12 lutego 2015

Herreinberg - Jaschkeplatz

Oj, ciągnie wilka do lasu, czyli do pisania. Tylko o czym tu pisać, jak kwiatki na działkach jeszcze nie kwitną, śmieci po zimie jeszcze nie spalają, a na krytykowanie nowej władzy jeszcze za wcześnie. Zresztą, za co krytykować, jak wszystko przebiega zgodnie z planem, a przynajmniej mam takie przeświadczenie. To, czy te plany akurat zgadzają się z moimi, to będzie wychodzić w praniu i już nawet wychodzi. No, ale jak na razie czekam aktywnie, proponując bardziej lub mniej przemyślane pomysły.

I właśnie żeby coś komuś zaproponować, choć konkretnie to nie wiem komu, pociągnąłem do lasu, a bliżej na Górę Parkową, popularnie z niemiecka określaną jako „Holinberek” (Herreinberg). Materiału przygotowanego w to słoneczne lutowe przedpołudnie wystarczy na kilka artykułów.  Najbardziej interesował mnie jednak Jaschkeplatz („a” z dwiema kropkami u góry), do którego skierowałem się w pierwszej kolejności.
Żeby jednak przekazać właściwie intencje tego pisania, cofnę się o tysiąc lat wcześniej, kiedy to Polacy i Niemcy byli przyjaciółmi. A było to na Zjeździe Gnieźnieńskim w 1000 roku za panowania cesarza Ottona III i naszego, księcia jeszcze wtedy, Bolesława Chrobrego. Taka to była przyjaźń między Niemcami i Polakami, że Bolesław Chrobry już w 1002 roku wykorzystując zamieszanie u naszych sąsiadów, kiedy to panował tam już Henryk II, zagarnął co nieco ziem na zachód od naszej granicy, a konkretnie Milsko, Miśnię i Łużyce. Pretekstem był przygotowywany zamach na naszego władcę. Potem jeszcze dołożył Morawy i Słowaczyznę w 1003 roku i Czechy w 1004 r. Jak pamiętamy z historii, w 1018 roku były jeszcze Grody Czerwieńskie i kawałek Rusi Kijowskiej. To były czasy!
No i po tysiącu latach znów jesteśmy z Niemcami przyjaciółmi. Przeżyliśmy zabory, Kulturkampf, kolonizację niemiecką (Bolesław Prus – „Placówka”) i pojednanie w Krzyżowej, by znów poczuć się w pełni gospodarzami na swojej prastarej, słowiańskiej ziemi, również na Dolnym Śląsku. Zanim jednak z Niemcami staliśmy się przyjaciółmi, udało się nam skutecznie zniszczyć prawie wszystko, co Niemców dotyczyło, oprócz domów i zakładów, bo trzeba było gdzieś mieszkać i gdzieś pracować. Trzeba było zmiany pokoleniowej i zmiany mentalności, abyśmy potrafili docenić i uszanować to, co pozostało po gospodarzach tych ziem i aby nawet zainteresować się, jak żyli i co porabiali.
Taką zniszczoną spuścizną po mieszkańcach Bielawy są również niektóre miejsca na Górze Parkowej (Herrleinberg), zwanej również Górą Krasnoludków. A, że nie jest to gołosłowne, właśnie w drodze do wspomnianego placu można nawet spotkać Jaskinię Krasnoludków.
W tym miejscu wytłumaczę się, że ciekawe obiekty od południowej strony Góry Parkowej, poznałem dopiero dwa lata temu dzięki koledze Tadeuszowi Łazowskiemu, od którego podczas „odkrywania” tych miejsc sukcesywnie dostawałem w nagrodę reprodukcje starych pocztówek czy zdjęć. Prezentuję je, dzięki uprzejmości kolegi.
Wspomniana Grota Krasnoludków właśnie tak kiedyś wyglądała. Poniżej zdjęcie współczesne.


