Na sobotę 31 maja zapowiadali dobrą
pogodę, tak więc bez obawy o zmoknięcie można było wybrać się na wyjazd lekko
ubranym. Kiedy podjeżdżałem pod pomnik papieża, już czekał na ławeczce kolega
Janek. Wkrótce przyjechali koledzy: Franek i Jurek. Tym razem miałem aparat i
zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie pod pomnikiem św. Jana Pawła II. Ktoś
zaproponował Henryków i sprzeciwu nie było.
Choć w Henrykowie byłem już chyba
osiem razy, a kolega Jurek ze trzydzieści, to jednak jest to takie miejsce, że
dla tych, co często po okolicy jeżdżą, zawsze znajdzie się ono w grafiku.
Skierowaliśmy się do Piławy Dolnej.
Jadąc drogą osiedlową w Piławie, tym razem koledzy pokazali stary, zniszczony
pałac. Takiej ruiny już raczej odrestaurować się nie da. Właściwie, tak sobie
głośno myślałem, że na Dolnym Śląsku w każdej miejscowości, nie wyłączając
wiosek, był zamek albo pałac. W Polsce na wsiach były raczej dwory, albo
dworki, w których mieszkali właściciele posiadłości.
Jadąc dalej, po lewej stronie
widzieliśmy też zniszczone, bardzo okazałe budynki gospodarskie, które po
wojnie wykorzystywały PGRy. Zastanawiające jest – jak ludzie potrafili tak
precyzyjnie budować tak duże obiekty, przy prymitywnej technice pomiarowej?
Już teraz, na początku sprawozdania
z dzisiejszego, sobotniego wyjazdu informuję, że kolega Janek w zadziwiający
sposób zna dokładnie wszystkie trasy w okolicy, w której jeździliśmy, jak
również opowiadał nam po drodze bardzo wiele ciekawostek związanych z dalszą i
bliższą historią tych terenów.
W Piławie Górnej też doświadczyliśmy
czegoś nowego. Przy remontowanym pałacu widać znaczne postępy w pracach.
Mają
też kościół, który kiedyś był protestancki i bez wieży. Dopiero po wojnie, gdy
przejęli go katolicy, dobudowano wieżę.
Tak w Piławie Dolnej i Górnej na każdym
kroku widać zakłady kamieniarskie. Nie wydaje mi się, żeby gdzieś jeszcze w
Polsce było takie skoncentrowanie tego typu zakładów. Pod jeden nawet
podjechaliśmy – to ten, w którym pracuje kolega Franek. Do pracy co dzień
dojeżdża z Bielawy rowerem i teraz dopiero rozumiem, skąd jest taki silny na
trasie. Po drugiej stronie ulicy też widać zniszczone, stare budynki, podobno
popegeerowskie
Nie pojechaliśmy główną drogą, tylko
jakąś mniej ruchliwą ulicą. Po drodze wyszczególniały się swoją wielkością byłe
zakłady „Bobo”, słynne na całą Polskę.
Wyjechaliśmy na trasę do
Przerzeczyna za Piławą. Z satysfakcją wjechaliśmy na piękną szosę ze ścieżką
rowerową po lewej stronie drogi, która prowadzi aż do samego Przerzeczyna. Aż
chce się kląć, dlaczego u nas w Bielawie, nie ma takiej drogi do Pieszyc.
Piękne stamtąd widoki na góry i pola.
I tu widać również skutki upadłości
działalności w postaci nieczynnej już od wielu lat stacji benzynowej.
Koledzy wyrwali do przodu, a ja
mogłem porobić zdjęcia po trasie.
Bez przeszkód dojechaliśmy do
Przerzeczyna. Ile tu razy byliśmy przejazdem w różnych pielgrzymkach rowerowych
z księdzem Krzysztofem i księdzem Danielem? Miło powspominać, choć ujęcie
źródlanej wody jest już niedostępne.
Dalej już uciążliwa droga pod górę
na Ciepłowody. Pamiątkowe zdjęcie z karczmą z bali w tle.
Jeszcze kawałek dobrą
drogą i skręcamy na prawo na Henryków. Nawierzchnia zdecydowanie gorsza, ale
trzeba jakoś to przeżyć. W dali widzieliśmy farmę wiatraków. Przy bardzo
urozmaiconym terenie widać było daleko sięgające pola uprawne.
Zawsze cieszy widok pojawiającego
się w oddali klasztoru w Henrykowie. To znak, że już jesteśmy blisko.
Podjechaliśmy pod kościół, żeby choć
przy kratach przez chwile się pomodlić. Wspólne zdjęcie zrobił nam młody
Niemiec.
Na drugie śniadanie pojechaliśmy do
parku za klasztorem. Miło było pogawędzić w ciszy parku przerywanej tylko
śpiewem ptaków.
Przejechaliśmy przez zaplecze całego kompleksu, udając się do wyjazdu
boczną bramą.
Naprzeciw nas szła duża grupa pielgrzymkowa, jak się okazało – z
Krakowa. Czekał na nich wysoki ksiądz, który zainteresował się nami, pytając
nawet skąd jesteśmy. Gdy dowiedział się, że z Bielawy od księdza Daniela,
ożywił się i pochwalił, że właśnie z naszym księdzem był na jednym roku w
seminarium. Potwierdził również, odpowiadając na nasze pytanie, że prawdą jest,
że to ksiądz Daniel zakładał owocowy sad przy opactwie.
Rasowi turyści starają się nie
wracać tą samą trasą, stąd propozycja – na Krzelków. Nie byłem. Franek też nie
był. Tuż za zakrętem spotkała nas niespodzianka w postaci potężnego,
poniemieckiego, kamiennego obelisku upamiętniającego jakieś wydarzenie związane
z 1914 rokiem. Może z I wojną światową? Kto zna niemiecki (na pewno pan dr
Brzeziński i komentator Sylwester), to może nam to przetłumaczy.
Prowadził kolega Jurek. Piękna, równa
trasa wykonana za unijne fundusze. W samym Krzelkowie jednak na znacznej
długości wpadliśmy na kamienną kostkę. Dobrze, że był chodnik, to kawałek nim
podjechaliśmy. Potem Sieroszów i za niedługo po prawej stronie ukazało się nam
sanktuarium w Bobolicach. Byłem w nim w czasie pieszej pielgrzymki na Jasną
Górę w 2010 roku. Dzisiaj kościół był zamknięty.
Dalej poprowadził nas kolega Janek
drogami, którymi jeszcze nie jeździliśmy. Myślałem, że pojedziemy na Ząbkowice,
a tymczasem jechaliśmy na Tomice i dalej Koźmice. Wypadliśmy na krajową ósemkę,
co wcale nas nie ucieszyło. Na szczęście do Przerzeczyna nie było daleko.
I tak kółko się zamknęło. Spokojne, już
dobrze znana trasą, wracaliśmy do Bielawy.
Te przejechane wspólnie 80 km przeszło
już do historii. Co będzie za tydzień? Jeśli nie deszcz, a ktoś potrafi oderwać
się na cztery godziny od Dni Bielawy, to zapraszamy na 10.00 w sobotę 7 czerwca
na kolejne, rowerowe spotkanie.
Wywołany "do tablicy", odnośnie pomnika wojennego więcej http://dolny-slask.org.pl/537985,Henrykow,Pomnik_Poleglych_w_I_WS_Pomnik_XX_lecia_PRL.html . Treść dedykacji to:" Poległym w wojnie światowej 1914 bohaterom-władze Henrykowa, gminy Henryków, Brukalice i Czesławice". Sylwester
OdpowiedzUsuń