Mieszkam
w Bielawie od 34 lat. Jestem jednym z grona tych, którzy zdecydowali, że w
Bielawie warto się osiedlić, tu pracować, tu wychowywać swoje dzieci i tu
cieszyć się wnukami. Jestem wśród tych szczęśliwców, którzy całą rodzinę mają
na miejscu. Jest dla kogo żyć i jest dla kogo zabiegać o dobro Bielawy. Zawsze
byłem aktywny i również obserwuję z pewnym, nawet emocjonalnym zaangażowaniem
to, co się dzieje w naszym mieście.
Oczywiście
część z tych obserwacji dotyczy też i naszej lokalnej władzy, co jest raczej
naturalne, bo czy ją lubimy, czy nie, czy jesteśmy jej zwolennikami, czy nie –
nie da się ukryć, że stanowi ona ważny element naszej lokalnej rzeczywistości.
Po
1990 roku, kiedy dano nam możliwość faktycznego, realnego wpływania na jej
osobowy skład, wzrosła również i nasza odpowiedzialność za jej wybór, choć
coraz trudniej ten realny wpływ zauważyć.
Obserwując
naszą lokalną scenę polityczną zauważam z pewną troską, że od wielu lat jest
ona dosłownie zabetonowana. Te same nazwiska, te same postawy, układy, żenujące
sytuacje i powracające demony zamierzchłych, złych czasów. Dlaczego tak jest?
Ciągle narzekamy, podobnie jak na Sejm Rzeczypospolitej i rząd, a potem idziemy
i wybieramy tych samych ludzi. Jest to dla mnie jeden z większych paradoksów
naszej polskiej rzeczywistości.
Wybory,
to dzisiaj sprawa garstki ludzi, którzy usadowili się w polityce i między sobą
rozgrywają jakąś grę. Czasami, tylko przy okazji wyborów, dopuszczają wyborców
do głosu, bo tylko wtedy jesteśmy im potrzebni. Wielu więc nie bierze udziału w
wyborach, nie czuje się emocjonalnie związanymi z tym wydarzeniem. Ci wolą żyć
własnym życiem, obok. No i mamy taki wynik, jaki mamy.
Mam
swoje lata, ale jeszcze chce mi się działać, zmieniać, poprawiać, o coś
walczyć. I tak znalazłem się w KWW Marcina Raka, bo przy nim widzę realną
szansę spełnienia swojej aktywności. Wraz z poparciem Marcina Raka, kandydata
Obywatelskiego Bloku Samorządowego, przez Prawo i Sprawiedliwość, spadła na
jego fala hejtu. Dlaczego młody człowiek, prawnik, odwzajemnił sympatię ze
strony PiS? Jak sądzę, z tych samych
powodów, co ja. Wolę tych, którzy ścigają złodziejstwo, od tych, którzy je
wspierają. Wolę tych, co dotrzymują słowa, od tych, którzy go nie dotrzymują. Wolę
tych, co zmieniają kraj, od tych, którzy biernie nim administrują.
To
chyba słuszna teza, że Rada Miejska powinna być mieszaniną młodości i wieku
dojrzałego. Młodość to energia, parcie na zmiany, czasami sięganie po rzeczy
wydawałoby się nierealne – dojrzałość, to doświadczenie i rozwaga.
Ale
burmistrza miasta wolę młodego. Powinien mieć on w sobie energię i moc
zmieniania rzeczywistości. Burmistrzowanie to bardzo ciężka praca, wymagająca
też zwykłej, fizycznej kondycji. Wymagająca odwagi w podejmowaniu trudnych
decyzji. Odporności na ludzi, którzy, tak bywa zawsze i wszędzie, chcą się do
władzy przytulić i coś dla siebie ugrać.
I
Marcin Rak, od czasu kiedy go poznałem, mi zwyczajnie zaimponował. Dziesiątki
pomysłów w obszarze działania OSiR-u, rozmach, konsekwencja w realizacji swoich
zamierzeń. To dało się autentycznie odczuć. Coś nowego. Powiało w Bielawie
jakąś aktywnością, do tej pory nieznaną. Dawało się
zauważyć jakąś normalną, uczciwą pracę, wykonywaną z zaangażowaniem, a czasami
wręcz z pasją.
Mogę
się teraz przyznać, że już w 2016 roku pytałem Marcina, czy nie myśli o
stanowisku burmistrza Bielawy. Widać było, że to pytanie go zaskoczyło. A
jednak to pytanie nie było z tych bez sensu.
Obecnie
w Bielawie mamy wysyp młodych kandydatów na burmistrza, co świadczy
jednoznacznie, że ci młodzi, tych starych, doświadczonych w bojach i
zasłużonych, mają już szczerze dość. Mają szczerze dość burmistrza Łyżwy i jego
zastępcy – Runowicza. Jeżeli Bielawa ma się rozwijać szczególnie z myślą o
młodych, a nie być li tylko zatroskaną o los emerytów i rencistów, to
faktycznie trzeba stawiać na młodych w zarządzaniu.
Marcin
Rak najlepiej pasuje mi do mojego wyobrażenia burmistrza miasta. Co prawda ma małe
doświadczenie polityczne, ale to zaleta. Nie ciągnie się za nim ogon zależności,
wpływów, zmurszałych układów, tak jak za większością pozostałych kandydatów,
nawet tych określanych mianem młodych.
Każdy
już niedługo może wybrać tak, jak będzie chciał. Na tym polega demokracja. A
żyć będziemy, tak jak wybierzemy.
Bo
choć ciągle pokutuje u nas przeświadczenie, że to i tak nic nie da, że nie mam
na nic wpływu, to tak naprawdę w wyborach i to na pięć lat, decydujemy, kto i
jak będzie wydawał nasze wspólne pieniądze, ogromne pieniądze. Decydujemy, czy
za te pieniądze poprawione zostaną warunki naszego życia, tu w Bielawie, w
znacznym stopniu czy tylko troszkę, jak w ostatnich 4 latach.
Właśnie
te ostatnie cztery lata uważam za okres przejściowy od rządów szesnastoletniej,
dźwinielowskiej hegemoni, w której wszyscy obecni kandydaci na burmistrzów w
Bielawie, za wyjątkiem Marcina Raka, brali udział, do okresu dobrej, wytężonej
pracy na rzecz wszystkich. I jestem pewien, że za burmistrza Raka będzie
normalnie, dobrze, bez afer, bez emocji, chyba że tych – och! i ach!
Jednak
miało być o kwiatkach i ptaszkach przed wyborami, jak obiecałem.
Ja
jestem słowny i słowa dotrzymuję.
Tak
więc - mamy ładne kwiatki w tej kampanii wyborczej, a wróble już o tym
ćwierkają, że jednak – Marcin Rak, czego DOBRZE ŻYCZĘ naszemu miastu –
Bielawie.
BBBS Bielawski Bloger Bolesław Stawicki
Za małe doświadczenie i za krótki staż w samarzadzie ma Pana kandydat. Poza tym jest za młody. Ma dopiero 35 lat. Jeszcze nie czas na niego. Do rady tak. Na burmistrza nie
OdpowiedzUsuńRacja.Popiera Pan 34-latka,którego dotychczasowym doświadczeniem było bycie dyrektorem OSiR. I tyle.Ale Pan jest miłośnikiem PiSu i to wszystko wyjaśnia.
OdpowiedzUsuń