J 15,
18-21 Nie
jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem
Słowa Ewangelii według świętego Jana
Jezus
powiedział do swoich uczniów:
«Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.
Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał».
«Jeżeli was świat nienawidzi, wiedzcie, że Mnie pierwej znienawidził. Gdybyście byli ze świata, świat by was miłował jako swoją własność. Ale ponieważ nie jesteście ze świata, bo Ja was wybrałem sobie ze świata, dlatego was świat nienawidzi.
Pamiętajcie na słowo, które do was powiedziałem: „Sługa nie jest większy od swego pana”. Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą prześladować. Jeżeli moje słowo zachowali, to i wasze będą zachowywać. Ale to wszystko wam będą czynić z powodu mego imienia, bo nie znają Tego, który Mnie posłał».
Oto
słowo Pańskie.
Kilka słów
o Słowie: legan.eu
O
PRZEŚLADOWANIU KOŚCIOŁA
o. Jacek
Salij OP
|
Czytam w
Ewangelii św. Jana: "Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą
prześladować" (J I5, 20). A św. Paweł pisze: "Wszystkich, którzy
chcą pobożnie żyć w Chrystusie Jezusie, spotkają prześladowania" (2 Tm
3,12). Zgadzam się, że takie słowa mogą przynieść doraźną pociechę komuś, kto
akurat jest prześladowany. Ale tak w ogóle to twierdzenia te wydają mi się
wysoce kontrowersyjne: 1) Łatwo je potraktować jako pochwałę cierpiętnictwa
albo nawet jako wezwanie do masochizmu. Tymczasem sądzę, że jest interesem nas
wszystkich, aby możliwie jak najmniej ludzi cierpiało za prawdę. Również dla
Kościoła jest chyba lepiej, jeśli może sobie działać w spokoju. To prawda,
trudne sytuacje tworzą bohaterów, ale tworzą również szubrawców. Najtrudniej
zaś wtedy zwykłym ludziom (zwykły człowiek jest przeważnie słaby): jedni są
wtedy przymuszani do zdrady, a inni do udziału w prześladowaniach. Jeden
tylko szatan ma z tego uciechę. Tego jestem najzupełniej pewien, że lepiej,
żeby prześladowań nie było, niż żeby były. 2) Nauka Nowego Testamentu o
nieuchronności prześladowań jest nadużywana przez różnych sekciarzy. Kiedyś
takiego natrętnego agitatora wyprosiłem z domu, a ten mi otwiera Ewangelię i
czyta: "Błogosławieni jesteście, gdy wam urągają i prześladować was
będą" (Mt 5,11). Jak oceniam całą tę rozmowę, nie ja byłem niekulturalny
wobec niego, ale on wobec mnie, bo zawracał mi głowę, mimo że sobie tego
wyraźnie nie życzyłem. Ale jest faktem, że Ewangelia dostarczyła mu
argumentu, z którym nie wiadomo jak polemizować (przecież nie powiem takiemu,
że złodzieje również są prześladowani i że nic wzniosłego z tego nie wynika).
Sam Pismo
Święte czytam często i staram się nie być od niego mądrzejszym. Zwracam się
do Waszego miesięcznika z prośbą o poruszenie tego tematu. Zawsze, jeśli ktoś
drugi spojrzy na interesujący mnie problem, jakoś to człowiekowi pomoże
samemu się z nim uporać.
|
Zacznijmy
od tego faktu, że Kościół ma już za sobą prawie dwa tysiące lat, znajdował
się więc w sytuacjach najprzeróżniejszych. Ponieważ zaś Kościół jest
niewątpliwie najlepszym czytelnikiem Pisma Świętego, warto sobie przypomnieć,
jak odczytywał on przytoczone przez Pana teksty w różnych --często
diametralnie -- sytuacjach.
