14 stycznia 2014

Ratunku...! Wycinają nas!


           
                                                                                                                  TEMAT OTWARTY

             Wracałem dzisiaj z Górnej Bielawy…
            Przerwę jednak na krótko tę myśl, bo może nie wszyscy wiedzą, zwłaszcza ci, którzy Bielawy nie znają, że w Bielawie jest Bielawa Górna i Bielawa Dolna. Jakoś nigdy nie mówi się o Bielawie Środkowej czy może, tak bardziej światowo, – Bielawie Centralnej. Górna i Dolna Bielawa są w jakiś niezawiniony przez siebie sposób wyróżnione, a właściwie stygmatyzowane. Ta Bielawa bez „G” i „D” świetnie sobie radzi i promocji w postaci jakichkolwiek dodatków nie potrzebuje. Sprawa jest prosta. W tej części Bielawy jest Magistrat i to, co wokół niego się znajduje, jakoś musi wyglądać, choćby przed różnego rodzaju delegacjami, które hurmem do Bielawy ciągną. Właściwie ton Bielawie „Centralnej” nadają wielkie, jak na naszą skalę, osiedla mieszkaniowe, które jednak nie są pod jurysdykcją Magistratu, tylko zawiaduje nimi prężny zarząd Spółdzielni Mieszkaniowej i jak pomyślę o tym naszym MZBM, to aż strach pomyśleć, że mogłoby być inaczej. Dlaczego Bielawa Dolna i Bielawa Górna są biedne, niedofinansowane, niedoinwestowane, poniżane? Bo tak musi być i tak jest prawidłowo. A chodzi o to, że jak czegoś nie ma, a potem z łaski coś się da, nawet cokolwiek, to już „gęba się cieszy”. I o to się „rozchodzi”. A potem na kogo się głosuje? Wiadomo – na tego, co daje.
            A więc wracałem dzisiaj samochodem z Górnej Bielawy i na wysokości pomnika upamiętniającego powódź w Bielawie w 1997 roku coś mnie olśniło. Coś jest nie tak. Trzeba się wrócić. Dlaczego w tym miejscu nagle zrobiło się tak jasno? Nie trzeba było nikogo pytać. U wylotu ul. Marcelego Nowotki brakuje drzew. Są wycięte. Takie ogromne, zdrowe drzewa! Naliczyłem ich dziesięć. Nie drzew oczywiście, ale miejsc po nich. Niektóre z nich miały średnicę nawet jednego metra.
       














         Cóż mi pozostało? – zrobiłem tylko zdjęcia tego pobojowiska, zastanawiając się jednocześnie, dlaczego dokonano takiego barbarzyństwa na żywym organizmie naszego miasta!? Co komu przeszkadzały te drzewa!? Co z nimi zrobiono!? Czy poszły na opał do potrzebujących mieszkańców Górnej Bielawy, czy może do tartaku np. na ulicę Bankową. Nie będę sprawdzał ani pytał. To przerasta moje możliwości.

            Zbliżając się do swojego bloku kątem oka po lewej stronie na łące widzę powalone ogromne drzewo. Pozostał już tylko pień. Podszedłem z aparatem. Tak niedawno obcinali tu gałęzie z drzew, pozostawiając drobne gałęzie na łące (Ciekawe, jak wiosną poradzą sobie z nimi  kosiarze trawników?).
            





           Tym razem wycięcie drzewa było w pełni uzasadnione, bo mogło się nawet samo przewrócić, nie wykluczone, że na mnie, bo tamtędy często przechodzę. Ale dlaczego przy okazji wycięto dwa mniejsze, zdrowe drzewa? 





