Jak często mi się zdarza, wyszedłem
również dziś poszukać ekologii w Bielawie, mając oczywiście na uwadze, że nasze
miasto jest wzorcowym miastem ekologicznym. Tak wzorcowym, że tylko brać
przykład. Faktycznie, jak poczytać teksty pana rzecznika Urzędu Miasta i
posłuchać wypowiedzi naszego burmistrza (brrrr…!), to nie można inaczej
pomyśleć o Bielawie jak tylko o modelowym mieście ekologicznym.
Ja jednak, mimo szczerych chęci tej
ekologii w znaczeniu prezentowanym przez miastowych oficjeli, jakoś w całej
pełni dostrzec nie potrafię. Zapewne niejeden powie, że to zła wola z mojej
strony, ale gdy widzę to, co widzę jakoś od dawna wyrobione zdanie w tym
temacie trudno mi zmienić.
Wyruszyłem więc z pod pięknie
zagospodarowanego terenu pod blokiem niedaleko, bo tylko do Urzędu Pracy, który
to urząd nie tylko interesował mnie gdy byłem z przerwami dwa i pół roku na
zasiłku dla bezrobotnych, ale i chciałem sprawdzić, czy pod względem ekologii
przez te ostatnie kilka lat cokolwiek drgnęło.
Kiedy jeszcze trzy lata temu
odprowadzałem wnuczkę do przedszkola z os. Włókniarzy, do pewnego okresu
szliśmy na skróty właśnie przez Urząd Pracy. Wnuczka przechodziła dla atrakcji
przez dziurę w siatce, a ja przez zawsze otwartą bramę, bo i zapewne nie da się
już jej zamknąć, tak jest zniszczona.
Jednak bałagan na terenie należącym do
urzędu był na tyle nie do przyjęcia, że ze skrótu zrezygnowaliśmy. Przechodzenie
przez dziurę w siatce dalej było możliwe, bo dziury były dwie. Jedną się
wchodziło, a drugą wychodziło.
Czy coś od tamtego czasu się
zmieniło? Ano zmieniło – na gorsze.
Kosza na pety dalej nie ma i palacze
rzucają je gdzie popadnie.
Pojemnik
na śmieci jest, ale jak przystało na
miasto ekologiczne nie prezentuje się zbyt elegancko.
Śmieci walają się po całym terenie, co jest
już normą.
Budynek
– piękny tylko w wyobraźni.
Informacje na ścianie – już lekko zmaltretowane.
Pieniek po ściętym drzewie, jak stał tak stoi i niejeden kierowca zapewne na
niego się nadział samochodem, co sam widziałem i słyszałem
.
Tak sobie myślę: przecież tam
pracują ludzie. Co prawda mają pracę dlatego, że inni jej nie mają, ale są.
Jest też jakiś kierownik, może dyrektor, a może nawet prezes, który co dzień
kilka razy po tym terenie chodzi. Chyba już się do takiej sytuacji
przyzwyczaił, skoro nie reaguje. A bezrobotni? Czy nie można by poświęcić dla
nich kilka złotych na jakiś kosz na śmieci i chociaż jakąś ławeczkę, żeby mogli
sobie poczekać siedząc?
Przylegający dalej teren do terenu
UP podobno jest terenem prywatnym. Nawet na słupie wisi ciągle jeszcze tablica,
teraz już zupełnie wyblakła, z ofertą sprzedaży. O ten teren nikt nie dba od
zawsze, jak pamiętam. Czasami miasto skosi trawę po interwencji okolicznych mieszkańców. Teren ohydny,
zapuszczony i to w środku miasta.
Gdy pójdzie się kawałek dalej, miło
zawiesić wzrok na budynku administracji Spółdzielni Mieszkaniowej i okalającej
go zieleni. Czysto, zadbane, chciałoby się powiedzieć, że tak właśnie powinno
być wszędzie w Bielawie.
Ale czy to możliwe, gdy o ekologii
tylko się mówi i pisze, a nie wie się tak naprawdę, co ta ekologia znaczy?
Bielawska Spółdzielnia Mieszkaniowa
już wie. Czas, żeby i Urząd Miasta ekologią zainteresował się, ot tak, żeby
mieć czyste sumienie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.