Otóż w książce opracowanej przez pana
Krzysztofa Pludro pt. „Kronika Bielawy” część V lata 1945 – 1990 (wydanie
Dzierżoniów 2002) na stronie 268 do 269 jest ciekawy tekst dotyczący roku 1986.
Pozwolę sobie zacytować go w całości:
POLITYKA KADROWA
Konieczność przeprowadzenia reformy
gospodarczej stawiała władze partyjne i państwowe wobec wymogów stopniowego
liberalizowania metod
zarządzania gospodarką narodową i wprowadzania nowych reguł, jakie narzucały prawa rynku. Intencje władz zmierzały w tych warunkach
do utrzymania pełnej kontroli partii i rządu nad procesem reform. Wyrazem tego
stanowiska była uchwała Biura Politycznego KC PZPR w sprawie polityki kadrowej
w partii i państwie. Nawiązując do tej uchwały, kierownictwa bielawskich
zakładów przemysłowych zobligowane zostały do opracowania zasad tworzenia kadry
rezerwowej w przedsiębiorstwach, ustalenia kryteriów oceny kadry oraz polityki
awansów i wynagrodzeń.
Komitet Zakładowy PZPR w „Bielbawie” ustalił,
że ocena pracowników zatrudnionych na stanowiskach kierowniczych i
samodzielnych prowadzona będzie co dwa lata i będzie się opierać na dwóch
zasadniczych kryteriach: postawie społeczno politycznej i umiejętnościach
zawodowych.
Uwagę zwracała ranga,
jaką nadawano postawie społeczno-politycznej. Każdy kierownik musiał spełniać
następujące warunki: aktywnie uczestniczyć w pracach społecznych i
politycznych, popularyzować socjalistyczny internacjonalizm, zwalczać wszystkie
formy nacjonalizmu i oportunizmu, posiadać odwagę publicznego występowania i
formułowania prawidłowych ocen sytuacji społeczno-politycznej i gospodarczej.
Jeśli kierownik choć w jednym punkcie nie odpowiadał tym kryteriom, następowało
cofniecie „partyjnej rekomendacji” i pozbawienie zajmowanego stanowiska.
Komitetom zakładowym
w Bielawie przyznano kompetencje zatwierdzania stanowisk w przedsiębiorstwach
wymagających decyzji politycznych. Tak więc wszelkie decyzje personalne
skupione zostały w rękach partii. Pół biedy, jeśli w kierowniczych gremiach
partyjnych i zakładowych zasiadali ludzie inteligentni, rozumni, o szerokich
horyzontach, a takich nie brakowało, gorzej, gdy z kompetencji tych korzystały
miernoty umysłowe i moralne, dla których serwilizm wobec partii, lizusostwo i
karierowiczostwo były jedyną i najwyższą racją.
Realizacja nowej
polityki kadrowej polegała na usuwaniu ze stanowisk ludzi niewygodnych,
„splamionych” działalnością w strukturach „Solidarności” i opozycji. W ten
sposób odgrywano się za
posierpniowy okres frustracji i upokorzeń,
kiedy okazało się, że mit o „kierowniczej roli partii i jej zbiorowej mądrości” legł w
gruzach, kiedy dla wszystkich stało się rzeczą jasną, że „król jest nagi”.”
Ja nie wiem, kto w tym czasie
sprawował funkcje sekretarzy PZPR w „Bielbawie”. Ja pracowałem w 1986 roku już
dwa lata „na maszynie” – drukarce rotacyjnej, jako były kierownik drukarni.
Przede mną było jeszcze do odpracowania na tym stanowisku trzy lata. A tylko
dlatego, że nie posłuchałem, żebym wynosił
się z Wykończalni i z zakładu i nie dałem się wyrzucić. Zgodnie z obowiązującymi zasadami cofnięto mi partyjną
rekomendację, choć do partii nie należałem.
Do jakiej kategorii ludzi, należało
partyjne kierownictwo „Bielbawu” w 1986 roku?
Czy
to byli ludzie inteligentni, rozumni, o
szerokich horyzontach, czy może miernoty
umysłowe i moralne, dla których serwilizm wobec partii, lizusostwo i karierowiczostwo
były jedyną i najwyższą racją?
Do jakiej kategorii ludzi,
należałoby zaliczyć byłych sekretarzy „Bielbawu”, takich jak burmistrz Bielawy
Ryszard Dźwiniel, w kontekście ostatnich wypadków związanych z Miejską
Biblioteką Publiczną w Bielawie?
Do tej pierwszej kategorii z
pewnością można było zaliczyć ludzi partii, w których imieniu 14 grudnia 1984
roku w partyjnej „Gazecie Robotniczej” w art. z cyklu „Polemiki” pt. „Nie tylko
mamona” pisał Jan Rot (prawdopodobnie pseudonim):
-
Pozostaje jeszcze sprawa marnotrawstwa kadr, złego dysponowania kwalifikacjami,
a zatem dobra narodowego. Tu odpowiedzialni są organizatorzy. Zatem
organizatorów także możemy określić jako produkcyjnych lub blokujących
produkcję. Należy więc przywrócić prawidłowe kryteria wartości.
