Kiedy byłem jednym z redaktorów
naszego parafialnego czasopisma „Zwiastun”, co prawda tylko przez dwa numery i
trzy spotkania redakcyjne, opiekun „Zwiastuna”, ks. Łukasz, obiecał Redakcji
zaprezentowanie właśnie tego wspomnianego świdnickiego czasopisma. Czasopismo
„Nasze Seminarium” ma również swojego opiekuna w osobie ks. mgra lic. Tomasza
Federkiewicza, który, przypuszczam, odpowiada za poprawność zamieszczanych
tekstów. U nas o tym kto pisze i co pisze w „Zwiastunie” decyduje ks.
proboszcz.
Artykuł o Internecie w wydaniu
młodego człowieka na poważnie przygotowującego się do kapłaństwa, zainteresował
mnie szczególnie, ze względu na moje często kontrowersyjnie odbierane „kumplowanie
się” z wirtualną rzeczywistością, jaką ze sobą niesie Internet. Zawarte w
artykule informacje, cytaty i spostrzeżenia dotykają również mojego pisania na
blogu. Artykuł, trochę jak wywiad, kończy się wypowiedzią prefekta WSD, który
stwierdza:
Zawsze
trzeba pytać Boga, czy to, co umieszczamy, co lajkuję jest tym, czego oczekuje
od nas Bóg, co służy dobru naszego bliźniego czy też mnie samego.
W podobnym tonie usłyszałem na moim
blogu wypowiedź, dotyczącą mojego pisania. Cytuję częściowo:
Pisanie nie polega jedynie na wyrażaniu myśli, to
także głęboka zaduma nad wymową i konsekwencją każdego słowa a z tym ma pan
wyraźny problem. Pana nieprzemyślany krytycyzm polega na ciągłym wyrządzaniu
krzywdy moralnej innym często niewinnym. Proszę czasami pokusić się o
zweryfikowanie swojej jedynie słusznej prawdy w konfrontacją z innymi opiniami
(np. powyżej), nie wspomnę o wierze, której w pańskim wydaniu nie rozumiem.
Pomijając
na razie temat wiary w moim wydaniu w tej ciekawej wypowiedzi, choć dla mnie o
tragicznym wydźwięku, słusznie podkreślona jest odpowiedzialność za napisane,
jak również wypowiedziane słowo.
Kogo
słuchać i jak słuchać, aby nie ulec bezkrytycznie temu, kto się wypowiada i
temu, kto pisze? Tak z brzegu przedstawiam kilka nazwisk wpływowych ludzi,
którzy potrafią mówić z głębokim przekonaniem o słuszności swoich racji i
związanym z tym powołaniem. Z zainteresowaniem można ich posłuchać (ks. bp
Józef Życiński już nie żyje).
Marian
Kowalski
Paweł
Chojecki
Piotr
Natanek
Adam
Boniecki
Tadeusz
Rydzyk
Józef
Życiński
Raczej przedstawiać nie trzeba. To tylko kilka kontrowersyjnych, również między sobą, nazwisk osób, które przecież mają wpływ również na nasze postawy i nasze myślenie. No chyba, że myśleć nam się nie chce i wolimy już z rana wypić piwo pod kioskiem i mieć cały dzień od myślenia wolny.
Raczej przedstawiać nie trzeba. To tylko kilka kontrowersyjnych, również między sobą, nazwisk osób, które przecież mają wpływ również na nasze postawy i nasze myślenie. No chyba, że myśleć nam się nie chce i wolimy już z rana wypić piwo pod kioskiem i mieć cały dzień od myślenia wolny.
Przedstawiając
temat w artykule, alumn Jakub pokusił się o pokazanie pewnej rzeczywistości
dotyczącej Kościoła i zrobił to uczciwie. Widać, że Kościół się zmienia, staje
ciągle przed nowymi wyzwaniami w zmieniającym się błyskawicznie świecie. Tak
jak Kościół uznał kiedyś ostatecznie, i to za sprawą człowieka Kościoła kanclerza
kapituły warmińskiej Mikołaja Kopernika, że Ziemia jednak nie jest płaska i nie
jest pępkiem świata, przynajmniej pod względem astronomicznym, tak i teraz
stanowisko Kościoła przy wielu wyzwaniach świata zmienia się, przy wiernym
trwaniu przy nauce Chrystusowej.
Kleryk
Jakub Zajadły wykazuje w swoim artykule różne podejścia ludzi tego samego Kościoła
do Internetu, choć konkretnie do Facebooka. Wchodzić - nie wchodzić, logować –
nie logować, wklejać – nie wklejać. Skoro są różne podejścia, świadczy to o
tym, że Kościół nie zabrania bawić się nowinkami, tym bardziej, jeśli mogą
służyć one do dzielenia się wiarą i do
apostołowania. Kleryk Jakub studzi jednak hurraoptymizm, pokazując i złe strony
portalu, gdy spotyka wpisy i zdjęcia niektórych
kleryków i księży, które nawet powodują
zgorszenie.
