31 stycznia 2015

Jak to jest...?

   
   "Gdy Jezus przyszedł do domu pewnego przywódcy faryzeuszów, aby w szabat spożyć posiłek, oni Go śledzili. Potem opowiedział zaproszonym przypowieść, gdy zauważył, jak sobie pierwsze miejsca wybierali. Tak mówił do nich: Jeśli cię kto zaprosi na ucztę, nie zajmuj pierwszego miejsca, by czasem ktoś znakomitszy od ciebie nie był zaproszony przez niego. Wówczas przyjdzie ten, kto was obu zaprosił, i powie ci: Ustąp temu miejsca; i musiałbyś ze wstydem zająć ostatnie miejsce. Lecz gdy będziesz zaproszony, idź i usiądź na ostatnim miejscu. Wtedy przyjdzie gospodarz i powie ci: Przyjacielu, przesiądź się wyżej; i spotka cię zaszczyt wobec wszystkich współbiesiadników. Każdy bowiem, kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony."
                                                                                                                                                                                                                                                                      Łk 14,1.7-11


Bezsprzecznym jest fakt, że każdy katolik w społeczności katolików ma swoje miejsce. To miejsce ma zagwarantowane w Kościele katolickim i z chwilą przyjęcia sakramentu Chrztu św. jest we wspólnocie wierzących ludzi. W tej wspólnocie z czasem poszukuje sobie miejsca sam, ale na początku przy pomocy i udziale swoich wierzących rodziców. Małego katolika przyprowadza się do kościoła w wózku, potem może bierze się na kolana, a za bardziej niesfornymi biega się po całej świątyni, bacząc, aby malcowi nie stała się jakaś krzywda. Potem dziecko ma swoje miejsce na katechezie i w kościele w ławce przy rodzicach lub blisko ołtarza. Młodzież, już bez rodziców, jeśli jeszcze chodzi do kościoła, to najczęściej wybiera miejsce za filarami lub pod ścianami, aby nie przeszkadzać innym, gdy w swoim gronie trzeba koniecznie w świątyni podzielić się wrażeniami z przespanej lub przeimprezowanej nocy. I tak w swoim parafialnym kościele poszukuje się swojego miejsca, by ostatecznie siadać tam, gdzie się przyzwyczailiśmy, gdzie się najlepiej czujemy, gdzie jest duże prawdopodobieństwo, że pojawi się za chwilę znajomy sąsiad z kościelnej ławki, który też ma swoje miejsce. Często na Mszy św. pogrzebowej ksiądz w odniesieniu do tych bardziej gorliwych wyraża swoje spostrzeżenie, że zmarły „miał swoje miejsce”, że „zostało po nim puste miejsce” itp.
            To „swoje miejsce” w parafialnej świątyni jeszcze niedawno generalnie traktowano dosłownie, a i w niektórych regionach jeszcze tak pozostało.
            Jak pamiętam dobrze z okresu dzieciństwa, w moim parafialnym kościele we Włocławku na ławkach były przykręcone mosiężne tabliczki z nazwiskami parafian, którzy w tym określonym miejscu siadali podczas Mszy św. i nabożeństw. To było ich miejsce, zapewne opłacane, na którym nikt inny usiąść nie mógł, bo ryzykował, że w bardziej lub mniej kulturalny sposób zostanie z niego wyproszony. Sam widziałem, jak mój ojciec, ślusarz, takie tabliczki z wygrawerowanymi nazwiskami wykonywał na zamówienie. Te tabliczki miały swój urok – raczej było nieprawdopodobnym, aby znaleźć dwie jednakowe.
I w naszym kościele jeszcze takie są, ale dotyczą wyłącznie miejsc dla sióstr zakonnych zgromadzeń, które w Bielawie są, lub, jak w przypadku Sióstr Elżbietanek – było.




        Ale w kościele, gdzieś w „opolskim” na trasie pieszej pielgrzymki na Jasną Górę w 2010 roku, w której uczestniczyłem, podobne tabliczki na ławkach spotkałem. To było, gdy wreszcie wyszliśmy z lasów na szosę wprost na duży, murowany z czerwonej cegły wiejski kościół. Zaczęło lać i ks. proboszcz tamtejszej parafii otworzył nam kościół, abyśmy przeczekali burzę. I właśnie, co mnie zaskoczyło, to przykręcone tabliczki z pleksi, a pod nimi na kartce nazwiska osób z zaznaczeniem godziny Mszy św., na której ta osoba ma prawo siedzieć na ustalonym miejscu. Niemiecka skrupulatność.
Jak jest u nas i czy jest to dobrze? Otóż u nas jest tak, jak jest, a dobrze nie jest i nie spodziewam się, że będzie inaczej.
Nasze ławki są bardzo długie i swoją jednolitą konstrukcją, można powiedzieć, obejmują stronę nawy głównej i nawę boczną. Miedzy filarami jest przegroda.


