Właściwie,
żeby zacząć temat o którym napisać zapragnąłem kilka zdań, należałoby
poprzedzić go krótkim wstępem. Zdarza mi się jednak często, zwłaszcza podczas
rozmowy, że wstęp do właściwego tematu wychodzi mi nieraz cokolwiek przydługi, co
najczęściej zniechęca rozmówcę do skupienia się na tym, co ja mówię, a ja z
kolei widząc to, zapominam, o czym tak naprawdę chciałem powiedzieć w temacie głównym. Dochodzi wtedy do takiej
sytuacji, że szybko muszę dopasować właściwy temat do wstępu, który z kolei też
już zdążyłem zapomnieć.
O czym to ja chciałem pisać?
Acha, o błogosławieństwie.
Słowo to, jakby w nowym znaczeniu,
odkryłem w ostatnim numerze „naszego” parafialnego czasopisma „Zwiastun”. Jest
to już drugi numer w nowej szacie graficznej, wydany pod redakcją nowego,
młodego księdza w naszej parafii ks. Daniela Mosóra. Często tak u nas jest, że
„młody” po przyjściu po święceniach na placówkę dostaje do „roboty” redagowanie
gazety. Może nawet jest tak, że nie ma redaktorów, bo poszli w rozsypkę i
wszystko trzeba zaczynać od nowa. Nie jest to dobre, chociaż ma swój urok.
Szuka się wtedy od podstaw formy graficznej i linii redakcyjnej. Z redaktorami
raczej powinien być najmniejszy problem, bo w naszej ogromnej parafii
„wygadanych” ludzi jest bardzo wielu i wystarczy tylko to, co mówią, przenieść
na papier. Jeśli nie potrafią, albo nie mają śmiałości pisać – zawsze można
przecież przeprowadzić wywiad i na jego bazie zrobić reportaż.
Nowa szata graficzna gazety
zaskoczyła mnie, ale i uspokoiła. Kolory: czarny, biały i szary we wszystkich
potrzebnych odcieniach, pozwalają skupić się bardziej na tekście niż na
„obrazkach”, na co łatwo można nabrać się w „Wiadomościach Bielawskich”. A
teksty są śmiałe, choć co do tych niepodpisanych mam podstawy sądzić, że są
przedrukami z innych gazet lub opracowań. Jeśli tak, trudno potraktować
czasopismo, jako czasopismo stricte parafialne. Ale dobrze, że jest, bo są
ludzie, którzy na nie czekają. Nawet mnie w zeszłym roku zaczepiano na mieście
z zapytaniem – „Co ze Zwiastunem?”. Ale niby skąd ja mogłem o tym wiedzieć,
skoro nawet nie ma kogo o to spytać?
O czym to ja miałem pisać?
Acha, o błogosławieństwie.
Słowo to, jakby w nowym znaczeniu…
Przecież to już pisałem!
No więc jest w „Zwiastunie” artykuł
pt. „Moc błogosławieństwa”. Dobry artykuł, traktujący o zapomnianych praktykach w naszym chrześcijańskim życiu, praktykach
co do których nie ma przeszkód, aby wróciły i miały należne miejsce w naszej
rzeczywistości. Współcześni chrześcijanie
Zapatrzeni w przyszłość, nie doceniają
teraźniejszości, a przeszłość często traktują jako ciążący balast, który nie
pozwala w pełni rozwinąć skrzydeł. Widocznym tego przejawem jest zanik we
współczesnych chrześcijańskich rodzinach wielu praktyk pobożnych, dzięki którym
przez wzmocnienie wiary, nadziei i miłości można było odnaleźć upragniony pokój
serca.
Niewiele
rozmów pomiędzy chrześcijanami kończy się życzeniem błogosławieństwa dnia,
błogosławionej pracy czy radosnego i błogosławionego wypoczynku. Wręcz
przeciwnie, coraz częściej miejsce błogosławieństwa zajmuje przekleństwo czy
złorzeczenie.