Przechodząc żółty szlak i idąc dalej ścieżką po zboczu, dochodzi się do niewielkiego wypłaszczenia, wydawałoby się bez znaczenia. I takie spostrzeżenie jest całkiem uzasadnione, bo nie wszyscy wiedzą, że ten niewielki plac to właśnie „Joszkeplac”. Kim był Joszke, to ja nie będę pisał, ale był kimś ważnym, skoro miał nawet miejsce sobie poświęcone. Kiedy ma się przed sobą stare zdjęcie z okresu świetności tego placu, można jeszcze współcześnie dostrzec nawet jego zarysy, zaznaczone półkolem z ułożonych kamieni. Widoczna jest ta sama skała na pierwszym planie. Cały plac, jak widać, jest zarośnięty krzakami i drzewami. Po obelisku nie ma nawet śladu.




Słyszałem o tym obelisku, że nasi go po wojnie przewrócili. Może liczono na jakieś skarby pod nim? Była też taka plotka, że podobno obok obelisku Niemcy zakopali beczki z winem. Niczego nie znaleziono, a obelisk zrzucono w dół po zboczu.
Na starej fotografii widać, że było to również miejsce odpoczynku, a może i spotkań. Są widoczne ławeczki i osoby.









I tak sobie z Tadeuszem pomyśleliśmy, że może by to miejsce doprowadzić do porządku, postawić ławeczki i jakąś tablicę informacyjną ze starym zdjęciem, jak to jest w niektórych miejscach w mieście. Nie potrzeba dużych nakładów, a może nawet żadnych. Potrzebna jest tylko zgoda władz na wycięcie drzew i krzaków w uzgodnieniu z Nadleśnictwem, czy może Konserwatorem zabytków.
Może zainteresuje się tym jakieś stowarzyszenie w Bielawie, a może Towarzystwo Przyjaciół Bielawy? Chętni do wykonania wszystkich prac na pewno w Bielawie się znajdą, jak swego czasu byli chętni do remontowania wieży widokowej na Kalenicy za czasów burmistrza Emiliana Kupca.
Czy jest ktoś chętny, aby tym się zająć od strony organizacyjnej? Jest pole do popisu, a nawet platz.


5 komentarzy:

  1. Popieram,ale...
    Prusacy także nie dbali o nasze piastowskie grody.Korzystali z nich do momentu aż zaczynały się walić.W Zagórzu Śląskim właściciel mieszkał do momentu gdy gród zaczął się sypać.Gdy zostawił go bez opieki jedno ze skrzydeł grodu runęło w przepaść,podobno kurz był tak wielki,że dotarł aż do Wuestewaltersdorf(Walim).Grody piastowskie służyły za siedziby dla rycerzy rabusiów.Tak było też z grodem nad Peterswaldau na górze Grodzisko(535 )-spłonął.
    Ale należy ratować to co zostało-czy to piastowskie czy niemieckie,i zachować dla potomnych.

    Wyszedłszy piękną doliną Eulengebirge(G.Sowie),które ozdobne zabudowania tam okolicę upiększają,
    wpośród powabnych i uśmiechających się domów dają się widzieć góry uwieńczone szumiącym lasem.
    Wyszedłszy na góry,w znacznej rozległości od strony południowej,po obu stronach niewielkiej
    osady Langenbielau(Bielawa),w rozległości prawie godziny rozpościerają się urodzajne pola,to jest aż po same góry:ku zachodowi i północo-zachodowi ; znajdują się rozkoszne łąki przyozdobione większymi i mniejszymi zwierciadłami rybnych sadzawek mrugających wśród blasku słońca wznoszącego się nad górami.
    W Langenbielau i Peterswaldau znajdują się dostateczne powozy do podróży po kraju tym; do podróży zaś po górach dla dam słabowitych albo nielubiących trudności; znajdują się wygodne i odsłonięte lektyki czyli krzesła drążkowe,w których można bez najmniejszego niebezpieczeństwa i trudności całe góry zwiedzić.Każdemu"drążnikowi"płaci się po jednym pruskim talarze na dzień i żywi się go przytem.
    Na muzykę jest także składka co tydzień.Po obiedzie krzepniejsza część świata,czy to konno,powozami lub pieszo rozlatnie się w okolice na spacer.
    Droga prowadząca do Steinkunzendorf(Kamionki)i Steinseifersdorf(Rościszów) gdyby nie dla kurzu,jużby dla nieustannego przechdu była najprzyjemniejsza.
    Nad to prowadzą jeszcze po łąkach rozmaite ścieżki,które albo nadzwyczajne widoki po drodze zwiastują,albo prowadzą na spoczynek pomiędzy cienie pięknej drzewiny,albo też w przyjemny chłodek nad brzeg trzciną pokrytych sadzawek; albo też piękne wodoskoki.
    Obok niebieskawego wysokich gór cienia,który wszystko otacza dookoła,wystawia się nam najpiękniejszy rzut malarski,przecudny krajowidok.
    Często czuby górskie oblekają chmury,a w dolinach występują sinawe mgły,które nie pozwalają całymi tygodniami przedrzeć się promieniom słonecznym do ziemi,by ogrzać i osuszyć drzewostany.
    Idąc przez romantyczne doliny,po kamieniach toczą swoje skroplone wody górskie potoki,spadają po kamieniach łącząc się przez swoje mruczenie z przyjemnym rozgwarem ptasząt,które tu licznie w tym
    romantycznym miejscu przebywają.
    Każda rzecz w Naturze wyznaczone ma koło pewne do obieżenia.Każda rzecz dozna tego losu,podłóg podobności prawdy,na którą zapatrujemy się dotąd,jako na czysty przypadek z praw Natury od Twórcy ustanowionych,a z wielkości tego Fenomenu,dochodzimy przeniknieni czcią i uszanowaniem wielkości i Potęgi Najwyższego Jestestwa,które Ziemią i Niebem opiekują się:nadało im pewne prawa,rozumowi ludzkiemu tajne,podłóg których odprawia się wszystko w naturze.
    "Et demitte nobis debita nostra"
    Henryk

