16 lipca 2017

W Zagórzu Śląskim

Zagórze Śląskie to takie miejsce, w którym przynajmniej raz w roku powinno się sprawdzić, co słychać, podobnie jak Wojsławice czy Wielka Sowa. Wtedy czuje się jakąś pełnię i satysfakcję z wykonanego miłego obowiązku w sezonie. A i tak ludzie szukają cały czas nowych wyzwań, których realizacje zadziwiają, żeby tak skromnie to określić. Wymienię choćby mojego kolegę Tadeusza Goneta, za którym mało kto nadąży, czy niezmordowanego Komentatora Henryka, który wg moich obliczeń ma już 71 lat i tylko w tym roku wlazł na Wielką Sowę już 20 razy. Mam wyścigowy rower po „dziadku”, który miał ponad 70 lat i robił rocznie 22 tys. kilometrów. Coś w tym jest nieodgadnionego, a co w duszy człowieka gra.

            Wybraliśmy się rodzinnie do Zagórza w niedzielę 9 lipca. Ludzi było moc. Samochodów również. Sprawdziliśmy, że zmieniło się dużo. Wreszcie to miejsce po okresie wyjścia z komuny żyje i ma się całkiem dobrze. Zaskoczyła nas tyrolka nad wodą, co pokazuję na zdjęciach. Zjazd kosztuje 20 zł i chętnych nie brakuje.
            Chciałem pokazać romantyczną drogę po drugiej stronie aż do tamy, ale romantyzmu nie było, bo ludzi było na ścieżce „jak mrówków”. No i osunąłem się ze skarpy i o mało co nie spadłem w przepaść do wody. Na szczęście chwyciłem się barierki.

            Proszę uważać i być czujnym.






























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.