Jak daje się zauważyć, ci parafianie, którzy chcą siedzieć na „swoich” miejscach, przychodzą na mszę św. trochę wcześniej. Te ich miejsca, to najczęściej miejsca z brzegu ławki. W lato w ławce mieści się spokojne sześć dorosłych osób, zimą – pięć. Gdy przychodzą następne osoby do ławki, ta osoba siedząca z brzegu ławki wstaje, a wchodząca przeciska się między nią, a ławką idąc po klęczniku. Jest sprawa, jak się ustawić wchodząc. Czy twarzą do osoby i tyłem do tabernakulum, czy przodem do tabernakulum, a tyłem do osoby, czy może bokiem, ale wtedy, którym – prawym czy lewym. Trzeba przy tym pamiętać, żeby w jakiś sposób trzymać się ławki, aby nie za bardzo zbliżyć się do stojącej w ławce osoby, lub się na nią nie przewrócić. Trzeba też brać oczywiście poprawkę na porę roku w związku z grubością ubrania. Jeszcze ciekawiej jest, gdy trzeba przecisnąć się na piąte, albo szóste miejsce.



A gdyby tak osoba, która przychodzi do ławki jako pierwsza, zajęła miejsce dalej, to wtedy inne, chętne do siedzenia w tej ławce spokojnie by do niej weszły, pozostawiając dalej wolne miejsce z brzegu. Nikt się nie przeciska, wszyscy siedzą, pełna kultura. Potem ewentualnie można całym szeregiem przesunąć się do brzegu. W przypadku wychodzenia do Komunii św. – podobnie: wychodzimy od brzegu, a przychodząc, siadamy w głębi. I wydawałoby się to takie proste, ale, gdzie wtedy jest to „moje” miejsce? No tak i to jest właśnie to nasze „ja” i to nasze „ego”.
Są kościoły, w których z siadaniem do ławek nie ma zasadniczo problemu, bo jest dojście do ławki z obu stron. Tak jest np. w nowym kościele w Sulejówku, ale i w moim parafialnym we Włocławku też jest podobnie, jak również w Dzierżoniowie u św. Jerzego, czy u Matki Kościoła.


Kościół w Sulejówku


Kościół w Kłodawie


Kościół w Przespolewie


Kaplica we Wleniu

Można by zapytać, po co ja to piszę? Czy może po to, o co jestem często posądzany, żeby choć trochę pomieszać? Oczywiście nie odpowiem, bo nie mogę być sędzią w swojej sprawie, natomiast dopiszę coś o woli. Człowiek, jak wiemy, ma wolną wolę. Ale również mówi się o człowieku, że ma dobrą wolę lub złą wolę. Ja w przypadku zajmowania miejsca w kościele nie siadam z brzegu, tylko raczej tak, aby następnym w zajmowaniu miejsca nie przeszkadzać, wykazując tym dobrą wolę. I wolę takim pozostać zupełnie nie zabiegając o to, żeby podczas żałobnych uroczystości mnie dotyczących ktoś powiedział, że Stawicki miał swoje miejsce w kościele.
Na koniec może jeszcze drobne uzupełnienie. Wchodzenie do ławek po klęczniku, nie dotyczy ostatnich, nowych ławek po lewej stronie kościoła, bo tam po prostu klęcznika nie ma. Sam byłem ciekawy, jak w takiej ławce „klęczeć” na "klęczniku" i kiedyś w niej usiadłem. Tam się po prostu nie klęka, tylko oszukuje, że się klęka, a tak naprawdę to wisi się na pośladkach.

            Ciekawa postawa i pozycja. Radzę spróbować.





4 komentarze:

  1. Polecam nowy artykuł Radka Kisielewicza.
    http://kradek.blogspot.com/2015/01/ratunku-sasiedzi-gwaca-czyli-cae-zycie.html

    OdpowiedzUsuń
  2. A jeszcze na klęcznikach rozkładają sobie szmatki do klękania, żeby nie ubrudzić kolan podczas Podniesienia. Nie oszczędzam tych szmatek-jeśli muszę się przeciskać, to normalnie depczę po nich. I myślę, że Pan Jezus o to się na mnie nie gniewa.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie też smuci zajmowanie "swoich miejsc". Byłam świadkiem jak jedna pani z "bulem serca" długo stała przy "swojej" już zajętej ławce w nadziei, że ktoś się rozmyśli i wyjdzie z niej. W połowie mszy znalazła sobie inne miejsce siedzące, a było w czym wybierać.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam serdecznie tak naprawdę niektórzy specjalnie stoją, żeby być w centrum uwagii podczas mszy. Tak naprawdę kto chce to znajdzie sobie miejsce przychodząc wcześniej te 5 minut do kościoła. Reszta tak naprawdę jest leniem i idą, a nawet się spóźniają do kościoła.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.