Po
sprowadzeniu się do Bielawy, do pracy na Wykończalnię „Bieltexu” jeździłem
autobusem. Wystawałem, jak wielu, na przystankach tak w jedną jak i w drugą
stronę. Jakoś nie myślałem o rowerze. A zresztą, rowerów w sprzedaży nie było,
a mnie wkrótce powołali na rok do wojska. Po powrocie z wojska jednak o rowerze
zacząłem myśleć, bo jeżdżenie do pracy autobusem było uciążliwe i zabierało
sporo czasu. Problem był w tym, że, jak wspomniałem, rowerów w sklepie nie
było. Może i przychodziły, ale zapewne były sprzedawane od ręki, a może nawet
nie były wystawiane na sklep. Młodzi zapewne nie potrafią sobie tego wyobrazić,
a może nawet nie wierzą.
Dowiedziałem się, że składa rowery
pan Mirosław Angiel, znany wtedy w Bielawie kolarz. Poszedłem porozmawiać i
załatwiłem, że złoży mi składaka. Trochę to trwało, bo pan Mirosław jeździł po
części do rowerów do Wałbrzycha i innych miast, i wiem, że na swoim wyścigowym
rowerze. Jakoś te części na tym rowerze przywoził, co przecież łatwe nie było.
Złożył mi w krótkim czasie składaka „Flaming”. Był kompletny jak ze sklepu. Był
koloru pomarańczowego, jak na załączonym zdjęciu z Internetu. Na pewno miał
taką ramę, koła, błotniki, bagażnik, przekładnię, osłonę na łańcuch i dynamo.
Co do reszty to pewien nie jestem.
Od tamtej pory aż po dzień
dzisiejszy z panem Mirosławem Angielem się znamy. Jeździł do pracy też
składakiem i nawet czasami spotykaliśmy się na drodze, i próbowałem z nim się
ścigać. Oczywiście zawsze przegrywałem, ale tylko z nim. Wszystkich innych
wyprzedzałem bez problemu.
Pan Angiel jest najbardziej znanym w
Bielawie kolarzem, który zdobył w swojej karierze wiele tytułów. Chyba trenował
we wrocławskim „Dolmelu” i ścigał się z samym Ryszardem Szurkowskim. Podobnie
mój sąsiad z klatki w bloku – Stanisław Klekota, który nawet namawiał mnie,
abym wrócił do kolarstwa. Potem poznałem jeszcze Cześka Bronowickiego, który
podobnie jak Angiel, liczył się w stawce dolnośląskich kolarzy w tamtym
okresie.
Z tego „Flaminga” pozostała mi rama
i bagażnik. Powinno to właściwie być już na złomie, ale przecież jakoś trudno
rozstać się z tą historią.
A na tym bagażniku woziłem do
przedszkola swoich synów. Trochę mieli ciasno we dwóch na jednym bagażniku, zwłaszcza
zimą, ale dawaliśmy radę.
Piękna kolekcja!
OdpowiedzUsuń