Może
ktoś przeglądając swoje ulubione strony z informacjami, natrafił na taką, mówiącą
o uderzeniu w twarz ucznia w widzewskim kościele podczas rekolekcji. Stało się
coś złego, co nie powinno się wydarzyć. Sam ksiądz też tak twierdzi, przeprosił
i czeka na decyzje w sprawie tak ze strony matki ucznia, kuratorium, kurii i
ewentualnie sądu, jeśli matka chłopca zdecyduje się księdza pozwać.
Przykre doświadczenie i na pewno ze
skutkami. Jak zawsze w takich okolicznościach nie zabraknie miejscowych „prokuratorów
i sędziów”, którzy incydent dokładnie zbadają i winnych ukarzą, i niekoniecznie
winnym musi być tylko ksiądz. Może jest kolejna okazja, żeby zastanowić się nad „jakością” w Kościele Katolickim i bardziej poważnym i odpowiedzialnym podejściu do katechezy. Jednak nie czas po temu na moim blogu. Myślę jednak, że czas, aby wypowiedzieć się kolejny raz na temat zachowania młodzieży w kościele. To tak być nie może i nie musi, bo młodzieży akurat w pewnym okresie „buzują hormony” i wszystko im wolno nawet w kościele. Też byłem młody.
Po wielu przykrych sytuacjach związanych
z nieodpowiedzialnym zachowaniem się młodzieży podczas nabożeństw, w 2011 roku
zdecydowałem się w skrócie przedstawić listownie sprawę jednemu z naszych
księży. Właściwie, gdybym wtedy prowadził bloga, byłby to niewątpliwie list
otwarty.
Drogi Księże (…)
Przyznaję, że piszę do Księdza z
pewnym zażenowaniem. Sprawa, która mnie nurtuje i dotyka już przez wiele lat, dotyczy naszej młodzieży, ale nie tej wspaniałej, która chodzi na pielgrzymki,
uczestniczy w życiu parafii czy spotyka się we wrześniu w Wambierzycach. Mam na
uwadze młodzież inną, tą, która w sposób mniej lub bardziej świadomy,
publicznie „sacrum” przekształca w „profanum”. Moja wypowiedź dotyczy młodzieży
naszej parafii przygotowującej się do sakramentu bierzmowania.
Nie
wiem, który z naszych księży podjął się w tym roku przygotowania młodzieży do
bierzmowania. Piszę jednak do Księdza, dlatego, że Ksiądz mnie trochę zna i nie
potraktuje mnie jak kogoś, kto donosi, czy „czepia się”. Wolałbym oczywiście
porozmawiać bezpośrednio i jestem do tego chętny, jeśli Ksiądz życzy sobie
tego. Zapraszam nawet do nas na kolację któregoś dnia, proszę tylko
zaproponować termin.
Troskę
o tą młodzież wyraźnie zauważa się w wypowiedziach naszego księdza proboszcza.
Mówił o wspólnej odpowiedzialności za młodzież na spotkaniu z ks. dr Dominikiem
Ostrowskim w dniu 5 czerwca tego roku, wspominał pod Krzyżem Milenijnym w
uroczystość Podwyższenia Krzyża Świętego. Do napisania w tym temacie
zainspirowała mnie również informacja o Tygodniu Wychowania w naszej diecezji.
Tą inicjatywę zrozumiałem również jako dotyczącą mnie, że i ja w jakiś sposób
mogę przyczynić się do wychowania.
Przeglądając „Aktualności” na
stronie internetowej naszej parafii, z zainteresowaniem przeczytałem informację
o spotkaniu młodzieży w Wambierzycach. Jako „młody duchem”, jak to określił
kiedyś ksiądz biskup (chyba Gołębiewski), byłem na takich spotkaniach dwa razy.
Pojechałem oczywiście na rowerze. Nie jest mi obca atmosfera tych spotkań. W
tym roku, gdy Wy modliliście się w Wambierzycach, ja w grupie rowerowych
pielgrzymów uczestniczyłem w Pierwszej Diecezjalnej Pielgrzymce do Matki Bożej
Łaskawej do Krzeszowa.
I jeszcze jedno skojarzenie z
ostatniego spotkania w Wambierzycach:
„ W programie tegorocznego spotkania
młodzież uczestniczyła w wykładzie Tomasza Terlikowskiego, który nie tylko dał
świadectwo swoich relacji z Bogiem, ale także podał rady jak żyć na co dzień z
Jezusem”. To cytat z relacji spotkania młodzieży w Wambierzycach.
