Jakimi ludźmi byli kiedyś
chrześcijanie?
Mieli pewną charakterystyczną cechę,
której dziś nie można wśród nas prawie zauważyć. Byli niebezpieczni.
Chrześcijanin to ktoś, kto ma być niebezpieczny dla świata. Powinien zagrażać spokojowi
innych, ich fałszywemu poczuciu bezpieczeństwa, obojętności,
samowystarczalności, wartościom, którym hołduje populistyczna mentalność. Apostołowie
dobrze zrozumieli lekcję Pana, którego postawiono przed sądem z oskarżeniem
„Stwierdziliśmy, że ten człowiek podburza nasz naród” (Łk. 23,2).
Dzieje Apostolskie mówią o ludziach,
którzy za przykładem Zmartwychwstałego idą do więzień, stają przed sądami,
kolekcjonują groźby i przykładne kary, i nadal nieustraszenie zakłócają spokój
publiczny.
„Ci ludzie sieją niepokój w naszym
mieście” (Dz. 16,20).
„Bo my nie możemy nie mówić tego,
cośmy widzieli i słyszeli. Oni zaś ponawiali swoje groźby” (Dz. 4,20).
A my jesteśmy – nieszkodliwi. Nasze
życie nie jest „zaraźliwe” dla innych, którzy mają z nami kontakt. Wręcz
przeciwnie, działamy jak szczepionka, która unieszkodliwia, zobojętnia. Ludzie
przestają nas zauważać. Oferujemy chrześcijaństwo ułatwione, osłodzone,
„przegadane”, obojętne, nie mające wiele do powiedzenia, jak kolorowe
wydarzenie folklorystyczne.
W założeniu takie pójście na
kompromisy, ustępstwa, dwuznaczności, obniżki cen dla przyciągnięcia „klientów”
do pustoszejących świątyń, oferowanie zewnętrznego blichtru, dla wzbudzenia
ciekawości i zatrzymania przechodniów, ma być lekarstwem na współczesny kryzys
Kościoła i naszej wiary.
Nie można rezygnować z roszczeń,
które pozostawił Jezus, nie można łagodzić wymagań, proponować ustępstw,
zawierać „racjonalnych” kompromisów. Ciasna brama Ewangelii powinna obecnie
stać się jeszcze ciaśniejsza. Trzeba postawić na podniesienie „stawki” i jasno
mówić, kim jesteśmy i czego chcemy, nie zmniejszając roszczeń, ale podkreślając
wysoką cenę. Bo za najwyższą cenę zostaliśmy odkupieni. Być może to cena nie na
każde serce i płuca.
Aby uniknąć przesłodzenia,
bylejakości i powierzchowności religijnej, trzeba postawić na trudność.
Dzisiejszy człowiek jest
roztargniony, rozczarowany, obojętny, przyzwyczajony do wszystkiego. Może nim
wstrząsnąć świadectwo, świadectwo, które będzie przy jego punkcie widzenia
ukształtowanego przez świat i media oraz przyzwyczajenia – skandaliczne.
Jeśli chrześcijanie upodobnią się do
otaczającej nas masy, utracą swoją specyfikę. Jeśli nie dadzą o sobie znać poprzez
ewangeliczne prowokacje i paradoksy, jeśli nie będą mieli odwagi być inni, to
czy mogą oczekiwać, że wstrząsną innymi?
Czyż w naszej codzienności nie
prosimy bojaźliwie o pozwolenie na istnienie, zapewniając, że będziemy
„rozsądni”, że będziemy cicho stać w bocznym kącie, że Ewangelię zredukujemy do
jeszcze jednej poczytnej powieści, że z naszego życia wyeliminujemy to
wszystko, co może innym przeszkadzać, drażnić; a jeśli już ośmielimy się
niepokoić to tylko prośbą o jałmużnę.
Próbujemy za cenę świętego spokoju
wynegocjować od świata obniżkę na bilet wejściowy do przyszłości, zgadzając się
na kompromisy i potajemne układy. Nie obiecujmy, że damy światu „święty
spokój”. Jeśli będzie trzeba wchodźmy jak nieproszeni goście. Wszyscy powinni
wiedzieć, że naszym zawodem jest psucie zabawy świata. Powinni wiedzieć, że z
nami sprawy nie idą gładko. Jezus powiedział nam, że mamy być solą ziemi. Czy
słowo „sól” można tłumaczyć jako „miód”, a „zaczyn” jako „środek nasenny”? Czy
mamy jeszcze elementarną odwagę odrzucenia strachów i lęków…?
W tych lękach Pan jest wśród nas,
udziela swojego Ducha i Mocy z wysoka, aby wzrósł nasz wewnętrzny potencjał
zakłócania społecznego uśpienia na to, co najważniejsze dla każdego człowieka.
Czy gotowi jesteśmy dać się
prowadzić Duchowi, przemieniać, rozpłomieniać i świadczyć o Dobrej Nowinie? Czy
może po uniesieniach niedzielnej Eucharystii wracamy spokojnie do domu, a w
poniedziałek nikt się nie domyśli, że Pan pragnął nam dać swojego Ducha, abyśmy
byli jego świadkami. Tylko my Mu w sercu powiedzieliśmy, że może innym razem,
że jeszcze nie jesteśmy gotowi, że może jakby otoczenie było inne, jakby
warunki były bardziej sprzyjające, to może wtedy, ale jeszcze nie dziś, jeszcze
nie teraz, po cóż się narażać na śmieszność, na kpiny, na odrzucenie…
Czy jeszcze jesteśmy
chrześcijanami…?
'www.youtube.com/watch?v=ZEHViOAYiBM"
OdpowiedzUsuńJaka ohydna manipulacja !! Ojciec święty wita się zgodnie z obowiązującym protokołem.
A co ten "chrześcijanin"przed ołtarzem opowiada?Ma ludzi za głupców?
To ja już wolę ten bieg na wieżę kościelną!
"www.youtube/com/watch?v=NGAoDFhJsY0"
"Moja Wiara"
Moja wiara-las wielki żywicą Pachnący,
Wianki kwietne splecione na dziewczęcych skroniach.
Moja wiara to piękno Święta Równonocy,
Niezmierzoność Wszechświata-taniec mgieł na błoniach.
Moja duma-śpiew dziecka w polskiej brzmiący mowie,
Mogił srogie milczenie i Praojców czyny.
Moja siła-blask Słońca,słowiańska zadruga.
Moje serce-krwawiąca czerwień jarzębiny.
Moje życie-to walka,to zakorzenienie,
To tęsknota za krajem znanym z legend starych,
To cieknący przez palce bezlitosny czas.
Mój testament-moc słowa,chwilowość,wieczystość.
Pomruk burzy niosący się przez ciemne jary
I pachnący żywicą,nieskończony las. /Wojciech Świętobor Mytnik/
Z poważaniem.
Czyżby chrześcijaństwo nie spełniało już naszych oczekiwań i chcemy wracać do światowidów?. Ja zostaję przy chrześcijaństwie.
Usuń