28 marca 2017

Policzkowanie w kościele

Może ktoś przeglądając swoje ulubione strony z informacjami, natrafił na taką, mówiącą o uderzeniu w twarz ucznia w widzewskim kościele podczas rekolekcji. Stało się coś złego, co nie powinno się wydarzyć. Sam ksiądz też tak twierdzi, przeprosił i czeka na decyzje w sprawie tak ze strony matki ucznia, kuratorium, kurii i ewentualnie sądu, jeśli matka chłopca zdecyduje się księdza pozwać.
      Przykre doświadczenie i na pewno ze skutkami. Jak zawsze w takich okolicznościach nie zabraknie miejscowych „prokuratorów i sędziów”, którzy incydent dokładnie zbadają i winnych ukarzą, i niekoniecznie winnym musi być tylko ksiądz.  

            
     Może jest kolejna okazja, żeby zastanowić się nad „jakością” w Kościele Katolickim i bardziej poważnym i odpowiedzialnym podejściu do katechezy. Jednak nie czas po temu na moim blogu. Myślę jednak, że czas, aby wypowiedzieć się kolejny raz na temat zachowania młodzieży w kościele. To tak być nie może i nie musi, bo młodzieży akurat w pewnym okresie „buzują hormony” i wszystko im wolno nawet w kościele. Też byłem młody.
            Po wielu przykrych sytuacjach związanych z nieodpowiedzialnym zachowaniem się młodzieży podczas nabożeństw, w 2011 roku zdecydowałem się w skrócie przedstawić listownie sprawę jednemu z naszych księży. Właściwie, gdybym wtedy prowadził bloga, byłby to niewątpliwie list otwarty.


