To było 8 grudnia 2014 roku tuż przed
zaprzysiężeniem pana Piotra Łyżwy na stanowisko burmistrza Bielawy. Radnego
Kamila Wojciechowskiego spotkałem w pomieszczeniu przy sali plenarnej, gdzie
zwykle można się rozebrać i pogadać w „kuluarach”. To było drugie z nim spotkanie
licząc jako pierwsze to ograniczające się do kurtuazyjnego uściśnięcia dłoni
jako jednemu z „naszych” – z obozu popierającego nowego burmistrza tuż po
ogłoszeniu wyników. Nie znaliśmy się. Sporo pisano o panu radnym, również na
moim blogu, po rzekomych wypadkach, jakie miały miejsce z udziałem pana Kamila
w Hotelu Dębowym. Od początku nie wierzyłem w to, co pisali komentatorzy.
Naciskali, abym i ja zajął w tej sprawie stanowisko. Nie wypowiadałem się, a
informacje te traktowałem jako insynuacje.
W tym wyjątkowym dniu, kiedy
spotkaliśmy się w tych „kuluarach”, chociaż nie byliśmy sami, zapytałem pana
Kamila, czy to prawda, co o nim mówią i piszą. Rozumiał pytanie i powiedział,
że to nieprawda. Uwierzyłem i odetchnąłem z ulgą. Przez cały następny okres
zupełnie się tym nie interesowałem, choć był jakiś proces, niewinnego radnego
oskarżono i wymierzono karę w zawieszeniu. Był to oczywiście dla pana Kamila
wyrok niezrozumiały i niesłuszny, i stąd odwołanie do sądu apelacyjnego.
Jak to w naszych sądach bywa, sprawa
się wlekła i wreszcie, kiedy miała wejść na wokandę, i pan radny Kamil
Wojciechowski miał być oczyszczony z zarzutów, okazało się, że się przedawniła.
Sprawę umorzono. Choć orzeczenie pierwszej instancji podtrzymano, to jednak
zaistniała sytuacja nie dała możliwości pełnego oczyszczenia pana Kamila z
zarzutu.
Sprawa prawnie jest zamknięta. Nikt
nie może powiedzieć, że radny Kamil Wojciechowski jest skazany. Nikt też nie
może powiedzieć, że pan Kamil jest winien. Ja o tym wiedziałem już 8 grudnia
2014 roku i mi niepotrzebne są jakieś domysły i posądzenia.
Uwierzyłem Człowiekowi, który przecież
nie miał żadnych powodów, aby mnie oszukać. Dalej wierzę, bo trzeba wierzyć
ludziom i mieć do nich zaufanie. Inaczej – cóż wart byłby ten świat? Cóż warte
byłyby kontakty oparte na kłamstwie, na zakłamaniu, na celowym oszukaniu?
Dla mnie sprawa też już jest ostatecznie
skończona.
Przecież sędzina mówi jasno, że "ta zawartość alkoholu od 0,2 do 0,5 z całą pewnością była" więc okłamał, że jest niewinny. Udało mu się wykręcić z tego i zastanawia mnie, czy był to przypadek z tym przedawnieniem.
OdpowiedzUsuń