Otóż w
okresie prześladowań obowiązywała zasada, że nie można narażać się lekkomyślnie
na więzienie czy śmierć. Przypominano sobie wówczas słowa Chrystusa:
"Gdy was prześladować będą w jednym mieście, uciekajcie do
drugiego" (Mt 10,23). Powtarzano sobie ku przestrodze wypadki
lekkomyślności, które źle się skończyły. Słynny na przykład był przypadek
Frygijczyka Kwintusa, chrześcijanina z II wieku, który "na widok bestyj
oraz innych grożących katuszy stracił ducha, poddał się trwodze, aż wreszcie
zaprzepaścił swe zbawienie. Kwintus niebacznie i nierozważnie, sam z własnego
popędu, razem z drugimi stawił się przed sądem, a gdy go razem z nimi
przytrzymano, stał się dla wszystkich odstraszającym przykładem, że na takie
niebezpieczeństwa nie wolno się narażać zuchwale i nieroztropnie"
(Euzebiusz z Cezarei, Historia kościelna IV, 15,8). Synod w
Elwirze z roku 303 ustanowił nawet prawo, że chrześcijanin, który znieważy
świętości pogańskie i w ten sposób sprowokuje swoją śmierć, nie może być
uznany za męczennika (kan. 60).
Właściwie
tylko w dwóch sytuacjach znoszenie prześladowań było jednomyślnie uznawane za
cierpienie dla Chrystusa: jeśli alternatywą było zaparcie się wiary oraz
jeśli ktoś wystawiał się na prześladowanie, żeby w ten sposób bronić
osłabłych w wierze i narażonych na odstępstwo.
Jak
wiadomo, koniec prześladowań Kościół przyjął entuzjastycznie. Do prześladowań
Kościół ma bowiem podobny stosunek jak w ogóle do cierpień: wiadomo, że
cierpienia mogą nas bardzo zbliżyć do Boga, ale to nie powód, żeby ich szukać
albo żeby się martwić, kiedy ich nie ma.
Od razu
jednak pojawiło się pytanie: Co w obecnej sytuacji, kiedy Kościół nie jest
prześladowany zewnętrznie, znaczy słowo Chrystusa, że "jeżeli Mnie
prześladowali, to i was prześladować będą"? Otóż trzeba przyznać, że
Kościół dawał sobie na to pytanie odpowiedzi bardzo głębokie. Zatem
przypominano sobie najpierw słowa św. Pawła, że "nie walczymy przeciw
ciału i krwi", ale przeciw mocom ciemności i podstępom szatana (Ef
6,12). Tych prześladowań, niestety, nigdy nam na tym świecie nie zabraknie i
trzeba nam dobrze mobilizować się w wierze, żeby znieść je zwycięsko. Jak
wiadomo, powyższa idea dała początek m.in. życiu zakonnemu.
Św.
Augustyn pisze o innych jeszcze prześladowaniach, których "nie może
zabraknąć w żadnym okresie. Gdy bowiem zewnętrzni nieprzyjaciele przestają
się srożyć, gdy zdaje się panować i istotnie panuje pokój, przynoszący bardzo
wiele pociechy przede wszystkim ludziom słabym, to i wtedy jednak wewnątrz
Kościoła znajdzie się nawet znaczna liczba takich, którzy dręczą swymi
występnymi obyczajami serca pobożnie żyjących. Oni to przecież bluźnią
imieniu chrześcijańskiemu i katolickiemu, a im droższe jest ono tym, którzy
chcą żyć pobożnie w Chrystusie, tym więcej boleją, że obecność złych we
wnętrzu Kościoła przeszkadza umiłowaniu tego imienia w takiej mierze, w
jakiej pragną je miłować dusze pobożnych... Te i inne tego rodzaju złe
obyczaje i błędy sprawiają, że ludzie, którzy chcą żyć pobożnie w Chrystusie,
czują się prześladowani nawet wtedy, kiedy nikt ich nie napastuje i nie
dręczy ich ciała. Cierpią bowiem to prześladowanie nie w ciele, ale w
sercach" (Państwo Boże XVIII, 51,2).
Wreszcie
nigdy, niestety, nie znikną z tej ziemi sytuacje, kiedy człowiek przymusza
swojego bliźniego do udziału w złym albo prześladuje go za czynienie dobra.
