Jak
zawsze piszę z troską o nasze bielawskie sprawy. Tym razem o zbiorniku.
Jechałem dzisiaj na ryby od strony
ul. Asnyka i wiaduktu kolejowego. Po wczorajszej ulewie i gradobiciu niestety
szorująca z góry woda zmyła część nasadzeń, jakie są od niedawna pod koroną
zbiornika. Wygląda to fatalnie, a i perspektywy na przyszłość również, jeśli te
nasadzenia jakoś nie zostaną zabezpieczone.
Drugi temat, to wakeboard. Akurat
ostatnio udaje mi się łowić na cyplu, a więc praktycznie wszystko dobrze widzę,
co się tam dzieje z tymi nartami wodnymi, a najgorsze to to, że i słyszę.
Szaleństwa nie ma, bo w ciągu tych kilku godzin, jakie spędzam nad wodą,
przejadą się raptem dwie, czy trzy osoby, a może to i nawet są ci, którzy ten
obiekt obsługują. Przypuszczam, że Miasto na tym kokosów nie robi, a zły
przykład z tego obiektu słychać. Otóż słychać stamtąd przekleństwa i to w
formie tak swobodnej, że aż dziw, że pracownicy OSIRu tak potrafią. Nie są to
jakieś tam rozmowy między sobą, ale nawet darcie się przez tubę do zawodników
na wodzie. Ku.wy lecą równo na cały akwen, bo wiadomo, że po wodzie niesie, a
ci na nartach są czasem chwaleni, że jeżdżą za…biście. No po prostu talenty.
Czy pan burmistrz wie, jakie
chamstwo firmuje na Jeziorze Bielawskim? To przecież są jego ludzie w pracy.
Przecież Pan wie kto tam pracuje... zatkali tym podnóżkom gęby jakimiś marnymi ochłapami z najniższą krajową, niestety ze szkodą dla tego pięknego terenu... te typy nie potrafią bez przekleństw funkcjonować
OdpowiedzUsuń