Pamiętam doskonale swoją Pierwsza
Komunię z 1959 roku i wszystkie siedem następnych w swojej rodzinie. Pamiętam
Komunie swoich dzieci i to, że na te uroczystości podejmowałem się sprzątania kościoła.
Ale i
przecież sama administracja parafii szykuje się co roku do tej uroczystości we
współpracy z rodzicami i osobami odpowiedzialnymi za całość. Powstają swego
rodzaju komitety rodziców, które rodziców dzieci komunijnych reprezentują.
Ksiądz proboszcz, z racji swego urzędu, nad wszystkim ma pieczę, za wszystko
odpowiada i o wszystkim decyduje. To na ks. proboszcza spada odpowiedzialność,
za „dopuszczenie” dzieci do sakramentu Komunii Świętej. Za moich czasów to ks.
proboszcz kanonik dr Piotr Zwierz, osobiście egzaminował każde dziecko przed
Komunią i to był nasz pierwszy w życiu egzamin. Baliśmy się wszyscy okropnie.
Choć mi udało się zaliczyć egzamin za pierwszym razem, to i poprawki też były.
W tym artykule chcę zwrócić uwagę na
komunijne pamiątki dla kościoła parafialnego, składane przez rodziców dzieci
pierwszokomunijnych. Taka jest tradycja, że rodzice dobrowolnie składają jakieś
dary dla parafialnego kościoła w postaci paramentów liturgicznych czy ofiary
pieniężnej. Nie wnikam w szczegóły, ale chciałbym zaproponować dość oryginalny
i wyjątkowy prezent pierwszokomunijny, swego rodzaju wotum dziękczynne za pełne
uczestnictwo w Eucharystii i życiu Kościoła.
Jak wiemy – podróże kształcą. Do
spostrzeżeń z podróży na Podlasie, jaką odbyłem na początku października
zeszłego roku, dołączam poniższe. Otóż w Łosicach na ulicy Bialskiej stoi
krzyż. On stoi na miejscu kultu religijnego, a konkretnie na miejscu cerkwi
unickiej. Zaraz za krzyżem jest szkoła podstawowa, która zajmuje w jakimś
stopniu teren dawnej cerkwi. Właśnie przy tym krzyżu miałem okazję porozmawiać,
całkiem nieświadomie, ze znakomitym lokalnym historykiem panem Tomaszem
Dobrowolskim. Tym razem zwróciłem uwagę na tabliczkę przyczepioną do krzyża. Jednoznacznie
z napisu wynika, że ten krzyż jest pamiątką Pierwszej Komunii Świętej łosickich
dzieci z maja 1981 roku.
I właśnie naszedł mnie pomysł, że
może nasze, bielawskie dzieci komunijne, a właściwie rodzice tych dzieci, jako
pamiątkę pozostawiliby krzyż w Bielawie. A potrzeba takich krzyży przynajmniej cztery,
z usytuowaniem na rogatkach miasta w miejscach wylotowych na Owiesno, Ostroszowice,
Jodłownik i Pieszyce. Na Dzierżoniów jest. Przy odpowiednim oznaczeniu, te dzieci mogłyby
kojarzyć taki krzyż jednoznacznie z podniosłą uroczystością swojej Pierwszej Komunii
Świętej, jak to jest w Łosicach na Podlasiu.
Myślę, że nie ma żadnych przeszkód,
aby takie działania w Bielawie podjąć. Myślę, że księża bielawscy na czele z
księdzem dziekanem, prałatem dr Stanisławem Chomiakiem, nie byliby przeciwni, a
nawet by pomogli. Nie ma żadnego problemu z kasą, burmistrzami, a i Radą
Miejską też nie (mam nadzieję). A więc potrzeba tylko i wyłącznie dobrej woli.
Czy w Bielawie ktoś taką dobrą wolą jest w stanie się wykazać? Czas pokaże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.