Rosja
zajęła większość ukraińskich baz wojskowych na Krymie, opanowała część floty. W
Doniecku i okręgu chersońskim zbrojna prorosyjska „samoobrona” realizuje
krymski scenariusz. Noty rosyjskiego MSZ w ostrym tonie biorą w opiekę
„zagrożonych” rodaków w Estonii i… Polsce. Pewnie dlatego szef, niestety
jeszcze istniejącego, rządu odwiedza jednostki wojskowe, zakłady zbrojeniowe,
wzmacnia antyrosyjską retorykę. W sobotę straszył z ekranu telewizora wojną… 1
września. Jakoś nikt z „dziennikarzy” na konferencji prasowej nie zapytał jak
to, co mówi od trzech tygodni, ma się do wieloletnich zapewnień o „stabilnej i
przyjaznej polityce polsko – rosyjskiej” i słynnym „resecie tych stosunków po
10 kwietnia 2010 roku”. I o jakiej sile armii premier mówi, skoro według danych
MON 80 % jednostek wojskowych w Polsce pilnowanych jest przez… prywatne firmy
ochroniarskie. Ot, zagapili się pismacy…
„Sankcje”
wolnego świata nałożone na Rosję wywołują tam tylko wzruszenie ramion. Te skuteczne – np. powodujące
obniżenie cen ropy i gazu eksportowanych z Rosji czy objęcie nimi innych gałęzi
przemysłu energetycznego, w ogóle nie są na zachodzie brane pod uwagę. Co
więcej w tym tygodniu niemiecki koncern RWE sprzedał Rosji za 5,1 mld dolarów
jedną z podległych spółek, trzeba trafu, posiadających cztery koncesje na
poszukiwanie gazu łupkowego i ropy naftowej w… Polsce. Rząd polski nie zdobył
się na żadną interwencję w Berlinie… panuje cisza, dokładnie tak samo jak po
uruchomieniu gazociągu Nord Stream…
Euforia mediów
towarzysząca wizycie w Warszawie kanclerz Merkel nieco osłabła.
A mnie, historykowi, ten kręty
pląs, rządzących jeszcze niestety, przypomina ostatnie lata wolnej Rzeczpospolitej
w XVIII wieku. Również i wtedy Sejm
Wielki na fali europejskiego ożywienia uchylił rosyjskie gwarancje
nienaruszalności granic (dziś gwarantują to UE i NATO ). Z inicjatywy posłów
stronnictwa „patriotycznego” podjęto myśl sojuszu z Prusami, które złożyły
podobne do rosyjskich „gwarancje”, zagroziły wojną Rosji i Austrii w razie
wkroczenia na terytorium Polski. 29
marca 1790 roku podpisano w Warszawie polsko – pruskie przymierze. Na
rękach noszono po stolicy Ignacego Potockiego czy Hugo Kołłątaja, twórców
porozumienia. Prusy obiecały pomoc zbrojną, oddanie zdobytej na Austrii Galicji
Polakom. 160-tysięczna armia markiza Usodoma stanęła nad śląską granicą,
żądając od Austrii zakończenia zmagań z Turcją. Godzono się wtedy w polskim Sejmie
nawet na „rekompensatę” dla Prus – czyli oddanie Gdańska, Torunia, kawałka
Wielkopolski z Poznaniem… Zdawało się, że prostują się polskie drogi…
I nagle, bez
wiedzy czy zapytania polskich „sojuszników” rzecz jasna, 27 lipca 1790 roku Prusy podpisują z Austrią konwencję w Reichenbachu czyli naszym poczciwym Dzierżoniowie, która odmienia sytuację.
Austria wychodzi z wojny z Turcją rezygnując z korzyści terytorialnych, Rosja
podobnie kończy wojnę ze Szwecją. Dzierżoniowski układ staje się wstępem do
rozmów trzech państw o „rekompensacie” – kosztem ziem… polskich.
Jak zwykle w dziejach silni porozumieli się ponad
głowami słabych, a cenę płacili również jak zawsze – ci ostatni. Na nic zdał
się bohaterski zryw Polaków z 1792 roku, wojska pruskie wspierały wkraczających
do polski Rosjan. 23 stycznia 1793
roku oba państwa pieczętujące się czarnymi orłami podpisały konwencję o drugim
rozbiorze ziem polskich.
Pamiętajmy
– 1790 rok – sojusz z Prusami, 1793 rok – Prusy - jednym z dwóch
państw rozbiorowych… można rzec – wszystko działo się w trakcie jednej sejmowej
kadencji.
Wybacz Szanowny
Czytelniku przydługi historyczny wywód, ale w dynamicznej sytuacji
międzynarodowej dni ostatnich dostrzec chyba można podobieństwo do tamtych
marcowych dni z 1790 roku. I dziś Zachód wysuwa przeciw Rosji przywódcę państwa
„granicznego”, markując samemu antyrosyjskie „sankcje”. Dodając do tego wewnętrzne
problemy „starej” UE (np. sobotnia półmilionowa, antyunijna manifestacja w
Madrycie choćby ). Być może jest tak, iż Zachód dla zachowania fundamentów swej
polityki „ spokoju i zamożności” po raz kolejny zgodzi się na rosyjskie
„rekompensaty”. Nie twierdzę, że tak będzie, chciałbym by ukraiński tygiel
wygasł, ale w razie czego armia polska nie jest zdolna do powtórzenia zrywu z
1792 roku bo istnieje praktycznie… na papierze. Nie wystarczy mieć rację,
trzeba jeszcze mieć siłę by te racje wesprzeć. A tu od ponad 6 lat trwa
demontaż armii, praktycznie nie istnieje marynarka wojenna, ledwie dyszy lotnictwo,
wyprzedawany jest przemysł zbrojeniowy. Dlatego dziś gdy ku zdziwieniu Polaków
telewizor pokazuje aktualnie jeszcze rządzących, jak w mgnieniu oka zmienili
„politykę przyjaźni” z Rosją na twarde antyrosyjskie pomruki, warto zadedykować
im starą rzymską maksymę – „Si vis pacem para bellum” Panowie…
Janusz Maniecki
P.S. Zachęcam do odwiedzenia
wystawy na dzierżoniowskim Rynku poświęconej ostatnim Żołnierzom Niezłomnym RP
na Kresach, a przy okazji dziękuję Burmistrzowi miasta za umożliwienie jej
wystawieni, a Panu Rzecznikowi UM za pomoc i życzliwość.
(Si vis pacem para bellum – zwrot łaciński – jeśli chcesz pokoju,
szykuj się do wojny – w sensie: silnego nikt nie odważy się zaatakować. Dod. B.S. wg Wielkiego Słownika
Wyrazów Obcych)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.