Kłusownik

Wczoraj, dopiero trzeci raz w tym roku byłem na rybach. Jak na rasowego wędkarza, to bardzo mało, tym bardziej, że za pierwszym razem złowiłem dwie płotki, a za następnym raptem sześć. Porażka totalna. Co prawda wczoraj udało mi się złowić trzydzieści rybek po kilkugodzinnym oczekiwaniu na pierwsze branie i dopiero po godzinnym deszczu.

            Czas oczekiwania na zanurzenie spławika umilały mi śpiewające siewki czy sieweczki, które podobno są na zbiorniku i skrzeczące żaby. Oczywiście były łabędzie, a dwa młode nawet sprytnie wdrapały się na „ojca” i pływały za darmo, bez wysiłku. No i te wszechobecne dzikie kaczki, bez sensu szwendające się po wodzie i fruwające w te i nazad – też bez sensu. Tak oceniam, ale może kaczki z kolei oceniły mnie, że to przecież bez sensu siedzieć nad wodą, gdy ryby nie biorą.

            No i ta tęcza.

            Wędkarz, z opłaconymi składakami za bieżący rok, ma obowiązek przestrzegania regulaminu amatorskiego połowu ryb w tym obowiązek posprzątania terenu przed przystąpieniem do wędkowania w promieniu pięciu metrów. Jest to żenujące, że ludzie śmiecą gdzie popadnie – w tym również wędkarze.

            No i sprzątając teren natrafiłem na takie coś. To jest typowe narzędzie kłusownika na grube ryby: Sznur, haczyk z przyponem z żyłki, obciążenie i kołek do wbicia w ziemię. Na czym to kłusowanie polega, to już nie trudno sobie wyobrazić.

        Tak robić nie można. To nie jest zgodne z regulaminem połowu ryb i traktowane jest jako przestępstwo. Należy reagować, gdy jest się świadkiem kłusowania, z wezwaniem policji włącznie.

            Już w najbliższą niedzielę znów będą wybory – tym razem do Parlamentu Europejskiego. Nie będę się nad tym rozwodził, ale w związku z tym apeluję do Szanownych Czytelników:

 

              NIE GŁOSUJEMY NA KŁUSOWNIKÓW !!!