7 maja 2016

Gdzie jest Straż Miejska? - Targowisko

   
        Dla przypomnienia – zadając to retoryczne pytanie, nie oczekuję odpowiedzi, gdzie ta Straż Miejska jest, albo gdzie ona bywa, ale jest to również pytanie, które czasami się zadaje: - A co na to Straż Miejska?, - A dlaczego Straży Miejskiej tu nie było? – Gdyby była Straż Miejska, to by na pewno zareagowała! – i jeszcze takie różne.

            Niedawno pytano mnie, dlaczego na targowisku nie ma Straży Miejskiej? To pytanie nie do mnie. Gdyby w Bielawie straży Miejskiej nie było w ogóle, nie miałbym problemu z odpowiedzią, a tak, to muszę się za Straż Miejską tłumaczyć.
            Jednak dzisiaj, a dzisiaj jest sobota, na targowisku Straż Miejska była. Dwóch przystojnych, wysokich panów w letnich ubrankach, w czapeczkach z daszkiem i napisem „Straż Miejska” na klapie kieszonki na spodniach nad kolanem. Spodenki były długie. Jeden z nich to pan Andrzej Wojtysiak. Spotkałem ich na tym drugim terenie, gdzie rządzą praktycznie sprzedawcy, jakby innej narodowości niż my. Nie wiem, co to za ludzie i mam nadzieję, że wspominając o tym, nie zostanę od razu posądzony o rasizm.
            Już wspominałem na blogu o pani z grupy tych innych, która to pani uderzyła w twarz naszą panią. Straży Miejskiej wtedy nie było. Jest jednak okazja, aby o tych naszych braciach i siostrach wspomnieć. A to w związku z moimi zastrzeżeniami do nich, również tych po osobistych kontaktach. Ja nie wiem, co to za ludzie, czy są Polakami i jakiej narodowości, czy się asymilują, gdzie mieszkają, czy mają faktury na towar i pozwolenia prowadzenia działalności. I ja nie muszę tego wszystkiego wiedzieć, choć to, kim ci ludzie są, skoro są – mógłbym.
            Kiedy bywam na targowisku, również w tym drugim sektorze, nie da się nie usłyszeć już z daleka natrętnego zachwalania swojego stoiska i towaru. Postaram się o tym napisać kiedyś osobny felieton, bo to ciekawa sprawa, a dzisiaj tylko to, czego oczekuję od Straży Miejskiej, oprócz pilnowania porządku. A konkretnie chodzi mi o te wrzaski sprzedawców i osób, które stojąc przed stoiskiem zachwalają na swój sposób nieskrępowanie towar, aby według ich zapewne mniemania przyciągnąć klienta. Nie wiem, na ile to chwyta, na ile nie, ale wysłuchiwanie tych wrzasków miłe nie jest. To jest coś obcego naszej kulturze i ja tego nie akceptuję, i jestem temu przeciwny.
            Niedawno podszedłem do takiego pana i poprosiłem, aby tak nie krzyczał. Był zaskoczony, ale zachował się tak, jakbym ja mu chciał zrobić krzywdę i musi się bronić. Zmierzył mnie takim wzrokiem, że właściwie powinienem już nie żyć i jeżeli zdarzyłoby się to gdzieś na pustkowiu, mam powody przypuszczać, że tego felietonu już by nie było. Coś wykrzykiwał po ichniemu i odganiał mnie od swojego stoiska. Zaraz po tym, kupując co miałem w planie, pytałem „naszego” sprzedawcę, czy mu takie wrzaski nie przeszkadzają. Spokojny człowiek wypowiedział się, że jest to straszne i trudno wytrzymać, ale co ma zrobić? Więc musi cierpieć. Obiecałem pomóc i taka jest intencja tego felietonu.
            Trochę przeskoczę do przodu, aby napisać, że ten człowiek, który wzrokiem chciał mnie „zabić”, to znajomy strażnika Andrzeja Wojtysiaka, bo dzisiaj widziałem, jak pan strażnik z nim się witał. Mnie jeszcze nie zna, bo się nie ukłonił, ale może kiedyś się poznamy. Znaczy się strażnik, bo tamtego się boję i omijam z daleka. I tak mi się wydaje, że ten człowiek, to chyba jakiś przywódca, albo kierownik tego targowego zgromadzenia.
            Innym razem podszedłem do młodego mężczyzny, który też wydzierał się na całe gardło naganiając klientów, bo stał na przejściu. W innym miejscu stał inny z tym samym zadaniem. Podszedłem i tym razem, aby zapytać, czy musi tak krzyczeć. Też musiało go takie pytanie zaskoczyć, bo nie odpowiedział od razu, a może potrzebował czasu, aby przetłumaczyć pytanie na swój język i w zgodzie z kulturą swojej nacji, i potem kulturalnie odpowiedzieć. Odpowiedział. Odpowiedział, że to jest targ i krzyczeć można.
            I tutaj nasuwa się pytanie, czy faktycznie regulamin targowiska przewiduje krzyki i wrzaski na targowisku? Czy można, wbrew naszej kulturze, wprowadzać inną kulturę, obcą nam, bo gdzieś tam na targowiskach się wrzeszczy? I czy „nasi” sprzedawcy marchewki, pietruszki i kiszonej kapusty wkrótce będą krzykiem zachwalać swój towar? Jak na razie po marchewkę, pietruszkę i kiszoną kapustę stoimy grzecznie w kolejce, jeśli taka kolejka jest i nie wysłuchujemy przy okazji wrzasków.
            Może by Straż Miejska poprosiła tych innych sprzedawców; butów, biustonoszy, skarpet na pęczki, majtek, aby nie krzyczeli, albo krzyczeli nieco ciszej. Aby raczej dostosowali się do naszej kultury, nie drażniąc nas swoim zachowaniem i emanowaniem swoją kulturą. I myślę, że da się to załatwić polubownie, gdy strażnicy mają wśród tamtej nacji swoich znajomych.
            Oczekuję również na stanowisko w tej sprawie komendanta Straży Miejskiej, pana Grzegorza Nowaka, mojego kolegę i nie wątpię ani przez chwilę, że w tej sprawie stanowisko swoje i Urzędu Miasta nam przedstawi.
            A przy okazji pana komendanta, to czytałem niedawno na Sudeckiej, że pan Nowak Grzegorz podał pana redaktora Adama Pachurę do sądu. Ciekawa sprawa. Jeszcze to sprawdzę, ale jeśli to prawda, że pan Nowak Grzegorz bierze za swoją pracę aż 8 tys. zł co miesiąc i jeszcze do tego trzynastkę i różne socjalne, premie i jeszcze coś od burmistrza w torebki, jak to było na zdjęciach za zimową akcję pomocy bezdomnym, te 10 tys. mógłby już sobie darować. Co prawda pan redaktor Pachura, jeśli to prawda, pisząc, że pan Nowak Grzegorz musiał wygrać konkurs na komendanta, był mało czujny, albo Nowaka nie znał na tyle i procesu się nie spodziewał, ale Nowak przedobrzył. Teraz to już naprawdę w Bielawie nic na Grzegorza Nowaka powiedzieć ani napisać nie będzie można, bo od razu sąd.
            Jeśli chodzi o to, że pan Nowak Grzegorz musiał wygrać konkurs na komendanta, to ja też jestem tego samego zdania, co pan Pachura. I to, że jeszcze przed wyborem pan Pachura napisał publicznie, że to Nowak wygra, to ja też wiedziałem. Komisja konkursowa – to była tylko formalność po to, żeby potwierdzić to, co od dawna wszyscy w okolicy wiedzą. A wiedzą, albo powinni wiedzieć, że nie było nigdy w okolicy tak wspaniałego kandydata na komendanta Straży Miejskiej, jakim obecnie jest pan Grzegorz Nowak, ani nigdy już w historii Bielawy nie będzie.
            Panie i Panowie Bielawianie – czapki z głów przed panem Nowakiem Grzegorzem, naszym komendantem, naszej Straży Miejskiej.
            Ale, mimo to,  radzę mojemu koledze komendantowi, aby ten pozew wycofał. Nie przystoi na takim stanowisku i za taką kasę chamrać się za „wizjonerstwo” redaktora Adama Pachury. No i trzeba pokazać, że faktycznie jest się wielkim. Wielkim i wielkodusznym, jakim wielkim i wielkodusznym jest nasz komendant Straży Miejskiej pan Grzegorz Nowak.