Nieopatrzna
swego czasu publikacja zdjęć z otrzęsin w katolickim gimnazjum w Lubinie, o czym
dowiedziała się cała Polska, wg kleryka Jakuba była wymownym przykładem tego, że należy cenzurować umieszczane w sieci
materiały. I tu faktycznie widać troskę i odpowiedzialność o to, co w
Internecie się umieszcza. Wg mnie, tu nie tylko chodzi o autocenzurę, ale
przede wszystkim o to, że takie wydarzenia jak w Lubiniu w ogóle nie powinny
mieć miejsca i to nie tylko w gimnazjum katolickim.
W podobnym tonie przedstawiony jest
„problem” zamieszczenia zdjęcia profilowego. I choć autor daje tu wolność
wyboru, to jednak da się odczuć, że optuje za zdjęciem księdza na facebooku w
koloratce, co również popieram.
Może to jest takie zewnętrzne
postrzeganie wizerunku osoby duchownej, ale taka obserwacja w świecie jest; dla
niektórych powodem do dumy ze swoich duszpasterzy, a dla innych powodem do
krytyki. Bezsprzecznie faktem jednak jest, że wśród osób duchownych są różnice
zdań na wiele kwestii, co czasem budzi zrozumiały niepokój Ludu Bożego.
Kiedyś np. było nie do pomyślenia, aby
księdza w miejscu publicznym zobaczyć bez sutanny. Próby ograniczania tego w
niektórych państwach, spotykały się ze sprzeciwem. Teraz księdza na mieście nie
odróżni się od „cywila”, a pozna go tylko ten, kto wie, że dana osoba jest
księdzem. Teraz księża sami się tego przywileju pozbawili; no może uzgodnili. Że
były tarcia w tym temacie również w Polsce, niech zaświadczy cytat z książki
ks. Adama Bonieckiego „Lepiej palić fajkę niż czarownice…”:
Napisał
Leszek Kołakowski w mini wykładzie o przyszłości religii i filozofii
(polecam!): „Gdy się przez jakiś czas obserwuje pewien stały kierunek przemian,
złudzenie, że tak już będzie zawsze, jest całkiem naturalne, lecz z reguły
fałszywe”. Tendencja do nadawania cechy niezmienności czy wręcz sakralizowania rzeczy
przypadkowych jest pokusą tych, którzy jak ognia obawiają się naruszenia status
quo i wynikającej z tego niepewności. Przykładem są niegdysiejsze daremne
wysiłki niektórych polskich biskupów, by zachować zwyczaj paradowania księży w
sutannach. W imię wierności wierze wymagali oni od księży noszenia tego stroju
(pochodzącego z XVI w.) wszędzie i zawsze. Tylko nieliczni (m.in. kard. Karol
Wojtyła) mówili o potrzebie jakiegoś signum distinctivum (znaku
wyróżniającego). Dziś wiadomo już, kto miał rację. Sutanna stała się strojem
używanym wyłącznie w sytuacjach urzędowych i obrzędowych. Kościół – jak się
okazało zniósł to zupełnie dobrze.
Niektórzy z alumnów w ogóle nie założyli
swojego profilu na facebooku. Jak twierdzi Artur z IV kursu, widzi on bardzo wyraźnie potrzebę osobistego
kontaktu z drugim człowiekiem szczególnie w duszpasterstwie.
I to jest piękne. Internet nigdy nie
zastąpi bezpośredniego kontaktu z wiernymi. Czas jednak pokaże, czy ksiądz
Artur będzie miał w niedalekiej już przyszłości tyle zapału, czasu, a przede
wszystkim chęci, co w seminarium, aby przynajmniej ze swoimi parafianami faktycznie
kontaktować się. Życie zgoła jednak czasami pisze inne scenariusze i dobrze
chociaż, że tylko czasami.
"Kiedy byłem jednym z redaktorów naszego parafialnego czasopisma „Zwiastun”, co prawda tylko przez dwa numery i trzy spotkania redakcyjne"
OdpowiedzUsuńhahahahahahahaha
Wcale nie jest to śmieszne-Anonimowy19 lutego 2015 19:34-jeśli wpisujesz swój post to proszę zastanów się czy masz pojęcie o czym i na jaki temat chcesz napisać.Samo twoje-haha-to jakoś tak prostacko i nie elegancko brzmi no ale cóż widać tyle możesz i dlatego redaktor z ciebie żaden a zazdrości w tobie ogrom, nawet na ten jeden wpis zabrakło tobie talentu :(( .Pozdrawiam czytelnik "Blog Bolesława Stawickiego"
OdpowiedzUsuńP.S. Anonimowy19 lutego 2015 19:34-ale jeśli umiesz kolorować obrazki kredkami to może zamiast pisać do "Zwiastuna" po prostu go pokolorujesz :))
Rzetelnie napisane subskrybuje. I. Zapraszam do mnie, zaczynam i liczę na konstruktywne uwagi
OdpowiedzUsuń