Jak
to się mówi – „dziwnym zbiegiem okoliczności”, a u nas chrześcijan – dzięki
Bożej Opatrzności, jako wstęp do mojej wypowiedzi przygotowałem, już wcześniej,
fragment artykułu autorstwa właśnie redaktora Tomasza P. Terlikowskiego
zamieszczonego w Gazecie Polskiej z dnia 17 sierpnia 2011 roku, p.t. „Rewolta
niezakorzenionych”. Co prawda treść artykułu dotyczy młodzieży uczestniczącej w
ostatnich zamieszkach w Wielkiej Brytanii, ale do „Zachodu” od nas niedaleko.
Podtytuły w tym artykule to:
-
Choroba cywilizacji zachodniej.
-
Wypłukane wartości,
-
Kryzys rodziny,
-
Bez kontroli.
I właśnie ten ostatni zacytuję,
który jest jednocześnie zakończeniem i podsumowaniem:
„Takich
gniewnych, sfrustrowanych ludzi jest wielu nie tylko w Wielkiej Brytanii, ale i
Hiszpanii, Francji i Niemczech. W każdym z tych krajów wybucha co jakiś czas
rewolta niezakorzenionych. I choć można dostrzec między nimi wyraźne różnice (
we Francji miasta demolowali głównie muzułmanie), to jedno jest im wszystkim
wspólne. Są one symptomem choroby cywilizacyjnej, i nie ustaną, dopóki państwa
i społeczeństwa zachodnie nie zrozumieją, że nie da się zbudować silnej,
bezpiecznej wspólnoty bez idei, która ją spaja. A taką ideą, niezależnie od
tego, czy się to komuś podoba czy nie, zawsze jest religia. W przypadku Europy,
czy szerzej świata Zachodu – konkretniej chrześcijaństwo.
Idea, jeśli ma być żywa i
dynamiczna, musi być zakorzeniona we wspólnotach, z których pierwszą jest
rodzina, silna wspólnota sąsiedzka, szkoła i dopiero na końcu społeczeństwo.
Bez tych wspólnot, bez wspierania ich przez państwo (choćby przez zniesienie
przywilejów dla samotnych matek), bez jasnego egzekwowania w nich norm (zamiast
stałego ich rozmywania) nie da się zbudować silnego państwa, które
gwarantowałoby swoim obywatelom bezpieczeństwo. Dopóki nie zdecydujemy się na
powrót do zasad i ich egzekwowania, tak długo będą płonąć miasta w Europie.
Chyba, że przyjdą tu muzułmanie i zrobią porządek... Opierając się na własnych
zasadach i normach, w których chrześcijanie będą obywatelami drugiej kategorii,
a ateiści znajdą się w ogóle poza prawem.”
Może
wiele patosu w tej wypowiedzi i refleksja, że nas to nie dotyczy. Obserwując
jednak młodzież obawiam się, że demoralizacja i wspomniany brak idei dotyczą
również naszej „kochanej” młodzieży w Bielawie, również tej uczęszczającej w
przygotowaniach do sakramentu bierzmowania.
W
numerze 33 Gościa Niedzielnego z dnia 21 sierpnia 2011 roku można było
wyczytać, że „ – Ksiądz (…) to mocny gość”. Mogę dodać, że mocny, bo w tym, co
robi jest autentyczny. Jeśli czegoś się podejmie, to znaczy, że mu na tym
zależy. I tak postrzegam jego (Księdza) dobre relacje z młodzieżą w sensie
również ogólnym. A do tego należy przygotowanie „wszystkich” do bierzmowania.
Nie raz miałem okazję obserwować reakcję Księdza na niegodne zachowanie się
młodzieży w kościele. Pamiętam też wypowiedź z maja, podczas wieczornego apelu
pod figurą Matki Bożej, że dla niektórych uroczystość bierzmowania jest
uroczystym rozstaniem się z wiarą. Widziałem jak młodzież na jednej z mszy św.
lub nabożeństwie, siedziała w głównej nawie, z prawej strony na przedzie, gdy
Ksiądz był przy ołtarzu, aby mieć nad nią kontrolę. Pamiętam też kazanie, w
którym przytaczał Ksiądz historię o likwidacji jednej z parafii. ( Dosłownie
taki przypadek z Francji przedstawiał w jednej ze swoich książek Jan
Dobraczyński).
To,
co złego zauważam ostatnio, to wprowadzanie do naszej świątyni chamstwa przez
młodzież przygotowującą się do sakramentu bierzmowania. Księża nie widzą, co
się dzieje „na kościele”, bo najczęściej ci młodzi, niegodni przebywać w
kościele ludzie, gromadzą się za filarami. Ksiądz proboszcz, świadomy takich
zachowań, prosił o zwracanie uwagi mając na uwadze odpowiedzialność
zgromadzonych za to, co dzieje się w świątyni. To jednak nie skutkuje. Sam
wielokrotnie zwracałem uwagę, co zupełnie było nieskuteczne. Przy takich
zachowaniach trudno o skupienie, i korzystanie z dobrodziejstw nabożeństw. Dla
mnie osobistą tragedią jest to, że ze względu na taką młodzież zrezygnowałem z
uczestnictwa z nabożeństw, w których również zobowiązana jest uczestniczyć
młodzież przygotowująca się w naszej parafii do sakramentu bierzmowania, w tym
również Gorzkich Żali, w których uczestniczyłem „od zawsze” i Drogi Krzyżowej.
