31 sierpnia 2015

Ksiądz prałat Roman Biskup

   
   To ksiądz prałat Roman Biskup, proboszcz parafii Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny niejako przyjmował mnie teoretycznie 1 grudnia 1975 roku do lokalnego Kościoła, a zapewne formalne wpisanie do kartoteki nastąpiło później podczas kolędy. Oczywiście to żadna zasługa ks. proboszcza, ale wspomnienia związane z księdzem w ostatnich dniach, dzięki panu Andrzejowi Bohdanowiczowi, znów odżyły. I myślę, że nie zamykając tematu, będę wracał do niego i przybliżał sylwetkę tego zasłużonego, bielawskiego kapłana. Myślę, że po księdzu prałacie Suskim, jest on najczęściej przywoływaną we wspomnieniach duchowną osobą. Komentatorów zachęcam do opowiadania swoich przeżyć związanych z księdzem Romanem i tym spłacimy niejako dług wdzięczności za lata pasterzowania w Bielawie.

            Ksiądz prałat Roman Biskup otrzymał w zeszłym roku w dolnej Bielawie ulicę swojego imienia. To wielkie wyróżnienie. Nie znam szczegółów tego przedsięwzięcia i dobrze byłoby poznać wersję oficjalną i kulisy nadania ulicy imienia ks. Romana Biskupa.



           Wspomniany pan Andrzej Bohdanowicz, którego, mimo słusznego wieku ciągle po świecie nosi, znów był w Zórawinie, w której po odejściu z naszej parafii w czerwcu 1985 roku pracował ks. Roman Biskup. Podzielił się ze mną fotografiami z Żórawiny i wspaniałomyślnie pozwolił na przedstawienie ich na blogu.
            Zdjęcie przedstawia nowy kościół w Żórawinie pod Wrocławiem, w którym ks. Roman proboszczował.


     Jest pochowany przy tym właśnie kościele.



     Pan Andrzej wspomina, że ksiądz Roman Biskup bardzo pomagał tamtej społeczności. Zmarł nagle pomagając jednej z parafianek.

            Ja, takie pierwsze, osobiste spotkanie z proboszczem ks. prałatem Romanem Biskupem, podczas którego miałem okazję się przedstawić, miałem … w Częstochowie 5 czerwca 1979 roku.  To był czas pamiętnej, pierwszej pielgrzymki papieża Jana Pawła II do Polski. Dla Dolnego Śląska była odprawiona Msza św. przez papieża na Jasnej Górze właśnie 5 czerwca o godzinie 17.


            Samo przygotowanie do pierwszej pielgrzymki papieża do ojczyzny było w Polsce traktowane bez mała jak misje, a na pewno jak narodowe rekolekcje. Nigdy już potem, nie było takiego religijnego nastawienia i zapału w narodzie, jak w tamtym pięknym okresie. To warto też opisać, choćby ze swojej perspektywy.
            Przyjechaliśmy do Częstochowy nocnym pociągiem z Jaworzyny Śląskiej. Pociąg był nabity do granic wytrzymałości. Podróżni nawet stali po kilkoro w przedziałach między siedzącymi. W całym pociągu atmosfera była jak w przepełnionym kościele w największe święto – cały czas śpiewy i modlitwy inicjowane przez pobożnych podróżnych i jedną młodą zakonnicę. Choć nikt się zasadniczo nie znał, każdy czuł się we wspólnocie.
            Już rano na placu pod wałami jasnogórskimi były godzinki i potem Msza św. Ta z papieżem, miała być dopiero po południu. Poszedłem pozwiedzać Częstochowę, ale nie od stron już znanych i dobrze zabudowanych, ale stronę, która jeszcze wtedy była zupełnie niezagospodarowana. Jest tam teraz Dom Pielgrzyma i ogromne parkingi. Za tym terenem było osiedle domków. Tam właśnie, ku mojemu zaskoczeniu, spotkałem księdza proboszcza Romana Biskupa. Jeszcze wtedy mnie nie znał, a więc przedstawiłem się jako parafianin. Było to takie spotkanie, jakby dwie bratnie dusze zobaczyły się gdzieś bardzo daleko. Chwilę porozmawialiśmy. Ksiądz proboszcz opowiedział, jak dostał się do Częstochowy, bo wjazd samochodami osobowymi był zabroniony. Po prostu jacyś miejscowi ludzie, wprowadzili księdza do miasta, jako swojego gościa.