      Czy tylko dlatego, że nie pasowały do „Koncepcji przestrzennego zagospodarowania terenu”? Czyja to koncepcja? Odpowiedzi nie będzie, bo ta nasza bielawska władza jest dla siebie „sterem i okrętem”. To nie Bielawianie są władzą, choć taką właśnie władzę wybrali i potem nie potrafili jej odwołać. Ale już niedługo będzie można się po refleksji zrehabilitować i tę władze wyciąć, jak te drzewa. Wyciąć, jak władze w pierwszych, wolnych wyborach w Polsce do senatu: Dźwiniela, jego otoczenie i całą bez wyjątku koalicję radnych, Dźwiniela popierającą. Może oni wtedy bedą wołać: "Ratunku...! Wycinają nas!" Ratunek nie nadejdzie. Jestem o tym głęboko przekonany. (Rozsądek krzyczy ratuj lecz pomoc nie nadchodzi).
            Te drzewa pokazane na powyższym zdjęciu, które jeszcze żyją, też nie pasują do koncepcji. Myślę, że choć nikomu nie przeszkadzają, też już wkrótce zostaną unicestwione. A myślę tak dlatego, że w zeszłym roku wycięto za nimi trzy duże drzewa, które w niczym i nikomu nie przeszkadzały.




          Już się boję, jak przebiegać będzie rewitalizacja naszego parku. Czy jeszcze przewidziane są w nim drzewa? 

            31 grudnia zeszłego roku, jak już wspominałem, a do czego będę jeszcze niejednokrotnie wracał, nasz ks. proboszcz zdawał sprawozdanie. Wspomniał w nim o drzewach na cmentarzu parafialnym. Nie rozeznałem w jakim kontekście zostało to powiedziane, ale uświadomił obecnym, jak wielkie trudności są z uzyskaniem pozwolenia na wycięcie jakiegokolwiek drzewa. Takie pozwolenie może wydać teraz tylko konserwator zabytków i z tym trzeba zgłosić się do Wrocławia lub do Wałbrzycha.
            Czy naprawdę jest to trudność, skoro w Bielawie drzewa w ostatnim okresie wycina się masowo?
            Myślę, że temat ten, zaznaczając w nagłówku jako TEMAT OTWARTY, zainteresuje innych Bielawian i przyślą informacje na ten temat, a może nawet ze zdjęciami?
   Zapraszam do współpracy.

5 komentarzy:

  1. Dźwiniel robi zapasy na ulotki do kampani wyborczej.

    OdpowiedzUsuń
  2. To zdjęcie z ul. Wolności, przedstawia dawny, jedyny w Bielawie bulwar. Pamiętam, jak w pierwszych latach "podstawówki" poznałem to obce słowo (wtedy, dla mnie) i pan "od przyrody" objaśnił mi, że to > obmurowne nabrzeże rzeki z obsadzoną drzewami aleją spacerową<, i jako przykład, podał mi miejsce w naszym mieście, gdzie można bulwar można zobaczyć. Dopiero niedawno dowiedzałem się, że bulwar ten założyli alumni z katolickiej szkoły zakonnej Towarzystwa Misyjnego z Mariannhilhttp://dolny-slask.org.pl/563225,Bielawa,Posesja_nr_117.html. A teraz, no cóż drzewa też umierają, jedne ze starości, inne... Pozdrawiam Sylwester

    OdpowiedzUsuń
  3. Niesamowite! Mieliśmy w Bielawie bulwar! Bardzo zachęcam do przeczytania wskazanego linku szczególnie członkom Grupy Rowerowej "Wiraż" w Bielawie. Gdy przeczytają o Skorogoszczy i tamtejszym pałacu w parku, poziom adrenaliny natychmiast wzrośnie. A dlaczego? Niech sami opowiedzą. Badzo dziękuję za informacje, które są naprawdę nieoczekiwane i zasługujące na szczególne potraktowanie.