Nie da się. Boję się kolejnej konfrontacji z chamstwem z kościele. I nie jest
to tylko moja opinia.
Choć
trudno o tym pisać, przytoczę kilka drastycznych przykładów z zachowań młodzieży w kościele:
Siadają
w ławkach po kilkoro. Chłopcy z dziewczynami, sami chłopcy i same dziewczyny.
Stopy postawione obowiązkowo na klęcznikach i zaczyna się zabawa – gadanie.
Młodzież zawsze ma, o czym porozmawiać, ale żeby bez skrępowania, co prawda
przyciszonym głosem, rozmawiać w kościele!? No i do tego te uśmieszki i
śmiechy. Pomijam nagminne, niejako już z zasady zwracanie uwagi w tej sprawie.
Przytoczę te najbardziej bulwersujące.
Żona zwróciła uwagę zabawiającym się
rozmową przed msza św.. Odpowiedź była rozbrajająca. – Przecież msza jeszcze
się nie rozpoczęła!
Siedziałem z żoną w głównej nawie po
lewej stronie. W bocznej nawie, trochę z tyłu w odniesieniu do nas, siedzieli
chłopcy bardzo zajęci rozmową. Nie reagowali na moje znaczące odwracanie się.
Podszedłem do nich, jeszcze przed nabożeństwem, i na głos upomniałem, zwracając
się potem do „prowodyra”, aby wyszedł ze mną przed kościół porozmawiać.
Uśmiechał się cynicznie bezczelnie patrząc mi w oczy jakby z politowaniem.
Wyszli wszyscy za jakiś czas i już nie wrócili.
Wchodząc z żoną do kościoła
natknąłem się na „watahę” młodzieży. Rozglądali się, gdzie by zająć miejsce w
ławkach. Nie trudno było rozpoznać wśród nich przywódcę, który ze znawstwem
wyraził się: „ - Tam nie idziemy, bo mohery”. Poczekaliśmy aż zdecydują się,
gdzie usiąść. Niestety, po jakimś czasie, na nasze nieszczęście, usiedli blisko
nas. I znów stracony czas, i to w kościele. Tego „przywódcę” widziałem potem
wielokrotnie „na mieście”, samego i w grupie. Pali papierosy i strasznie
przeklina.
Wysoki, przystojny chłopiec, przez
cały czas trwania nabożeństwa, zabawiał rozmową swoje koleżanki. Za daleko
było, aby reagować. Po nabożeństwie podszedłem do niego. Tym razem zabrakło i u
mnie kultury. Złapałem go za „szubrot” („klapy”- tak mówiło się na Kujawach,
skąd pochodzę) i zapytałem: - Po coś przyszedł do kościoła?! – Po podpis –
usłyszałem w odpowiedzi. Dodał jeszcze. – Zostaw mnie!
Do kościoła wszedł z koleżanką młody
kandydat do bierzmowania. Usiedli w bocznej nawie w sporej od nas odległości z
przodu. Zaraz, oczywiście, zaczęła się rozmowa. Niby normalka, ale w tym
przypadku było coś jeszcze. Ten chłopiec był w czapce z „modnym” daszkiem.
Dziewczyna nie reagowała na to. Na to „widowisko” nerwowo zareagował starszy,
nawet bardzo, pan, odwracając się do swojej żony i coś jej mówiąc. Odważył się
zwrócić uwagę „młodemu”. Ten odwrócił się patrząc na mężczyznę z nieukrywaną
pogardą. Czapkę jednak zdjął, choć nie bezpośrednio po interwencji.
Całą pierwszą ławkę za filarem w
lewej bocznej nawie zajęła młodzież z charakterystycznymi książeczkami do
bierzmowania. Nabożeństwo przegadali. Obsługiwali komórki, a nawet dzwonili lub
odbierali telefony. Na błogosławieństwo Najświętszym Sakramentem nie uklęknęli.
Pozostali w postawie siedzącej. Jakaś starsza pani, zgorszona ich zachowaniem,
próbowała interweniować. Bezskutecznie.