            Właśnie tym wspomnieniem chciałem podkreślić, jakim otwartym człowiekiem był ks. prałat Roman Biskup.


          Ksiądz prałat Roman Biskup odszedł z naszej parafii w 1985 roku. Dla nas, parafian, było to ogromne przeżycie. Nie mogliśmy pogodzić się z tym, że taki proboszcz, taki człowiek, tak świetnie zintegrowany z parafią i całym miastem, opuszcza nas. Nie chcieliśmy tego, a i ks. proboszcz też tego nie chciał. Mam świadomość, że był swoim odejściem zaskoczony i bardzo nad tym ubolewał, ale trzymał się dzielnie. W swoich „Zapiskach” pod datą 23 czerwca 1985 roku, a było to w niedzielę, napisałem:

            Od jakiegoś czasu mówiło się w Bielawie, że niektórzy, a może nawet wszyscy księża, mają od nas odejść. Nic dziwnego, że odchodzą wikariusze i to nieraz już po roku pracy w parafii, ale tym razem miało dotyczyć to również proboszcza. Z niecierpliwością czekaliśmy na wypowiedź proboszcza na sumie o godzinie 10:00.
            Nawiązując do przeczytanej Ewangelii i słów Chrystusa „ … nie bójcie się”. Proboszcz powiedział zaczynając kazanie: „ – Chodzą słuchy po Bielawie, że proboszcz odchodzi. Tym razem jest to prawda.” A więc stało się. Po dwunastu latach pracy w naszej parafii odchodzi dziekan, kanonik ks. Roman Biskup, świetny organizator życia religijnego w naszej parafii, inicjator wielu prac wykonanych dla parafii. Pracował ofiarnie i z poświęceniem.
            Ostatnio chorował na serce i nawet leczył się w klinice we Wrocławiu. Mówi się, że był niewygodny dla władzy za swoje polityczne nastawienie i częste, „nieodpowiedzialne” wzmianki w różnych wypowiedziach. Powiedział jednak, choć w każdym zdaniu czuło się ogromny żal, że odchodzi na własną prośbę po konsultacji z profesorami kliniki. Prosił, aby się nie bać. To nic, że odchodzi. Nowego proboszcza i księży polecił otoczyć modlitwą i opieką. Odchodzi na probostwo do Żórawiny, wioski niedaleko Wrocławia.
            Kiedy sprowadziliśmy się do Bielawy w 1975 roku ks. Roman Biskup był już proboszczem w naszej parafii. Znaliśmy się osobiście, choć nie bardzo blisko.
            Wraz z proboszczem odchodzą wszyscy księża wikariusze. Ksiądz Eugeniusz Bojakowski, który pracował z nami sześć lat, odchodzi na parafię do Szewców. Ksiądz Jan – do Świdnicy. Ksiądz Dionizy – do Legnicy, a ksiądz Zbigniew do Oławy. Tak więc od następnej niedzieli będziemy mieć nowych księży.
            Wiele przez tych dwanaście lat widocznego zrobiono w parafii. Wymienię tylko niektóre sprawy, aby nie zapomnieć:

            Przede wszystkim, co jest widoczne, to piękny dom parafialny im. Jana Pawła II budowany przez parafian w latach 1980 – 1983. W pożegnalnym kazaniu ks. proboszcz stwierdził, że wielu nieżyczliwych mu ludzi mówiło, że wybudował sobie pałac, a teraz ten pałac opuszcza, bo takie jest życie kapłana – dziś tu, jutro tam. Mówił dalej: „- Dom parafialny zbudowaliście dla siebie, dla swoich dzieci i dla następnych pokoleń”.

            Doprowadzono do porządku teren przykościelny, wylewając asfaltowe dywaniki. Zrobiono drogi wokół kościoła. Wybudowano grotę Matki Bożej z ołtarzem, przy którym odprawiono wiele uroczystych nabożeństw i Mszy św.

            Postawiono marmurowy murek wokół terenu kościelnego od strony ul. Żeromskiego i Hotelowej.

            Bardzo ważna praca – pokryto dach kościoła i wieżę blachą miedzianą.