                 Drogi Księże (…)
            Przyznaję, że piszę do Księdza z pewnym zażenowaniem. Sprawa, która mnie nurtuje i dotyka już przez wiele lat, dotyczy naszej młodzieży, ale nie tej wspaniałej, która chodzi na pielgrzymki, uczestniczy w życiu parafii czy spotyka się we wrześniu w Wambierzycach. Mam na uwadze młodzież inną, tą, która w sposób mniej lub bardziej świadomy, publicznie „sacrum” przekształca w „profanum”. Moja wypowiedź dotyczy młodzieży naszej parafii przygotowującej się do sakramentu bierzmowania.
Nie wiem, który z naszych księży podjął się w tym roku przygotowania młodzieży do bierzmowania. Piszę jednak do Księdza, dlatego, że Ksiądz mnie trochę zna i nie potraktuje mnie jak kogoś, kto donosi, czy „czepia się”. Wolałbym oczywiście porozmawiać bezpośrednio i jestem do tego chętny, jeśli Ksiądz życzy sobie tego. Zapraszam nawet do nas na kolację któregoś dnia, proszę tylko zaproponować termin.
Troskę o tą młodzież wyraźnie zauważa się w wypowiedziach naszego księdza proboszcza. Mówił o wspólnej odpowiedzialności za młodzież na spotkaniu z ks. dr Dominikiem Ostrowskim w dniu 5 czerwca tego roku, wspominał pod Krzyżem Milenijnym w uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Do napisania w tym temacie zainspirowała mnie również informacja o Tygodniu Wychowania w naszej diecezji. Tą inicjatywę zrozumiałem również jako dotyczącą mnie, że i ja w jakiś sposób mogę przyczynić się do wychowania.
       Przeglądając „Aktualności” na stronie internetowej naszej parafii, z zainteresowaniem przeczytałem informację o spotkaniu młodzieży w Wambierzycach. Jako „młody duchem”, jak to określił kiedyś ksiądz biskup (chyba Gołębiewski), byłem na takich spotkaniach dwa razy. Pojechałem oczywiście na rowerze. Nie jest mi obca atmosfera tych spotkań. W tym roku, gdy Wy modliliście się w Wambierzycach, ja w grupie rowerowych pielgrzymów uczestniczyłem w Pierwszej Diecezjalnej Pielgrzymce do Matki Bożej Łaskawej do Krzeszowa.
            I jeszcze jedno skojarzenie z ostatniego spotkania w Wambierzycach:
            „ W programie tegorocznego spotkania młodzież uczestniczyła w wykładzie Tomasza Terlikowskiego, który nie tylko dał świadectwo swoich relacji z Bogiem, ale także podał rady jak żyć na co dzień z Jezusem”. To cytat z relacji spotkania młodzieży w Wambierzycach.
Jak to się mówi – „dziwnym zbiegiem okoliczności”, a u nas chrześcijan – dzięki Bożej Opatrzności, jako wstęp do mojej wypowiedzi przygotowałem, już wcześniej, fragment artykułu autorstwa właśnie redaktora Tomasza P. Terlikowskiego zamieszczonego w Gazecie Polskiej z dnia 17 sierpnia 2011 roku, p.t. „Rewolta niezakorzenionych”. Co prawda treść artykułu dotyczy młodzieży uczestniczącej w ostatnich zamieszkach w Wielkiej Brytanii, ale do „Zachodu” od nas niedaleko. Podtytuły w tym artykule to:
- Choroba cywilizacji zachodniej.
- Wypłukane wartości,
- Kryzys rodziny,
- Bez kontroli.
            I właśnie ten ostatni zacytuję, który jest jednocześnie zakończeniem i podsumowaniem:
„Takich gniewnych, sfrustrowanych ludzi jest wielu nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i Hiszpanii, Francji i Niemczech. W każdym z tych krajów wybucha co jakiś czas rewolta niezakorzenionych. I choć można dostrzec między nimi wyraźne różnice ( we Francji miasta demolowali głównie muzułmanie), to jedno jest im wszystkim wspólne. Są one symptomem choroby cywilizacyjnej, i nie ustaną, dopóki państwa i społeczeństwa zachodnie nie zrozumieją, że nie da się zbudować silnej, bezpiecznej wspólnoty bez idei, która ją spaja. A taką ideą, niezależnie od tego, czy się to komuś podoba czy nie, zawsze jest religia. W przypadku Europy, czy szerzej świata Zachodu – konkretniej chrześcijaństwo.
            Idea, jeśli ma być żywa i dynamiczna, musi być zakorzeniona we wspólnotach, z których pierwszą jest rodzina, silna wspólnota sąsiedzka, szkoła i dopiero na końcu społeczeństwo. Bez tych wspólnot, bez wspierania ich przez państwo (choćby przez zniesienie przywilejów dla samotnych matek), bez jasnego egzekwowania w nich norm (zamiast stałego ich rozmywania) nie da się zbudować silnego państwa, które gwarantowałoby swoim obywatelom bezpieczeństwo. Dopóki nie zdecydujemy się na powrót do zasad i ich egzekwowania, tak długo będą płonąć miasta w Europie. Chyba, że przyjdą tu muzułmanie i zrobią porządek... Opierając się na własnych zasadach i normach, w których chrześcijanie będą obywatelami drugiej kategorii, a ateiści znajdą się w ogóle poza prawem.”
Może wiele patosu w tej wypowiedzi i refleksja, że nas to nie dotyczy. Obserwując jednak młodzież obawiam się, że demoralizacja i wspomniany brak idei dotyczą również naszej „kochanej” młodzieży w Bielawie, również tej uczęszczającej w przygotowaniach do sakramentu bierzmowania.
