Zbliżała się pora Paschy żydowskiej i Jezus udał
się do Jerozolimy. W świątyni napotkał siedzących za stołami
bankierów oraz tych, którzy sprzedawali woły, baranki i gołębie. Wówczas sporządziwszy sobie bicz ze
sznurków, powypędzał wszystkich ze świątyni, także baranki i woły, porozrzucał
monety bankierów, a stoły powywracał. Do tych
zaś, którzy sprzedawali gołębie, rzekł: «Weźcie to stąd, a nie róbcie z domu
mego Ojca targowiska!» Uczniowie
Jego przypomnieli sobie, że napisano: Gorliwość o dom Twój pochłonie Mnie. W odpowiedzi zaś na to
Żydzi rzekli do Niego: «Jakim znakiem wykażesz się wobec nas, skoro takie
rzeczy czynisz?» Jezus dał im taką odpowiedź: «Zburzcie tę
świątynię, a Ja w trzech dniach wzniosę ją na nowo». Powiedzieli do Niego Żydzi: «Czterdzieści
sześć lat budowano tę świątynię, a Ty ją wzniesiesz w przeciągu trzech dni?» On zaś mówił o świątyni swego ciała. Gdy więc zmartwychwstał, przypomnieli
sobie uczniowie Jego, że to powiedział, i uwierzyli Pismu i słowu, które
wyrzekł Jezus.
J.2,13-22
To Ewangelia, jaką usłyszeliśmy w zeszłą
niedzielę w naszym parafialnym kościele. I choć na ten dzień przewidziana była
ogólnie inna Ewangelia, to można było skorzystać właśnie z tej, ze względu na
uhonorowanie rocznicy poświecenia parafialnego kościoła również na pamiątkę
poświęcenia matki kościołów – Bazyliki Laterańskiej w Rzymie. Wg „Niedzieli”,
jest to „uroczystość poświęcenia kościoła własnego”. Uważam, że w ogłoszeniach
parafialnych na dzień 25 października napisano informację źle, bo pisząc:
„Rocznica Poświęcenia naszego Kościoła”, niby dlaczego „Poświęcenie” i
„Kościół” napisano wielką literą? Każde dziecko wie, że kościół, jako budynek,
pisze się z małej litery, a „poświęcenie” w środku zdania, również małą.
Ale to tylko taka techniczna dygresja. Dla
przypomnienia podaję jeszcze, że nasz kościół otwarto dla wiernych 15 listopada
1876 roku i pod tą datą obchodzimy rocznicę jego poświęcenia, choć konsekracja
kościoła była dopiero w roku 1892.
Na okoliczność takiej właśnie Ewangelii dobrą
homilię wygłosił ksiądz Kamil. Dlaczego dobrą? Bo to była homilia klasyczna z
wytłumaczeniem tekstu, z nawiązaniem do wtedy panujących realiów, z przesłaniem
tekstu i wskazówkami dla nas, słuchających.
Ksiądz kaznodzieja przybliżył nam świątynię
jerozolimską, wskazując na jej ogrom, co wiązało się również z ogromną ilością
zwierząt (setki wołów, baranów, owiec i gołębi) i przynajmniej kilkadziesiąt
stołów, przy których urzędowali bankierzy. I to wszystko w świątyni. Tak jest
zapisane w Ewangelii, choć wiemy, że to targowisko urządzono gdzieś na zewnątrz
świątynnego budynku. Jednak taki zapis potwierdza to, że jako świątynię
terytorialnie traktowano teren ograniczony murami.
Ksiądz Kamil rozumiał problemy pobożnych Żydów
zdążających do Jerozolimy na święto Paschy, którzy gdzieś musieli wymienić
pieniądze, aby kupić za nie ofiarne zwierzę. I działanie tak kupujących, jak i
sprzedających, można uznać za uzasadnione i usprawiedliwione. Jednak Panu
Jezusowi to się nie podobało i w trosce o „dom swego Ojca”, zrobił świadomie z
tym targowiskiem porządek.
Ta Ewangelia jest zawsze frapująca, bo widzimy
Chrystusa w dość nieoczekiwanej sytuacji.