Wprowadzono do kościoła obraz Matki Boskiej Nieustającej pomocy i środowe nabożeństwo – nowennę.

            Ewenementem jest powołanie grupy kilkudziesięciu tzw. ojców ministrantów. Nigdzie się z tym nie spotkałem. Jak ks. proboszcz potrafił zmobilizować do służby liturgicznej przy ołtarzu tak dużą liczbę dorosłych mężczyzn, nieraz staruszków, pozostaje dla mnie tajemnicą. W większe uroczystości ci ojcowie ministranci mieli czerwone alby pod komżami. Proboszcz był dumny ze swoich kochanych, jak to określał, ojców ministrantów. Wielokrotnie w „pełnej gali” widziało się ich nie tylko w Bielawie. Swoją obecnością świadczyli również w innych miejscowościach choćby w pamiętnej uroczystości koronacji Matki Bożej w Wambierzycach w sierpniu 1980 roku.

            Zawiązało się apostolstwo Modlitwy. Dorośli ludzie chodzą do kościoła wspólnie się modlić.

            Również zaczął działać Komitet Charytatywny pomocy biednym i potrzebującym. Miał on znaczne osiągnięcia.

            W Domu parafialnym w każdą niedzielę w godzinach od 8.00 do 12.00 czynny jest punkt sprzedaży prasy katolickiej, książek religijnych i patriotycznych oraz dewocjonaliów. Kupiliśmy tam wiele wartościowych książek i chodziliśmy co niedzielę, choćby popatrzeć.

            Zaczęto remont ogrodzenia cmentarza.


            Wiele zapewne jeszcze do tego trzeba dołożyć. Myślę, że pracujący w naszej parafii proboszczowie po ks. Romanie Biskupie w sumie, nie zrobili 10% tego, co zrobił on. Nasza rodzina wszystkich odchodzących księży darzyła wielką sympatią.


          Budowa Domu Parafialnego to było ogromne przedsięwzięcie, a jak na tamte czasy, kiedy władze nie były przychylne Kościołowi, wręcz karkołomne. Jednak parafia to zadanie podjęła i zrealizowała. Bardzo dużo mężczyzn pomagało przy budowie, a wszyscy się intensywnie modlili o pomyślność tego dzieła. Nieoceniony był wkład w tę pracę ojców ministrantów. Jak pamiętam, koszt budowy tego obiektu szacowano na 4 mln zł. Ostatecznie, podobno, budowa kosztowała 14 mln zł, ale nikt złego słowa z tego tytułu nie powiedział. Wiadomo, jak zmieniała się sytuacja i jaka była inflacja.
            Wiem, że były trudności z uzyskaniem pozwolenia na budowę i zakup placu. Ksiądz proboszcz chciał kupić cały plac aż do szpitala, ale władze nie zgodziły się na to i stąd Dom Parafialny jest tak blisko kościoła.
            Dom Parafialny budowano przede wszystkim dla poprawy warunków nauczania religii, bo naprawdę nie było jej gdzie uczyć. Była jakaś sala tam, gdzie mieszka organista. Sam tam chodziłem ze swoimi, przedszkolnymi dziećmi. A i warunki mieszkania księży na starej plebani były trudne.
























            Poświęcenie nowo wybudowanego Domu parafialnego miało miejsce 18 września 1983 roku. Wszyscy parafianie, którzy w jakiś sposób przyczynili się do powstania tego Domu, zostali zaproszeni jako jego chrzestni.





Ja byłem na poświęceniu, a i cały czas budowy byłem nią zainteresowany.

W 1983 roku miałem zaledwie 33 lata. Byłem młody. Pamiętam, już po wybudowaniu Domu Parafialnego, przyszedłem sprzątać teren. Przyszedł jeszcze jakiś stolarz i coś tam piłował, i pan Emilian Kupiec. Już wtedy był znanym w Bielawie człowiekiem, dla mnie również. Mieliśmy razem pracować. Zwracał się do mnie, tak po chrześcijańsku – bracie. I trzeba było ponad trzydziestu lat, aby mieć śmiałość podejść do pana Emiliana i przypomnieć mu tą wspólną robotę. I choć pana Emiliana znałem, bo przecież znają go wszyscy, to mogę powiedzieć, że poznaliśmy się dopiero na jesieni 2014 roku. Choć niewątpliwie to późno, ale jest radość z tej znajomości.