- Szeregowy nauczyciel, inżynier czy
lekarz pracujący dobrze, ale bez transparentu w ręce zawsze był słabo
wynagradzany.
Co ja, jako inżynier z wieloletnią
praktyką zawodową na Drukarni, nie karany, pracowity i oddany zakładowi byłem
winien partii?
Co, tak naprawdę strasznego uczynił panu
Dźwinielowi pan doktor Brzeziński, że wyrzucił go on z roboty?
Przypuszczam, że klucza do tak zwanej utraty zaufania należy szukać w
tajemniczych dwóch słowach siejących grozę w niektórych mediach, a mianowicie wrocławska firma. Zostawię jednak tę
sensacyjną wrocławską firmę, której
nazwy nawet nie podano, na dalsze rozważania, żeby zachęcić
czytelników do odwiedzania mojego bloga. Zdradzę tylko, że jest to firma
wydawnicza.
Taką firmą wydawniczą w Bielawie, pod
której szyldem ukazują się u nas publikacje, jest Towarzystwo Przyjaciół
Bielawy, która, tak naprawdę, żadną
firmą nie jest, ponieważ jest towarzystwem. Właśnie wspomnianą „Kronikę” to
Towarzystwo wydało przy dofinansowaniu przez Urząd Marszałkowski i Urząd
Miejski w Bielawie. Po co dofinansowanie, skoro książkę sprzedaje się i to
wcale nie tak tanio? Otóż drukarni, a w tym przypadku jest to firma „Edytor” w
Dzierżoniowie, trzeba zapłacić określoną kwotę za wydrukowanie. Ponieważ znaczną
część książek Urząd Miasta i Towarzystwo Przyjaciół Bielawy rozdaje za darmo
komu chce, to za to płaci Urząd, to znaczy my, jako podatnicy. Taki zwykły
podatnik z Bielawy, prawdopodobnie takiej książki za darmo nie dostanie, bo
jest ona przeznaczona do tak zwanej „promocji miasta”.
I właśnie w takiej książce, promowanej
przez miasto, pan Pludro śmiał napisać takie rzeczy o przewodniej sile narodu,
Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej i jej sekretarzach. Na pewno, nie
mógłby napisać tego w 1986 roku i na pewno nie wtedy, gdy Bielawą rządzili
sekretarze. Co innego, gdyby rzadziły osoby niezależne.
Jak przyjemnie poczuć zapach wolności!
Jeszcze proszę zwrócić uwagę na „stopkę”
zamieszczoną na 2 stronie książki (w załączeniu). Przyda się to, do próby
zrozumienia pewnych dziwnych rzeczy w następnych „felietonach”, których ja i tak nie mogę
zrozumieć, chociaż bardzo się staram.
Z ostatniej
chwili: Google
News podało:
Wuj Kim Dzon Una, Jang Song Thaek,
został pozbawiony stanowiska ponieważ dopuścił się niewyobrażalnych przestępstw
i zbrodni, które zaszkodziły partii komunistycznej i rewolucji. Przy tej okazji
rozstrzelano kilkunastu dowódców wojskowych związanych z wujkiem przywódcy
Korei Północnej.
Przez trzy najbliższe dni „Gazeta
Wyborcza” będzie przedstawiać przykłady kumoterstwa – rozdziału stanowisk i
posad dla rodziny, kolegów i towarzyszy z partii.
Zastanawiam się już od wielu dni i nocy
(bo od kilku nocy nie mogę spać), jakich to „niewyobrażalnych przestępstw”
dopuścił się w Bielawie pan dr Rafał Brzeziński, dyrektor Miejskiej biblioteki
Publicznej, że przez burmistrza Bielawy, Ryszarda Dźwiniela, został pozbawiony
stanowiska?
Zastanawiam się również, czy w takiej
małej Bielawie, też można znaleźć przykłady kumoterstwa? Wszak i tu są rodziny,
koledzy i partyjni towarzysze.
Panie Burmistrzu! Nie ma co ukrywać, odwołując pana dyrektora "strzelił Pan babola", jak to się mówi. Jednak domeną ludzi wielkich jest to, że umieją w czas zreflektować się i swój błąd naprawić. To żaden wstyd. A jaka z tego radość!!! Sam Pan się przekona. Trzeba tylko odwagi. Odwagi człowieka wielkiego.
Mam nadzieję, że już jutro dowiem się, że pan Rafał ostro wziął sie do pracy przy przenoszeniu biblioteki.
Panie Burmistrzu! Nie ma co ukrywać, odwołując pana dyrektora "strzelił Pan babola", jak to się mówi. Jednak domeną ludzi wielkich jest to, że umieją w czas zreflektować się i swój błąd naprawić. To żaden wstyd. A jaka z tego radość!!! Sam Pan się przekona. Trzeba tylko odwagi. Odwagi człowieka wielkiego.
Mam nadzieję, że już jutro dowiem się, że pan Rafał ostro wziął sie do pracy przy przenoszeniu biblioteki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.