Jest to smutne świadectwo, jak mało otworzyliśmy się na moc Chrystusa, ale
taka niestety jest prawda. Takie prześladowania trapiły Kościół nawet w
okresach, kiedy wydawało się, że chrześcijaństwo ogarnęło bez reszty całe
społeczeństwa. Przypomnę chociażby jeden z problemów Kościoła
średniowiecznego: "Gdy zły lekarz przykłada od razu tylko maść do rany,
nie wypaliwszy jej przedtem, wtedy całe ciało zakaża się i gnije. To samo
dotyczy prałatów i innych dostojników, którzy widzą, że poddany ich zakażony
jest zgnilizną grzechu śmiertelnego; jeśli poprzestaną na przyłożeniu maści
pochlebstwa, nie uciekając się do nagany, chory człowiek nie ozdrowieje
nigdy, lecz zakazi inne członki (...). Gdyby natomiast byli prawdziwymi i
dobrymi lekarzami (...), użyliby maści dopiero po wypaleniu rany ogniem
nagany. (...) Lecz oni nie postępują tak: udają raczej, że nic nie widzą.
Wiesz czemu? Bo korzeń miłości własnej żyje w nich i wydaje złą odrośl
służalczej bojaźni. Boją się utracić stanowisko, dobra doczesne i wysokie
urzędy, więc milczą."1
Obawia się
Pan, czy w nowotestamentalnej nauce na temat prześladowań nie ma czegoś z
cierpiętnictwa. Osobiście widzę w tej nauce jeden z elementów wyzwalającego
orędzia Ewangelii: "Jeżeli Mnie prześladowali, to i was będą
prześladować". Słowa te rozumiem następująco: Niech was obchodzi
wyłącznie to, żeby być wiernym Bogu. Resztą się nie przejmujcie. Nie czyńcie
dobra ze względu na chwałę u ludzi ani nie porzucajcie dobra z obawy prześladowań
czy szyderstwa. "Bądźcie odważni: Ja zwyciężyłem świat!" (J 16,33)
"Nikt z was niech nie cierpi jako morderca albo złodziej, albo
złoczyńca, albo jako (nieuczciwy) nadzorca obcych dóbr. Jeśli jednak cierpi
jako chrześcijanin, niech się nie wstydzi, ale niech wychwala Boga w tym
imieniu" (1 P 4,15n).
Tutaj
należy szukać wyjaśnienia paradoksu, dlaczego uczniowie Chrystusa starają się
unikać prześladowań i cieszą się, kiedy one ustają, ale zarazem cieszą się,
jeśli potrafią godnie znieść prześladowania (por. Dz 5,41; Kol 1,24; 1 P
4,13). Prześladowań nigdy nie zabraknie, bo grzechu na tej ziemi jest ciągle
aż nadto. Pytajmy więc siebie, czy przypadkiem my sami nie prześladujemy
kogoś za to, że jest dobry. Jeśli zaś mnie spotyka jakaś niesprawiedliwość z
powodu mojego dobra lub mojej wiary, warto sobie wówczas przypomnieć, że
cierpienie z takich powodów jest darem Bożym: "Wam bowiem z łaski dane
jest to dla Chrystusa: nie tylko w Niego wierzyć, ale i dla Niego
cierpieć" (Flp 1,29). Kto przyjmie ten dar zgodnie z wolą Bożą, będzie
mógł jeszcze lepiej służyć swoim bliźnim: "Błogosławiony Bóg i Ojciec
Pana naszego Jezusa Chrystusa, Ojciec miłosierdzia i Bóg wszelkiej pociechy,
Ten, który nas pociesza w każdym utrapieniu naszym, byśmy sami pocieszać
mogli tych, co są w jakiejkolwiek udręce, pociechą, której doznajemy od Boga.
Jak bowiem obfitują w nas cierpienia Chrystusa, tak też wielkiej doznajemy
przez Chrystusa pociechy" (2 Kor 1,3-5).
Zakończę
niniejsze uwagi głębokimi refleksjami na nasz temat dwóch polskich mędrców.
Henryk Elzenberg przypomina prześladowanym, że są tak samo grzesznikami jak
ich prześladowcy i może się zdarzyć, że nawet prześladowanie nie oczyści
człowieka z grzechu, ale zło się w nim jedynie przyczai: "Zło w
człowieku chowa się, gdy człowiek jest bity; wychodzi na jaw w pomyślności.
