23 marca 2014

Prawym okiem - Si vis pacem para bellum

            Rosja zajęła większość ukraińskich baz wojskowych na Krymie, opanowała część floty. W Doniecku i okręgu chersońskim zbrojna prorosyjska „samoobrona” realizuje krymski scenariusz. Noty rosyjskiego MSZ w ostrym tonie biorą w opiekę „zagrożonych” rodaków w Estonii i… Polsce. Pewnie dlatego szef, niestety jeszcze istniejącego, rządu odwiedza jednostki wojskowe, zakłady zbrojeniowe, wzmacnia antyrosyjską retorykę. W sobotę straszył z ekranu telewizora wojną… 1 września. Jakoś nikt z „dziennikarzy” na konferencji prasowej nie zapytał jak to, co mówi od trzech tygodni, ma się do wieloletnich zapewnień o „stabilnej i przyjaznej polityce polsko – rosyjskiej” i słynnym „resecie tych stosunków po 10 kwietnia 2010 roku”. I o jakiej sile armii premier mówi, skoro według danych MON 80 % jednostek wojskowych w Polsce pilnowanych jest przez… prywatne firmy ochroniarskie. Ot, zagapili się pismacy…
„Sankcje” wolnego świata nałożone na Rosję wywołują tam tylko wzruszenie ramion.          Te skuteczne – np. powodujące obniżenie cen ropy i gazu eksportowanych z Rosji czy objęcie nimi innych gałęzi przemysłu energetycznego, w ogóle nie są na zachodzie brane pod uwagę. Co więcej w tym tygodniu niemiecki koncern RWE sprzedał Rosji za 5,1 mld dolarów jedną z podległych spółek, trzeba trafu, posiadających cztery koncesje na poszukiwanie gazu łupkowego i ropy naftowej w… Polsce. Rząd polski nie zdobył się na żadną interwencję w Berlinie… panuje cisza, dokładnie tak samo jak po uruchomieniu gazociągu Nord Stream…
Euforia mediów towarzysząca wizycie w Warszawie kanclerz Merkel nieco osłabła.
A mnie, historykowi, ten kręty pląs, rządzących jeszcze niestety, przypomina ostatnie lata wolnej Rzeczpospolitej w XVIII wieku.  Również i wtedy Sejm Wielki na fali europejskiego ożywienia uchylił rosyjskie gwarancje nienaruszalności granic (dziś gwarantują to UE i NATO ). Z inicjatywy posłów stronnictwa „patriotycznego” podjęto myśl sojuszu z Prusami, które złożyły podobne do rosyjskich „gwarancje”, zagroziły wojną Rosji i Austrii w razie wkroczenia na terytorium Polski. 29 marca 1790 roku podpisano w Warszawie polsko – pruskie przymierze. Na rękach noszono po stolicy Ignacego Potockiego czy Hugo Kołłątaja, twórców porozumienia. Prusy obiecały pomoc zbrojną, oddanie zdobytej na Austrii Galicji Polakom. 160-tysięczna armia markiza Usodoma stanęła nad śląską granicą, żądając od Austrii zakończenia zmagań z Turcją. Godzono się wtedy w polskim Sejmie nawet na „rekompensatę” dla Prus – czyli oddanie Gdańska, Torunia, kawałka Wielkopolski z Poznaniem… Zdawało się, że prostują się polskie drogi…
I nagle, bez wiedzy czy zapytania polskich „sojuszników” rzecz jasna, 27 lipca 1790 roku Prusy podpisują z Austrią konwencję w Reichenbachu czyli naszym poczciwym Dzierżoniowie, która odmienia sytuację. Austria wychodzi z wojny z Turcją rezygnując z korzyści terytorialnych, Rosja podobnie kończy wojnę ze Szwecją. Dzierżoniowski układ staje się wstępem do rozmów trzech państw o „rekompensacie” – kosztem ziem… polskich.
 Jak zwykle w dziejach silni porozumieli się ponad głowami słabych, a cenę płacili również jak zawsze – ci ostatni. Na nic zdał się bohaterski zryw Polaków z 1792 roku, wojska pruskie wspierały wkraczających do polski Rosjan. 23 stycznia 1793 roku oba państwa pieczętujące się czarnymi orłami podpisały konwencję o drugim rozbiorze ziem polskich.
            Pamiętajmy – 1790 rok – sojusz z Prusami, 1793 rok – Prusy - jednym z dwóch państw rozbiorowych… można rzec – wszystko działo się w trakcie jednej sejmowej kadencji.
            Wybacz Szanowny Czytelniku przydługi historyczny wywód, ale w dynamicznej sytuacji międzynarodowej dni ostatnich dostrzec chyba można podobieństwo do tamtych marcowych dni z 1790 roku. I dziś Zachód wysuwa przeciw Rosji przywódcę państwa „granicznego”, markując samemu antyrosyjskie „sankcje”. Dodając do tego wewnętrzne problemy „starej” UE (np. sobotnia półmilionowa, antyunijna manifestacja w Madrycie choćby ). Być może jest tak, iż Zachód dla zachowania fundamentów swej polityki „ spokoju i zamożności” po raz kolejny zgodzi się na rosyjskie „rekompensaty”. Nie twierdzę, że tak będzie, chciałbym by ukraiński tygiel wygasł, ale w razie czego armia polska nie jest zdolna do powtórzenia zrywu z 1792 roku bo istnieje praktycznie… na papierze. Nie wystarczy mieć rację, trzeba jeszcze mieć siłę by te racje wesprzeć. A tu od ponad 6 lat trwa demontaż armii, praktycznie nie istnieje marynarka wojenna, ledwie dyszy lotnictwo, wyprzedawany jest przemysł zbrojeniowy. Dlatego dziś gdy ku zdziwieniu Polaków telewizor pokazuje aktualnie jeszcze rządzących, jak w mgnieniu oka zmienili „politykę przyjaźni” z Rosją na twarde antyrosyjskie pomruki, warto zadedykować im starą rzymską maksymę – „Si vis pacem para bellum” Panowie…

                                                                                             Janusz Maniecki

P.S. Zachęcam do odwiedzenia wystawy na dzierżoniowskim Rynku poświęconej ostatnim Żołnierzom Niezłomnym RP na Kresach, a przy okazji dziękuję Burmistrzowi miasta za umożliwienie jej wystawieni, a Panu Rzecznikowi UM za pomoc i życzliwość.


(Si vis pacem para bellum – zwrot łaciński – jeśli chcesz pokoju, szykuj się do wojny – w sensie: silnego nikt nie odważy się zaatakować. Dod. B.S. wg Wielkiego Słownika Wyrazów Obcych)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.