Powoli
zbliżamy się do końca cyklu. Oprócz tych zaprezentowanych w tym materiale,
pozostały jeszcze do przedstawienia cztery. Te dzisiejsze, to turystyczne, w
których widać ślady ingerencji w kierunku przeróbek.
Z tym niebieskim jest problem, bo
nie pamiętam skąd on u mnie się wziął? Prawdopodobnie z Krakowa, ale wymaga to
potwierdzenia. Co ja, z kolei przy nim majstrowałem, też nie pamiętam. Na pewno
na nim jeździłem i pamiętam, że jeździło się dobrze, bo jest dość lekki. Czy
jeszcze wróci do łask, po jakimś remoncie? To już chyba zależy tylko od
wnuczków, czy któreś taki rower zechce. Mogę przygotować. Ale to też nie tylko
chęć do jeżdżenia o tym decyduje, ale i miejsce w piwnicy.
Ten zielony rower - wiem na pewno,
skąd się wziął u nas. Wspomniany wcześniej kolega Jurek, robił porządki w
piwnicy i zapytał mnie przy okazji, czy nie chcę roweru. No cóż, jak stanowisko
do wielu innych, nie śmiałem odmówić. Widać, że przeróbka totalna, ale naprawdę
był na chodzie i jeździłem na nim z wykorzystaniem bagażnika, bo wtedy jeszcze
był. Teraz, jak widać – totalna ruina. Ale są pewne ciekawostki. Otóż rama jest
na pewno Waganta. O takim rowerze pisałem w cyklu. Przednie koło jest
przykręcone za pomocą motylków. Takie koła kiedyś były. Właśnie moja ESKA SPORT
miała takie motylki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.