Jechałem
w piątek po obiedzie na ryby na zbiornik. Uprawiam klasyczne wędkowanie, a więc
miałem przez plecy przewieszone w pokrowcu dwie wędki odległościówki i jedną
gruntówkę. Do tego stara, duża podróżna torba na bagażniku z niezbędnymi
przyrządami, ubraniem przeciwdeszczowym i cieplejszym ubraniem ewentualnie na
wieczór. Na bagażniku jeszcze torba z siatką na ryby, podbierakiem, gąbka do
siedzenia i worki foliowe, gdyba trzeba było przykryć sprzęt. Na kierownicy - po
jednej stronie wiadro z zanętą, a po drugiej mniejsze z przynętami. Składak z
zębatką 18-tką z tyłu. Jechałem w gumowcach, bo na miejscu gdzie łowię, trzeba
wejść do wody. Ciężko pod górę od strony Asnyka między wałem zbiornika a
nasypem torów kolejowych. Jadę na wyspę.
Widzę przed sobą zjeżdżających na
rowerach czterech chłopców. Jeden się zatrzymał, a trzech stanęło zaraz
poniżej. Minąłem ich, mozoląc się pod górę. Kiedy dojechałem do tego jednego,
zatrzymał mnie i powiedział:
- Proszę pana, niech mi pan pomoże!
Chłopców oceniam gdzieś tak na
piątą, a może nawet szóstą klasę.
- Co się stało? – zapytałem.
- Ci chłopcy cały czas jadą ze mną,
przeszkadzają mi. Na siłowni nie pozwalali mi poćwiczyć. Teraz jadą ze mną, a
ja tego nie chcę. – opowiada.
- To twoi koledzy? Jedziesz do domu?
Gdzie mieszkasz? – pytam.
- Nie, to nie moi koledzy, nie znam
ich, mieszkam w Pieszycach i chcę dojechać do domu przez pola.
Chłopcy czekają. Zrozumiałem
sytuację. Trzeba znaleźć się w podobnej, żeby to również zrozumieć.
- Chłopcy, podejdźcie no tu!
Nie spodziewałem się, że podejdą. To
typy – kupą na jednego. Niewątpliwie mam do czynienia z przejawem terroryzmu i
wszystko w takiej sytuacji może się wydarzyć.
- Pomogę ci! Ja pojadę za nimi, bo
na pewno będą uciekać. Ty jedź za mną i skręć na Pieszyce, bo oni są na pewno z
Bielawy. Pogonię ich na tyle, że już cię nie dogonią.
Odwróciłem rower, wsiadłem i z całym
tym majdanem po kamienistej drodze puściłem się z górki. Młody za mną. Chłopaki
błyskawicznie wsiedli na swoje wypasione górale i uciekają ile sił w nogach.
Nie skręcili w stronę Asnyka, tylko pojechali prosto do Lotniczej, oglądając
się co chwila. Jechałem za nimi jeszcze chwilę, aby ten młody człowiek z
Pieszyc oddalił się na bezpieczną odległość. Zwolniłem. Widać było euforię w
tej trójce i podniesione w geście zwycięstwa ręce, gdy zawracałem. Wygrali.
To taka krótka sytuacja, w której
każdy może się znaleźć. To o tym wspominał pan Henryk w komentarzu do filmiku z
tonącym. Do jakich zachowań jesteśmy zdolni w różnych sytuacjach: kąpiących się
w niedozwolonych miejscach, skaczących na zbiorniku z pomostu mimo zakazu,
palących papierosy na przystankach, nie sprzątających po swoim psie,
parkujących na trawnikach, zaśmiecających park, rozbijających butelki na ścieżkach
rowerowych i jeszcze przecież tak wielu innych?
Ktoś mnie niedawno ironicznie nazwał
w komentarzu – strażnik teksasu z Bielawy. Nie bardzo rozumiałem, o co chodzi.
Obejrzałem nawet kawałek jednego odcinka filmu. Czy to źle, że reaguję czasami
i dlaczego od razu nazywać to czepianiem się? Czy na pewno liczę na jakieś
uznanie i profity za to, że byłem z innymi sprzątać Cegielnię? Czy nagłaśniam
to, że udało mi się coś załatwić?
Ten młody człowiek zanim pogoniliśmy
tych młodocianych terrorystów, zwrócił się do mnie na pożegnanie:
- Dziękuję panu. Jestem panu
wdzięczny.
I to wystarczy.
Bardzo dobra postawa.
OdpowiedzUsuńMozna zawsze strzelic "malym terorystom" fotke z telefonu i ja opublikowac.