            Jest jeszcze drobny szczegół, jaki wiąże mnie z budową Domu Parafialnego. Kiedy budowałem garaż, chyba w 1984 roku, dowiedziałem się, że zostało księdzu proboszczowi trochę metalowych prętów zbrojeniowych. Zgodził się mi odsprzedać ich tyle, ile potrzebowałem. No i mam w stropie garażu pręty z budowy naszego Domu Parafialnego..




17 komentarzy:

  1. Nie ma ludzi nie zastąpionych ale są ludzie niezapomniani takim jest ks.prałat Roman Biskup .Wiele mogli by się od niego nauczyć dzisiejsi księża.Jego kazania ciepło dla parafian i znajomość codziennych spraw parafii i nie tylko to, cechowały tego zacnego księdza .Wieczne odpoczywanie racz dać ks. Romanowi Panie Boże

    OdpowiedzUsuń
  2. I ja pamiętam księdza Romana Biskupa, ministrantowałem za jego proboszczostwa, pamiętam budowę domu parafialnego. Co ciekawe bardzo ciepło wspominają go dawni urzędnicy załatwiający a to przydział na materiały budowlane, a to jakieś pozwolenia. Ksiądz Roman przychodził do urzędu, wyciągał nową paczkę marlboro, otwierał, zapalał sobie, częstował urzędnika i na odchodne paczkę zostawiał, bo nie będzie nosił otwartej po kieszeniach. A wtedy twardszej waluty niż paczka marlboro nie było. Takie to było niesłychane, że po 40 latach to właśnie pamiętają. A pamiętacie księdza Gołąbka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, łza się w oku kręci na wspomnienie ks. Gołębia. Do kościoła chodziło wtedy mnóstwo ludzi. Było bardzo dużo dzieci. Przy wychodzeniu robił się tłok. wtedy ks. Gołąb zawsze mówił: - Kura się jeszcze gotuje. Nie trzeba się pchać.

      Usuń
    2. A ja pamiętam, że palił mocne papierosy, które nazywały się Carmeny, miał wysokie ciśnienie i absolutnie nie powinien ich palić, nieraz widziałem jak po wypaleniu Carmena robił się czerwony na twarzy. Jednak nie zmienia to faktu, że Marlboro było raczej nieosiągalne dla wielu i dlatego tak dużo można było załatwić paczką papierosów. Jeszcze twardszą walutą były kartki na alkohol, tej waluty też niewątpliwie używał. Mnie ks. Gołąb utkwił w pamięci jak chodził z koszykiem i mówił w skrócie zapłać, a tylko od czasu do czasu wymawiał pełną formułę "Bóg zapłać", wieżowiec podczas kolędy "załatwiał" błyskawicznie, ale nie odmówił szklanki dobrego swojej roboty wina i wtedy można było pogadać. Ot zebrało się na wspomnienia. Dziękuję Panie Bolesławie za wywołanie tematu.

      Usuń
    3. Panie Andrzeju, to Pan go wywołał, za co Panu dziękuję. Myślę, ze pociągniemy go dalej, a jest o czym pisać i wspominać.

      Usuń
  3. Ks. Proboszcz Roman Biskup. To on oficjalnie przygotowywał moją klasę do Pierwszej Komunii choć znacznie częściej w jego imieniu religię prowadziła siostra zakonna oczywiście w salkach budynku w którym mieszka organista a na parterze jest chyba sklep motoryzacyjny, Pamiętam budowę Domu Parafialnego i zaangażowanie parafian każde ręce się przydały i każdy robił to co potrafił. Najbardziej jednak oczami wspomnień widzę jak oczywiście uśmiechnięty ks. proboszcz stoi po niedzielnej sumie przed kościołem i wita się serdecznie ze swoimi parafianami. jak tuli kobiety ze słowami " i co tam Matko na obiad nagotowałaś..."
    Ks. Gołąb hm... Jeszcze teraz widzę jak idziemy ledwo żywi w upale autostradą w poszukiwaniu swojego autobusu po właśnie przeżytej mszy z Janem Pawłem II na wrocławskich Pardubicach (o ile dobrze pamiętam nazwę) a ks. Gołąb zlany potem to jest na początku grupy , to na końcu trzyma butelkę wody w ręce i każdego pociesza że to już niedaleko jeszcze tylko kawałek...
    Jak już zaczniemy wspominać to nie zapomnijmy o wspaniałym ks. Bojakowskim i oczywiście o ks. Jerzym na Parkowym boisku. Och to były czasy... Pozdrawiam A. Karasiński