            

5 komentarzy:

  1. Brawo, brawo, brawo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za co to brawo? A poza tym są granice, których się nie przekracza. Widzę, że autor bloga dołączył do dziennikarstwa na poziomie towarzystwa spod budki z piwem i dlatego tej granicy nie zauważa. Żenada

      Usuń
  2. Myślę, że nie powinien cofać jeśli złożył po głębokim namyśle i z uzasadnieniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gorzej będzie, gdy przegra. Kwestionowany werdykt komisji powinna zaskarżyć ewentualnie sama komisja, jeśli poczuła się niewinna, albo osoba, która tę komisję powołała. Gdy Nowak przegra, będzie już po Nowaku. Jego prestiż legnie w gruzach i tym bardzo obciąży burmistrza.

      Usuń
  3. Temat baaardzo kontrowersyjny.

    Bielawianie uwielbiają kupować u tych "Rumunów" (choć tak naprawdę są to Cyganie z Bułgarii), bo mają towar w cenach i ilościach hurtowych. Można sobie kupić co tydzień nową bluzeczkę za 10 zł i nie trzeba jej prać, tylko wywalić i za chwilę mieć nową. Nie ma takiej siły na ziemi, aby fanki bluzeczek oderwać od tych "Rumunów". No i dobrze, bo można się obkupić w ciuchy za marne grosze.

    Druga strona medalu jest jednak porażająca. Towar jest poza jakością, lub przeleżany 3-4 sezony w magazynach. Jestem pewien, że w większości przypadków mamy do czynienia ze szkodliwymi, rakotwórczymi barwnikami i rozpuszczalnikami - bo to robi cenę. Na dodatek "Rumuni" nie płacą ZUSu (jako obywatele UE mogą wylegitymować się ichnim, rumuńskim, czy bułgarskim zusem - jeżeli w ogóle mają coś takiego i ktoś o to pyta), nie sądzę aby płacili podatki, limit obrotów pewnie kilkaset razy przekroczył wymaganą wielkość do posiadania kasy fiskalnej - co w efekcie kładzie na łopatki bielawską konkurencję.

    Z jednej strony ludzi często nie stać na zakupy w sklepach i rumuńskim towarem ratują swój budżet, z drugiej strony rujnują swoje zdrowie i lokalną gospodarkę.

    I bądź tu człowieku mądry...

    TA

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.