiem, że nie ma pieniędzy,
aby powstało coś nowego, ciekawego, które pozostanie na lata, ale takie
kombinowanie, na jakie zdecydowano się w Bratoszowie, jest po prostu
niepoważne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.