Co do wniosków dla nas, którzy w Eucharystii
uczestniczyliśmy, to nie były zbyt budujące, bo jak zwykle istotna jest kwestia
żywej wiary, a nie kwestia tylko chodzenia do kościoła.
I jak ta Ewangelia, mając na uwadze, że jest
ponadczasowa, ma się do naszej rzeczywistości?
Otóż przeżywaliśmy wczoraj święto Wszystkich
Świętych, które w tym roku przypadło w niedzielę, a dziś mamy dzień zaduszny, w
którym szczególnie pamiętamy o zmarłych. Przez trzy kolejne dni, od soboty,
nasza świątynia zamieniła się w targowisko zniczy i wkładów do nich. Na murku,
po obydwu stronach wyjścia na cmentarz, jak na stołach w jerozolimskiej
świątyni, rozłożono towar. Wolontariusze Caritasu mieli pełne ręce roboty, aby
obsłużyć klientów. I tak również handlowano w niedzielę, no bo od wielu już lat
przecież tak się handluje. Wytwórcy i
sprzedawcy zniczy nazywają te dni żniwami.
Nie robiłem zdjęć na cmentarzu, bo musiałbym
pokazać przepych ustrojonych grobów bliskich zmarłych, a przy okazji tych
cichych, na których nie było nawet wkładu do znicza. Zaraz podejrzany byłbym o
wywrotową działalność i brak szacunku dla cmentarza, jak to już nieraz bywało.
Ale i o co innego mi chodziło. No, bo jak
to jest? Czy wypada parać się handlem na placu przykościelnym, nawet, jeśli
jest to firma Caritas?
Można by za zeszłoniedzielnym kaznodzieją ten
proceder usprawiedliwić, no bo przecież po co nosić z domu te znicze, skoro
można kupić na miejscu. Może byli nawet przyjezdni. No i cel jest szczytny, bo
poprzez kupowanie zniczy Caritasu pomaga się zrealizować przeróżne,
charytatywne cele.
Tylko, czy w tym przypadku cel na pewno uświęcał
środki?
No i jak zareagowałby na to Pan Jezus, mając na uwadze, że Ewangelia
ma ponadczasowy wymiar?
Jak to jest? Trochę inaczej niż w starożytności. Tu chyba "zawiniło" wczesnośredniowieczne pojmowanie sakrum i dawanie temu wyrazu w architekturze. Pojawiła się potrzeba ścisłego oddzielenia sfery sacrum od profanum, wyznaczenia granicy pomiędzy życiem doczesnym, brudnym, grzesznym i poddanym złemu, od życia wiecznego, zbawionego, uświęconego obecnością świętego. W praktyce granicę tą podkreślano maszkaronami, symbolami demonów, powykrzywianymi twarzami zdeformowanych ludzi uosabiających zło panujące na zewnątrz murów kościelnych. Nawet gargulce zaczęto robić na kształt maszkaronów. Czasami potrafiono pójść dalej, jak będzie Pan, Panie Bolesławie kiedyś w Wiedniu, proszę zwrócić uwagę na detale na elewacji frontowej katedry św.Szczepana (Stefana) - po jednej stronie głównego wejścia umieszczono symbol falliczny, po drugiej waginalny. Tak to dawno temu było rozumiane - wchodząc do sacrum pozostawiamy na zewnątrz swoje demony, pragnienia doczesne i pokusy. Niech tam zostaną, bo na zewnątrz jest świat pod władzą złego, i wszystko co mamy złe w sobie należy tam pozostawić, tak aby wchodząc do środka świątyni być tam czystym i spokojnym, w skupieniu oddać się świętemu.
OdpowiedzUsuńTo znaczy, że wówczas granicą kościoła były mury tego kościoła, a nie teren obok, zawsze oddany śmierci jako miejsce chowania zmarłych, a przecież zgodnie z nauką biblijną śmierć przyszła przez grzech i Bóg jej dla człowieka nie planował. Tak jakoś to widzę, choć to tylko moje własne przemyślenia.
Pzdr, TA