    OdpowiedzUsuń
  2. No, ładnie. Wypowiedź pana Henryka jakby potwierdzała to, że są osoby, których interesuje to, jak żyli dawniej na tych ziemiach ludzie. Ciekawy jest w tym tekście dawny zwrot dotyczący odległości "w rozległości prawie godziny". teraz chyba powiedziałoby się - pięć kilometrów. Nie umiem sobie też wytłumaczyć z Księgi Jonasza ze ST, że Niniwa była duża na trzy dni drogi.No i wrócił temat "rybnych sadzawek" w Bielawie. Ja słyszałem, że było ich nawet dwanaście, jednak jakoś nikt ze starszych nie chce tego potwierdzić.

    OdpowiedzUsuń
  3. Z tymi stawami to jest bardzo ciekawa sprawa. Średniowiecze sprzyjało gwałtownemu wzrostowi liczby ludności, to był gwałtowny skok ilościowy. Na swoje potrzeby ludzie w całej Europie wycieli praktycznie wszystkie lasy, zbudowano chyba wszystkie wsie jakie do tej pory istnieją, a po wielu z nich ślad całkowicie zaginął. Ludzie byli bardzo zaradni, każdy kawałek dostępnego terenu był zagospodarowywany, cieki wodne też. Nie na darmo w każdym mieście jest co najmniej jedna Młynówka. Nie było kawałka strumienia bez zastawki i koła wodnego. U nas co zostało to Rote Muhle w Jodłowniku oraz niezliczone wały w okolicy Potoczku, Lasocina, Rościszowa, Bratoszowa. Gdzieś w czeluściach Internetu można znaleźć zdjęcie koła wodnego z okolic ul.Kopernika i obecnego skrzyżowania z obwodnicą. Moi dziadkowie mieli tam gospodarstwo rolne po Niemcach jako osadnicy wojskowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziadkowie Pana przejęli prawdopodobnie gospodarstwo po rodzinie Schenk, która gospodarzyła w Bielawie co najmniej przez 200 lat. Do niej należała m.in. Góra Parkowa, do której kiedyś prowadziła, dzisiejsza, tylko częściowo zachowana aleja Czereśniowa, przed 1945 r. nazywana Schenk Weg. Może ma Pan jakieś zdjęcia rodzinne z tego gospodarstwa. Gdyby tak było to proszę o kontakt, myślę, że Pan Bolesław, który mnie zna osobiście mógłby w tym pośredniczyć. Pozdrawiam Sylwester

      Usuń
  4. O górze Parkowej (oficjalna spolsczona nazwa niemieckiej Herleinberg, to Panek) i obiektach na niej http://dolny-slask.org.pl/515761,Bielawa,Gora_Parkowa_Panek.html . Sylwester

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.