Otworzyły mi się szeroko oczy po
przeczytaniu tego tekstu. Faktycznie, dlaczego nie powiedzieć „błogosławionego
dnia”, skoro mówi się „miłego dnia”? Już do końca otworzyły mi się oczy, po
przeczytaniu końcowego fragmentu artykułu: Nie
bójmy się błogosławić osób, będących w dużej odległości od nas, ani tych którzy
nas nie znają. To przecież o tym była mowa podczas konferencji na jednym z
etapów pieszej pielgrzymki na Jasną Górę w 2010 roku, o czym wspominałem w
swojej rozległej relacji. To tam właśnie było powiedziane, że proboszcz jednej
z łódzkich parafii rozesłał na miasto grupy odważnych ludzi, którzy przemierzając
miasto, błogosławili napotykanych po drodze przechodniów. Błogosławić, a nie
złorzeczyć. Tę inicjatywę przyjmowałem wtedy z jakąś dozą niedowierzania, ale
okazuje się, że tak właśnie mogło być, co potwierdzone jest w artykule.
W felietonie „Magistry” wspomniałem
księdza Stanisława Janickiego. Dobrze go znałem. W wakacje 1964 i 1965 roku
przez jakiś czas byłem u tego księdza w parafii w Przespolewie i w Stawiszynie.
W parafii w Stawiszynie pracował przez 33 lata. Zmarł w 1999 roku. Chciał być pochowany
wśród swoich parafian.
Może był to 2010 rok, kiedy jadąc z Włocławka
do Bielawy tak zaplanowaliśmy trasę, aby jechać przez Stawiszyn z zamiarem
odwiedzenia grobu ks. Stanisława. Stojąc przy grobie księdza widziałem go
dokładnie oczyma wyobraźni w różnych sytuacjach. Odważyłem się zatrzymać i
zagadnąć przechodzącą może pięćdziesięcioletnią kobietę.
- Czy znała może pani księdza Janickiego?
Kobieta uśmiechnęła się, jakby
podobnie jak ja, stanął jej przed oczyma proboszcz z jej parafii.
- Dobrze pamiętam. Jak błogosławił
moje dzieci, to bardzo dobrze się chowały!
Wypadało powiedzieć jeszcze, co ja
tutaj robię.
Na wspomnianym forum, parafianie
bardzo dobrze ocenili swojego starego proboszcza, co potwierdziło moje o nim
zdanie.
Jak
był śp. ks. Janicki proboszczem, było różnie, ale on znał mieszkańców po
imieniu i pamiętał o wszystkich, a tam, gdzie trzeba było pomóc, to po prostu
to robił.
A nie odbiegając od tematu uważam,
że najlepszym proboszczem, jakiego ja pamiętam, a mam już 54 lata, był śp. ks.
prałat Stanisław Janicki.
Ile dzieci i dorosłych pobłogosławił
w Stawiszynie, ot tak, na mieście, bez zbytniego ceremoniału, tak od serca, od
siebie mocą Chrystusa?
Nie bez wzruszenia przypominam sobie
odjazd motocyklem Jawą z Przespolewa do Włocławka w 1964 roku z księdzem Bagrowiczem.
Odwróciłem się jeszcze, gdy wyjeżdżaliśmy na drogę z przykościelnego placu
wiejskiej parafii. Ksiądz Stanisław stał i nas błogosławił. Tego się nie da
zapomnieć i nie da się nie docenić.
Artykuł w czasopiśmie kończy się
wezwaniem, nakazem nie tylko skierowanym do kapłanów, ale w tym przypadku właśnie
do nas świeckich.
Czy jesteśmy na to gotowi?
Niech
Boże błogosławieństwo wypowiadane przez nasze usta spoczywa często na dzieciach
i młodzieży, zwłaszcza tej, która przeżywa okres buntów i poszukuje
autorytetów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.