W numerze 33 Gościa Niedzielnego z dnia 21 sierpnia 2011 roku można było wyczytać, że „ – Ksiądz (…) to mocny gość”. Mogę dodać, że mocny, bo w tym, co robi jest autentyczny. Jeśli czegoś się podejmie, to znaczy, że mu na tym zależy. I tak postrzegam jego (Księdza) dobre relacje z młodzieżą w sensie również ogólnym. A do tego należy przygotowanie „wszystkich” do bierzmowania. Nie raz miałem okazję obserwować reakcję Księdza na niegodne zachowanie się młodzieży w kościele. Pamiętam też wypowiedź z maja, podczas wieczornego apelu pod figurą Matki Bożej, że dla niektórych uroczystość bierzmowania jest uroczystym rozstaniem się z wiarą. Widziałem jak młodzież na jednej z mszy św. lub nabożeństwie, siedziała w głównej nawie, z prawej strony na przedzie, gdy Ksiądz był przy ołtarzu, aby mieć nad nią kontrolę. Pamiętam też kazanie, w którym przytaczał Ksiądz historię o likwidacji jednej z parafii. ( Dosłownie taki przypadek z Francji przedstawiał w jednej ze swoich książek Jan Dobraczyński).
To, co złego zauważam ostatnio, to wprowadzanie do naszej świątyni chamstwa przez młodzież przygotowującą się do sakramentu bierzmowania. Księża nie widzą, co się dzieje „na kościele”, bo najczęściej ci młodzi, niegodni przebywać w kościele ludzie, gromadzą się za filarami. Ksiądz proboszcz, świadomy takich zachowań, prosił o zwracanie uwagi mając na uwadze odpowiedzialność zgromadzonych za to, co dzieje się w świątyni. To jednak nie skutkuje. Sam wielokrotnie zwracałem uwagę, co zupełnie było nieskuteczne. Przy takich zachowaniach trudno o skupienie, i korzystanie z dobrodziejstw nabożeństw. Dla mnie osobistą tragedią jest to, że ze względu na taką młodzież zrezygnowałem z uczestnictwa z nabożeństw, w których również zobowiązana jest uczestniczyć młodzież przygotowująca się w naszej parafii do sakramentu bierzmowania, w tym również Gorzkich Żali, w których uczestniczyłem „od zawsze” i Drogi Krzyżowej. Nie da się. Boję się kolejnej konfrontacji z chamstwem z kościele. I nie jest to tylko moja opinia.
Choć trudno o tym pisać, przytoczę kilka drastycznych przykładów z zachowań  młodzieży w kościele:
Siadają w ławkach po kilkoro. Chłopcy z dziewczynami, sami chłopcy i same dziewczyny. Stopy postawione obowiązkowo na klęcznikach i zaczyna się zabawa – gadanie. Młodzież zawsze ma, o czym porozmawiać, ale żeby bez skrępowania, co prawda przyciszonym głosem, rozmawiać w kościele!? No i do tego te uśmieszki i śmiechy. Pomijam nagminne, niejako już z zasady zwracanie uwagi w tej sprawie. Przytoczę te najbardziej bulwersujące.
            Żona zwróciła uwagę zabawiającym się rozmową przed msza św.. Odpowiedź była rozbrajająca. – Przecież msza jeszcze się nie rozpoczęła!
            Siedziałem z żoną w głównej nawie po lewej stronie. W bocznej nawie, trochę z tyłu w odniesieniu do nas, siedzieli chłopcy bardzo zajęci rozmową. Nie reagowali na moje znaczące odwracanie się. Podszedłem do nich, jeszcze przed nabożeństwem, i na głos upomniałem, zwracając się potem do „prowodyra”, aby wyszedł ze mną przed kościół porozmawiać. Uśmiechał się cynicznie bezczelnie patrząc mi w oczy jakby z politowaniem. Wyszli wszyscy za jakiś czas i już nie wrócili.
            Wchodząc z żoną do kościoła natknąłem się na „watahę” młodzieży. Rozglądali się, gdzie by zająć miejsce w ławkach. Nie trudno było rozpoznać wśród nich przywódcę, który ze znawstwem wyraził się: „ - Tam nie idziemy, bo mohery”. Poczekaliśmy aż zdecydują się, gdzie usiąść. Niestety, po jakimś czasie, na nasze nieszczęście, usiedli blisko nas. I znów stracony czas, i to w kościele. Tego „przywódcę” widziałem potem wielokrotnie „na mieście”, samego i w grupie. Pali papierosy i strasznie przeklina.
            Wysoki, przystojny chłopiec, przez cały czas trwania nabożeństwa, zabawiał rozmową swoje koleżanki. Za daleko było, aby reagować. Po nabożeństwie podszedłem do niego. Tym razem zabrakło i u mnie kultury. Złapałem go za „szubrot” („klapy”- tak mówiło się na Kujawach, skąd pochodzę) i zapytałem: - Po coś przyszedł do kościoła?! – Po podpis – usłyszałem w odpowiedzi. Dodał jeszcze. – Zostaw mnie!
            Do kościoła wszedł z koleżanką młody kandydat do bierzmowania. Usiedli w bocznej nawie w sporej od nas odległości z przodu. Zaraz, oczywiście, zaczęła się rozmowa. Niby normalka, ale w tym przypadku było coś jeszcze. Ten chłopiec był w czapce z „modnym” daszkiem. Dziewczyna nie reagowała na to. Na to „widowisko” nerwowo zareagował starszy, nawet bardzo, pan, odwracając się do swojej żony i coś jej mówiąc. Odważył się zwrócić uwagę „młodemu”. Ten odwrócił się patrząc na mężczyznę z nieukrywaną pogardą. Czapkę jednak zdjął, choć nie bezpośrednio po interwencji.
            Całą pierwszą ławkę za filarem w lewej bocznej nawie zajęła młodzież z charakterystycznymi książeczkami do bierzmowania. Nabożeństwo przegadali. Obsługiwali komórki, a nawet dzwonili lub odbierali telefony. Na błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem nie uklęknęli. Pozostali w postawie siedzącej. Jakaś starsza pani, zgorszona ich zachowaniem, próbowała interweniować. Bezskutecznie.
            W takich sytuacjach umysł zajmują myśli: - Jak pomóc tej młodzieży? Ale jednocześnie nasuwa się natrętnie pytanie: - Jak pomóc nam? Jak długo można tolerować takie zachowania? Czy księża wiedzą o tym i co mogą w tej sytuacji zrobić? Narzuca się również uporczywie stwierdzenie z Ewangelii:
            „Nie dawajcie psom tego, co święte,
            i nie rzucajcie pereł przed wieprze,
            aby ich nie stratowały racicami,
            a potem was samych nie rozszarpały.  Mt. 7,6