W takich sytuacjach umysł zajmują
myśli: - Jak pomóc tej młodzieży? Ale jednocześnie nasuwa się natrętnie pytanie:
- Jak pomóc nam? Jak długo można tolerować takie zachowania? Czy księża wiedzą
o tym i co mogą w tej sytuacji zrobić? Narzuca się również uporczywie
stwierdzenie z Ewangelii:
„Nie dawajcie psom tego, co święte,
i nie rzucajcie pereł przed wieprze,
aby ich nie stratowały racicami,
a potem was samych nie
rozszarpały. Mt. 7,6
Czy wszyscy z młodzieży przygotowującej
się do bierzmowania są godni przyjąć ten sakrament? Wszak jest to sakrament
dojrzałości chrześcijańskiej. Gdy patrzę na tych „dojrzałych chrześcijan”,
którzy za wiarę oddali by nawet swoje życie, to mi jest po prostu smutno.
Czyżby to jakieś nowe czasy, w których wartości są już bez wartości? Może
słuszne i trafne jest stwierdzenie z książki „Elzbieta II – Ostatnia królowa”,
której autorem jest Marc Roche – „Inne czasy, inne obyczaje”. Ksiądz proboszcz,
na wspomnianym spotkaniu z ks. Dominikiem mówił o roszczeniowej postawie
katolików w odniesieniu do Kościoła. Podkreślał to też w jednej z katechez
podczas zeszłorocznej pieszej pielgrzymki na Jasną Górę przewodnik naszej grupy
ks. Rafał. Ale czy można ulegać? Czy rodzice tych dzieci, są świadomi
nieodpowiedzialności swoich pociech?
Nasuwa się wiele pytań, a to pociąga
za sobą konieczność radykalnych działań i rozwiązań. Tak myślę.
Z
Bogiem
mgr inż. Bolesław Stawicki
Być może nie dowiemy się, jak zakończy się
ta sprawa w widzewskim kościele. Nie dowiemy się na kogo wyrośnie ten chłopiec.
Może nawet zostanie księdzem, a te rekolekcje będą dla niego najbardziej zapamiętane
i wspominane podczas rekolekcji dla młodzieży, które kiedyś wygłosi w
widzewskim kościele. Różnie bywa. Jak zachowa się młodzież, uczestnicząca w
tych wydarzeniach? Może jakieś życiowe decyzje, refleksje, szukanie sensu w
wierze czy stwierdzenie bezsensu?
To ciągle wyzwania, przed którymi
stajemy – czasem niestety bezradni.
Nic nie broni tego księdza, naruszył czyjąś nietykalność więc powinien ponieść karę.
OdpowiedzUsuńNa przykładzie bielawskiego kościoła można stwierdzić ,że kościół jest nudny i mało ciekawy. Księża odprawiają msze byle tylko odbębnić swój obowiązek, bez przykładania się.
OdpowiedzUsuńZachowujesz się jak typowy moher, PiSior, katol.
OdpowiedzUsuńZ takiej"pociechy"wyrośnie polski Breivik:
OdpowiedzUsuńhttps://wikipedia.org/wiki/Ryszard_Sobok
Kto pamięta tą tragedię z przed 34 lat?Ja jeszcze widzę sześć trumien przed ołtarzem w kościele,płacz rodziny(tej która cudem ocalała),wiernych i dramatyczne kazanie księdza.
To nie było 6 ofiar,ale 10!
https://www.youtube.com/watch?v=591RVJ87Ruo
Miłego dnia.
Dziwne"błogosławieństwo"-niekonwencjonalne błogosławieństwo dla młodzieży przygotowywanej do Pierwszej Komunii.Najmniejsze próbuje uniknąć"błogosławieństwa"i dostaje kopa.Nikt z rodziców nie interweniował.Widać uderzenia dzieci.Kto chciałby ustawić swoją pociechę w tej kolejce?
UsuńFilm wywołał kontrowersje w Ameryce Południowej.
https://www.youtube.com/watch?v=uFhHwlWUo_s
Komentarze:
"Rodzice tych dzieci muszą być głupi,żeby pozwolić mężczyźnie przebranemu za księdza znieważać ich dzieci."
"Jest to przykład kapłana,który jest oddany kościołowi katolickiemu."
Mokry poniedziałek?
https://www.youtube.com/watch?v=Q0C5S4N5kvM
Widziałem ten filmik na Facebooku. Nie wiem, co o tym sądzić. Widać, że rodzice tego chcą i sami dzieci podprowadzają.
UsuńWciąż pamiętam mój ból małżeństwa, kiedy mój mąż mnie opuścił, Dr.Agbazara z AGBAZARA TEMPLE przywróciła mi kochanka w zaledwie 2 dni, chcę tylko podziękować Wam za zaklęcie i spodziewamy się naszego pierwszego dziecka. Jeśli masz problemy małżeńskie, spróbuj skontaktować się z TEMPLE AGBAZARA: ( agbazara@gmail.com ) Lub WhatsApp mu na: ( +234 810 410 2662 )
OdpowiedzUsuńGratuluję.
UsuńJak dużo zapłaciłaś?