Wracam do tekstów z ostatniego numeru
naszego parafialnego czasopisma „Zwiastun”. Zawsze coś ciekawego się tam
znajdzie, a obawiam się, że po rezygnacji z tematu „Odeszli od nas” wszystko
jest ciekawe.
Niewątpliwie ciekawym, a nawet wyjątkowym
wydarzeniem w naszej parafii jest schola (po naszemu – przykościelny chórek
dziecięcy, prowadzony najczęściej przez księży). To „najczęściej” dało furtkę,
żeby i siostry zakonne, i osoby świeckie mogły taką scholę poprowadzić. Ja, jak
zwykle mogę się rozpędzić i napisać dużo, nawet o naszej scholi AVE i Małe AVE
(nie ma na razie scholi – Całkiem Małe AVE jak w naszych Poloneziakach), ale nie
o to chodzi. Piszę z satysfakcją, że przy parafii jest jakiś „ruch”, a nawet
żywioł. W ostatnim „Zwiastunie” o tych chórkach pisze się aż cztery razy, co
świadczy, że to znacząca sprawa. Ja na temat śpiewania tych grup, ich opiekunów
i rodziców młodych artystów, mogę wypowiadać się właściwie tylko peanami.
To zjawisko, któremu na imię „AVE”
obserwuję od początku. I nie byłoby AVE, gdyby nie było niesamowicie odważnej
dziewczyny, która miała odwagę swoim pięknym głosem, z koleżanką, wyśpiewać w
trudnych latach początku lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku publicznie „Nie
zdejmę krzyża z mojej ściany” – Ani Zawistowskiej. Nie byłoby AVE, gdyby nie
pojawił się w naszej parafii bardzo dawno, tak dawno, że niektórzy rodzice obecnych
artystów chodzili jeszcze do szkoły podstawowej – księdza Stanisława Kucy,
którego „Kucyki” dawały nam tyle radości.
Kiedy każdego roku uczestniczę w świątecznym
kolędowaniu pod dyrekcją pani Ani Lutz, przypominam sobie poprzednie występy.
Artyści wyrastają, osiągają oszołamiające sukcesy, a całe zespoły królują na
listach przebojów religijnego śpiewania w Polsce.
Nie można tu pominąć pana Jacka Wanszewicza, którego konferansjerki, przyznam to szczerze, brakowało mi w tym roku. To o nim pan Lech Tkaczyk powiedział na deskach naszego Teatru Robotniczego, że Bielawa nie jest nawet świadoma, jaki skarb posiada w osobie pana Jacka. Ja myślę, że pan Jacek również nie wie, jakim skarbem jest dla Bielawy.
Nie można tu pominąć pana Jacka Wanszewicza, którego konferansjerki, przyznam to szczerze, brakowało mi w tym roku. To o nim pan Lech Tkaczyk powiedział na deskach naszego Teatru Robotniczego, że Bielawa nie jest nawet świadoma, jaki skarb posiada w osobie pana Jacka. Ja myślę, że pan Jacek również nie wie, jakim skarbem jest dla Bielawy.
Za wszystko to – dziękuję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.