    Zespół trzech budynków należących pierwotnie do fabrykanta Eberharda Neugebauer'a i przynależnych zabudowań gospodarczych, magazynów i garaży. Budynek główny wraz z oficyną, 6 września 1930 r. został kupiony przez Towarzystwo Misyjne z Mariannhill, które założyło tu szkołę dla misjonarzy (Studienanstalt), pod kierownictwem doktora ojca Bernharda Barbian'a (wcześniej prowadził podobną szkołę "Schulhaus Aloysianum" w Lohr nad Menem). Celem szkoły było pozyskanie młodych dla misji oraz zaszczepienie w nich ideałów misyjnych. Jednak szkoła nie miała lekkiego życia w ówczesnej rzeczywistości bielawskiej. Większość bielawian stanowili ewangelicy, intensywnie działali tu faszyści i komuniści, którzy też niezbyt przychylnie przyjmowali obecność katolickiego zgromadzenia i to przy głównej, wówczas bielawskiej ulicy ( mimo to, a może właśnie dlatego, alumni obsadzili topolami leżący naprzeciw szkoły, po drugiej stronie ulicy, fragment lewego brzegu Bielawicy tworząc istniejący do dziś bulwar (koryto Bielawicy zostało zakryte w końcu lat 80-tych) . Poza tym wbrew pozorom, w budynkach nie było tak dużo miejsca, dla prawie 100 alumnów i ponad 15 zakonników.Tak więc, kiedy nazajutrz po kazaniu w Skorogoszczy, zaproszonego tam we wrześniu 1932 r., ojca Marzellina Bruno z bielawskiej szkoły, właścicielka skorogoszczańskiego pałacu , hrabina Elizabeth Kersenbrock Schattgotsch, zaproponowała przekazanie pałacu na potrzeby szkoły, przyjęto propozycję z radością. Było to dla zakonników doskonałe rozwiązanie. Formalną umowę darowizny podpisano w październiku 1932 r. Po spełnieniu wszelkich formalności, pałac został przekazany zgromadzeniu 19 lipca 1933 r. a dwaj pierwsi zakonnicy przeniesli sie tam już 21 lipca. Całą szkołę przeniesiono z Bielawy, w ciągu 10 dni października tegoż roku, praktycznie nie przerywająć nauki. W 1935 r. ojciec Bernhard Barbian zostaje kierownikiem domu misyjnego św. Pawła w Arcen w Holandii, a jego obowiązki na Śląsku, przejmuje, prawdopodobnie, ojciec Marzellin Bruno. Placówka w Holandii, działała do końca 1940 r. (okupacja Holandii). Ojciec B. Barbian zmarł w 1943 r., mając 65 lat. Bielawskie budynki po wielu perypetiach zakon sprzedał miastu 15 czerwca 1938 r. Do 1945 r. był tu Pensionsheim (dom emeryta). Po wojnie, zorganizowano tu przychodnię lekarską z mieszkaniami dla lekarzy na II piętrze, laboratoria analityczne, punkt krwiodawstwa i siedzibę pogotowia ratunkowego. Po 1989 r. powoli wygaszano działalność medyczną. Przez kilka lat budynek stał pusty, wystawiony do sprzedaży za ok. 400 tys. PLN, znalazł wreszcie właściciela, ale prace renowacyjne zostały już w 2012 r. wstrzymane. Przed budynkiem stoi drewniany krzyż z napisem na pionowej belce "Ufajcie, jam zwyciężył świat" , postawiony w latach 70-tych, w miejscu dawnego poniemieckiego zbutwiałego krzyża z blaszaną figurą Chrystusa . Budynek główny zdobią cztery miłorzęby japońskie, oznaczone tabliczkami "Pomnik Przyrody". Do budynku głównego, od południowego zachodu przybudowano, podobnej wielkości, oficynę -pierwotnie budynek fabryczny . Trzeci, również pofabryczny, wolnostojący budynek , przekazano w 1901 r.siostrom szarytkom, jako budynek mieszkalny i połączono go łącznikiem z nowozbudowanym szpitalem katolickim św. Elżbiety (ul.Wolności 114). Siostry zajmowały się chorymi w tym szpitalu i ogrodami wokół obu, sąsiadujących ze sobą obiektów. Po 1946 r. budynek i funkcje przejęły siostry elżbietanki. Obecnie parter budynku jest wynajmowany na cele komercyjne. /SyG/

    OdpowiedzUsuń
  4. https://pl-pl.facebook.com/photo.php?fbid=357976321011546&set=pcb.357977971011381&type=1&theater

    Myślę, że na coś sie przydałem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj link, niestety, nieosiągalny?! Sylwester

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.