Dla bitych i zwyciężonych ostatnim sojusznikiem jest dobra o nich opinia;
toteż, chcąc ją zachować, wystrzegają się złego tam nawet, gdzie by im
doraźnie pomogło. Powetują to sobie z nawiązką, gdy znowu się znajdą na
wozie!"2
Zaś
Cyprian Norwid, w swoim Promethidionie, ujmuje problematykę
prześladowań i męczeństwa w perspektywie eschatologicznej: "Cała
tajemnica postępu ludzkości zależy na tym, aby coraz więcej stanowczo, przez
wcielanie dobra i rozjaśnianie prawd, broń największa, jedyna, ostateczna, to
jest męczeństwo, uniepotrzebniało się na ziemi". I to tak właśnie chyba
ma być: Im więcej ludzkość otworzy się na Chrystusa Zbawiciela, tym mniej --
już na tej ziemi -- będzie prześladowców i prześladowanych. W każdym razie,
nie daj Boże, żebym ja miał kogokolwiek prześladować za to, że jest dobry i
postępuje sprawiedliwie.
|
Czytelnia
9 maja
Święta Katarzyna Mammolini, dziewica
Katarzyna Mammolini, zwana także Bolońską lub Katarzyną de Vigri,
urodziła się 8 września 1413 r. w patrycjuszowskiej rodzinie Benwenuty
Mammolini i Jana de'Vigri, profesora uniwersytetu. Była wykształcona i
utalentowana. W wieku 10 lat została damą dworu Margherity, nieślubnej córki
Mikołaja III d'Este, księcia Ferrary. Na dworze przebywała przez 4 lata. Nie
pociągało jej jednak życie dworskie. Czas tam spędzony wykorzystała na naukę
łaciny i przepisywania ksiąg oraz muzyki (grała na skrzypcach), tańca i
malarstwa (tworzyła miniatury). Znajomość kultury i sztuki bardzo jej się
przydała w późniejszym życiu zakonnym.
Podobno odrzuciła propozycję małżeństwa. Mając 18 lat wstąpiła do wspólnoty zakonnej, która wkrótce przeżyła podział - część mniszek wybrała regułę augustiańską, pozostałe - wśród których była Katarzyna - skłaniały się do duchowości franciszkańskiej i reguły św. Klary. Przyzwyczajona do wygód, jakie miała w domu, Katarzyna podjęła surowe życie, wykonując najniższe posługi. Kiedy mieszkańcy jej rodzinnego miasta, Bolonii, ufundowali klasztor klarysek, przeniesiono ją do niego z Ferrary. Została w nim przełożoną. Pozostawiła po sobie pisma ascetyczne (m.in. "Siedem broni duchowych"), poezje i rysunki. Została obdarzona darem wizji; doznawała także silnych pokus szatańskich. Przeżyła kryzys duchowy, była bliska rozpaczy. Pan pocieszył ją, dając jej poznać swą realną obecność w Eucharystii. Katarzyna była tak zachwycona, że nie umiała tego przeżycia opisać słowami. Przeżyła też wizję sądu ostatecznego. Przepowiedziała dokładnie datę swej śmierci. Zmarła wymawiając imię Jezus 9 marca 1463 r. w Bolonii. Pochowana została na cmentarzu, ale przy grobie natychmiast zaczęły dziać się cuda. Wkrótce przeprowadzono ekshumację i stwierdzono, że ciało jest nienaruszone i wydobywa się z niego piękny zapach. Powtórnie pochowano ją w kaplicy przy kościele Bożego Ciała w Bolonii w pozycji siedzącej na tronie. W tej postaci relikwie przetrwały do dzisiaj. W Bolonii co roku, w dniach 8-16 marca, obchodzona jest uroczyście oktawa ku czci św. Katarzyny. Papież Klemens VIII w 1592 roku wpisał jej imię do Martyrologium Rzymskiego. Klemens XI beatyfikował ją 13 listopada 1703 roku i kanonizował 22 maja 1712. Bullę kanonizacyjną opublikował papież Benedykt XIII w 1724 roku. Jest patronką Bolonii, artystów, malarzy. Wzywana w obronie przed pokusami. W ikonografii przedstawiana jest w habicie klaryski, z bosymi stopami. Jej atrybutem jest: Dzieciątko Jezus, księga, krzyż, lilia. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.