Czy wszyscy z młodzieży przygotowującej się do bierzmowania są godni przyjąć ten sakrament? Wszak jest to sakrament dojrzałości chrześcijańskiej. Gdy patrzę na tych „dojrzałych chrześcijan”, którzy za wiarę oddali by nawet swoje życie, to mi jest po prostu smutno. Czyżby to jakieś nowe czasy, w których wartości są już bez wartości? Może słuszne i trafne jest stwierdzenie z książki „Elzbieta II – Ostatnia królowa”, której autorem jest Marc Roche – „Inne czasy, inne obyczaje”. Ksiądz proboszcz, na wspomnianym spotkaniu z ks. Dominikiem mówił o roszczeniowej postawie katolików w odniesieniu do Kościoła. Podkreślał to też w jednej z katechez podczas zeszłorocznej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę przewodnik naszej grupy ks. Rafał. Ale czy można ulegać? Czy rodzice tych dzieci, są świadomi nieodpowiedzialności swoich pociech?
            Nasuwa się wiele pytań, a to pociąga za sobą konieczność radykalnych działań i rozwiązań. Tak myślę.
                                                                                                                             Z Bogiem
                                                                                                  mgr inż. Bolesław Stawicki

Być może nie dowiemy się, jak zakończy się ta sprawa w widzewskim kościele. Nie dowiemy się na kogo wyrośnie ten chłopiec. Może nawet zostanie księdzem, a te rekolekcje będą dla niego najbardziej zapamiętane i wspominane podczas rekolekcji dla młodzieży, które kiedyś wygłosi w widzewskim kościele. Różnie bywa. Jak zachowa się młodzież, uczestnicząca w tych wydarzeniach? Może jakieś życiowe decyzje, refleksje, szukanie sensu w wierze czy stwierdzenie bezsensu?
            To ciągle wyzwania, przed którymi stajemy – czasem niestety bezradni.



8 komentarzy:

  1. Nic nie broni tego księdza, naruszył czyjąś nietykalność więc powinien ponieść karę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Na przykładzie bielawskiego kościoła można stwierdzić ,że kościół jest nudny i mało ciekawy. Księża odprawiają msze byle tylko odbębnić swój obowiązek, bez przykładania się.

    OdpowiedzUsuń
  3. Zachowujesz się jak typowy moher, PiSior, katol.

    OdpowiedzUsuń
  4. Z takiej"pociechy"wyrośnie polski Breivik:
    https://wikipedia.org/wiki/Ryszard_Sobok

    Kto pamięta tą tragedię z przed 34 lat?Ja jeszcze widzę sześć trumien przed ołtarzem w kościele,płacz rodziny(tej która cudem ocalała),wiernych i dramatyczne kazanie księdza.
    To nie było 6 ofiar,ale 10!
    https://www.youtube.com/watch?v=591RVJ87Ruo
    Miłego dnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziwne"błogosławieństwo"-niekonwencjonalne błogosławieństwo dla młodzieży przygotowywanej do Pierwszej Komunii.Najmniejsze próbuje uniknąć"błogosławieństwa"i dostaje kopa.Nikt z rodziców nie interweniował.Widać uderzenia dzieci.Kto chciałby ustawić swoją pociechę w tej kolejce?
      Film wywołał kontrowersje w Ameryce Południowej.
      https://www.youtube.com/watch?v=uFhHwlWUo_s

      Komentarze:
      "Rodzice tych dzieci muszą być głupi,żeby pozwolić mężczyźnie przebranemu za księdza znieważać ich dzieci."
      "Jest to przykład kapłana,który jest oddany kościołowi katolickiemu."

      Mokry poniedziałek?
      https://www.youtube.com/watch?v=Q0C5S4N5kvM


      Usuń
    2. Widziałem ten filmik na Facebooku. Nie wiem, co o tym sądzić. Widać, że rodzice tego chcą i sami dzieci podprowadzają.

      Usuń
  5. Wciąż pamiętam mój ból małżeństwa, kiedy mój mąż mnie opuścił, Dr.Agbazara z AGBAZARA TEMPLE przywróciła mi kochanka w zaledwie 2 dni, chcę tylko podziękować Wam za zaklęcie i spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Jeśli masz problemy małżeńskie, spróbuj skontaktować się z TEMPLE AGBAZARA: ( agbazara@gmail.com ) Lub WhatsApp mu na: ( +234 810 410 2662 )

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.