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wrocław Partynice

      Usuń
    2. Dziękuję. Chyba wiem skąd to moje skojarzenie z morderczą gonitwą koni w Czechach. Byłem wtedy dzieckiem i ta upalna droga do autobusu zapadła w moją pamięć.

      Usuń
  4. Ciekawe przypomnienie, jak to ksiądz proboszcz stał przed kościołem po Mszy św. i rozmawiał z parafianami. Teraz to się nie zdarza. Myk na schody i na plebanię. A w ogóle, to nie ma szans, żeby z proboszczem porozmawiać, bo i nie ma nawet jak się skontaktować. adres meilowy nie podany, telefon nie podany - nie zawracajcie mi głowy kochani parafianie, bo ja mam tyle funkcji i pracy, ze dla Was czasu już nie wystarcza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak. Prawda jest taka że wtedy wszyscy byliśmy jakoś bliżej siebie. Szkoda że akurat to w nas zmieniła nowa "lepsza" przyszłość. A. Karasiński

      Usuń
    2. Smutne to ale niestety prawdziwe :((

      Usuń
  5. Wiem ci ja z bezpośredniej obserwacji jak komuna bała się tego "biskupa". Jeden z jego projektów, który spędzał im sen z powiek to przekształcenie stodoły na terenie parafialnym w halę sportowa dla młodzieży Szkoda, że sie nie ziścił. Czy zauważyliście, że jest szczególne błogosławieństwo nad księżmi tej Bielawskiej parafii. Ks. Biskup budowniczy nie tylko pięknego domu parafialnego, pierwszego po wojnie obiektu architektonicznego w Bielawie- bo przecież trudno te klocki na os. XXV lecia zwać architekturą. Ale tez budowniczy kościółka w Żórawinie. Ks. Marian Kopko budowniczy pięknego i okazałego kościoła w Polkowicach a teraz perfekcyjny zarządca, restaurator i konserwator sanktuarium w Krzeszowie...

    OdpowiedzUsuń
  6. Ks Biskup prowadzil moja klase do komuni w Zorawinie. Tam tez wyremontowal kosciol, wybudowal sale religijna i inne obiekty do uzytku dla parafian. Uwielbial dzieci - jak pewnego razu zbieral pieniadze podczas mszy to moj wtedy 3-4 letni brat sie spytal "ksiadz - masz cukierka?". Nie mial ale na nastepnej mszy juz je nosil w kieszeni i bratu od tamtej pory "przemycal". Byl dobrym czlowiekiem - jako dzieci go lubilismy ale tez czulismy respekt bo jak ktos cos przeskrobal to umial nie zle krzyknac. Milo sie wspomina. Wiecej takich ludzi potrzeba.

    OdpowiedzUsuń
  7. Jestem agnostykiem i antyklerykałem, ale dobrze znałem ks. Romana Biskupa. Bywałem u niego i w Bielawie, i w Żórawinie. Ważna postać w moim życiu. Równie dobrze wspominam Panią Benię.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby ktoś z jakiegoś powodu szukał kontaktu, to: mbmbmb@onet.pl

      Usuń
  8. Kiedyś czytałem o opiekunach L.S.O. w Bielawie i zapomniano o ks. Eugeniuszu!! Nad wyraz Pobożnym księdzu. A wracając do ks.Romana Biskupa, to do tych problemów z budową domu parafialnego, to czasami, jakby mu tego było mało, to czasami wikarych też miał niezłych ,,modeli"

    OdpowiedzUsuń
  9. A kto pamięta kościelnego p. Romka? 😃😃 Jak ścigał ministrantów i dzieci pierwszokomunijne 😃😃 Ha,ha...Ubaw był nie z tej ziemi. Ale też był,co trzeba mu przyznać mocno zaangażowany w życie tej parafii...

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.