To również ciekawy temat, dotyczący
papieża Piusa XI i jego zapatrywania się na rozwiedzionych „możnych tego
świata”. Każda epoka ma swoje wyzwania, z którymi i papieże muszą się zmierzyć, zachowując jednocześnie w całości naukę Chrystusa, płynącą z kart Ewangelii.
Pamiętam z dzieciństwa nauki w kościele. Pamiętam nauki, jakie otrzymałem od
swoich rodziców. Kiedyś Chrystus był tym, który „za dobre wynagradza, a za złe
karze”. Teraz Chrystus jest już tylko Miłością, a więc karać nawet Mu nie wypada
i przyjmuje wszystkich i głaszcze po głowach, i o grzechy nie pyta, bo jeszcze
ktoś mógłby się obrazić, a na koniec pogrzeb z orkiestrą i najlepiej z samym proboszczem.
„Możny tego świata” to pułkownik
Józef Beck, polski Minister Spraw Zagranicznych w okresie międzywojennym, prawa
ręka Józefa Piłsudskiego, bezgranicznie w wodza wierzący i bezwzględnie
prowadzący do końca jego politykę. Ten koniec to wojna 1939 roku, kiedy
wszystko się zawaliło łącznie z doktryną Becka. Był bardzo pracowitym ministrem
i znanym w całej Europie, i świecie, z którym wszyscy się liczyli, nawet do
czasu – Adolf Hitler.
Ministra Józefa Becka poznałem z
książki Olgierda Terleckiego „Pułkownik Beck” wydanej w 1985 roku. Warto było
przeczytać. Wracam jednak do właściwego wątku.
W pierwszym rozdziale autor pisze:
Przed
wyjściem na światową arenę Józef Beck zdołał uporządkować swoje najważniejsze
sprawy prywatne. Przeprowadził był mianowicie rozwód z pierwszą żoną, która towarzyszyła
mu w Paryżu i z którą miał syna, Andrzeja, i ożenił się, też ją wprzód
oczywiście rozwiódłszy, z dotychczasową żoną kolegi legionowego i bardzo
zdolnego oficera, podobnie sprawnie wspinającego się po szczeblach kariery,
Stanisława Burhardt-Bukackiego, po przewrocie majowym szefa Sztabu Generalnego
i następnie drugiego wiceministra spraw wojskowych. Gen. Burhardt-Bukacki
również zamierzał ożenić się z inną kobietą, i tak rzecz została rozstrzygnięta
ku zadowoleniu czworga osób.
Druga pani Beckowa, Jadwiga, od razu
wzięła w karby swego nowego męża.
No i tak sobie żyli w międzywojennej
Polsce, i na każdej niwie walczyli o jej dobro, rozwój, bezpieczeństwo.
W 1938 roku Beck służbowo wyjechał
do Włoch, do Rzymu. Jeździł zresztą bardzo dużo. Autor pisze:
Na
cześć polskiego ministra urządzono istotnie w Rzymie niemal morderczy maraton
bankietów i pokazów, przy czym zmuszono nawet króla, aby, łamiąc ściśle dotąd
przestrzegany protokół dworski, przyjął państwa Becków na śniadaniu.
W tym zmuszaniu brał nawet udział
sam Mussolini. No i być w Rzymie, i papieża nie widzieć, a właściwie jak na
Becka – nie spotkać się – to jak pokazać się w kraju? Autor pisze:
Nie
doszło jednak do również twardo przez niego żądanej audiencji u papieża. Był w
oczach Kościoła odstępcą, człowiekiem rozwiedzionym, który celem zawarcia małżeństwa
także z rozwódką porzucić musiał obrządek rzymsko-katolicki. Już wcześniej w
Polsce miały miejsce spory z hierarchią kościelną o udział drugiej pani Beckowej
w nabożeństwie z okazji święta państwowego w katedrze św. Jana. Postawa w tej
sprawie Watykanu była nieustępliwa. Lecz w opinii polskiej, i to nie tylko w
kręgach opozycyjnych, nieprzyjęcie przez Ojca Świętego ministra sprawa
zagranicznych Polski, państwa oficjalnie katolickiego, odbiłoby się bardzo
złymi echami. Wysocki dołożył więc wszelkich starań, zabiegając również u
generała zakonu jezuitów, czyli, jak jego stanowisko określali Włosi, „czarnego
papieża” (II Papa nero); był nim podówczas ojciec Włodzimierz Ledóchowski,
rozporządzający w Watykanie ogromnymi wpływami. Ale ojciec generał, choć rodak,
nie kwapił się do ułatwienia odstępcy jego życia politycznego. Rzecz w końcu
rozstrzygnął los: papież Pius XI zachorował właśnie tak ciężko, iż nie mogło
być mowy o żadnych w ogóle audiencjach, o czym urzędowy dziennik watykański, „Osservatore
Romano”, ogłosił stosowny komunikat. Okoliczność ta umożliwiła ministrowi
zachowanie twarzy we własnym kraju. Nigdy nie dbał o aplauz szerokich mas, ale
w tym przypadku wolał uniknąć konfrontacji z wszystkimi parafiami, kuriami
biskupimi, episkopatem i prasą nie tylko katolicką.
No i byłby obciach, jak to mówił
ostatnio polityk Grzegorz Schetyna. A jakby było teraz? Nie byłoby żadnego
problemu. Inne czasy, inne obyczaje, inny papież, choć wiara i religia ta sama.
A co powiedziałby Józefowi Beckowi
Jan Chrzciciel? Zapewne to samo co Herodowi Antypasowi.
Ścięcie Jana Chrzciciela
1 W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. 2 I rzekł do swych dworzan: «To Jan Chrzciciel. On
powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze w nim działają». 3 Herod bowiem kazał
pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada, żona
brata jego, Filipa. 4 Jan bowiem upomniał go: «Nie wolno ci jej trzymać». 5 Chętnie też byłby go
zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka.
6 Otóż, kiedy
obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. 7 Zatem pod przysięgą
obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. 8 A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę: «Daj mi
- rzekła - tu na misie głowę Jana Chrzciciela!» 9 Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na
współbiesiadników kazał jej dać. 10 Posłał więc [kata] i kazał ściąć Jana w więzieniu.11 Przyniesiono głowę
jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce.12 Uczniowie zaś Jana
przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym
Jezusowi.
Mt 14, 1-12
Śmierć Jana Chrzciciela
17 Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. 18 Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». 19 A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. 20 Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
21 Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. 22 Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». 23 Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». 24 Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». 25 Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». 26 A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. 27 Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu 28 i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. 29 Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie.
Mk 6, 17-29
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.