Dzisiaj będzie o polityce. Będzie o panu
Brzezińskim, który politykiem nie jest i o panu Dźwinielu, który myśli, że
politykiem jest. Bo jak postrzegana jest polityka burmistrza miasta? Zwłaszcza
jeśli jest niezależny? To służba dla wszystkich mieszkańców. Nie ja to
twierdzę, bo zaraz pan Dźwiniel podałby mnie do sądu za zniesławienie, a
przyjemności w procesowaniu się z burmistrzem Bielawy jakoś nie dostrzegam, ale
internauci. To oni piszą, że pan burmistrz Dźwiniel nie traktuje wszystkich w
Bielawie jednakowo. Gdy przypadkiem dowiaduję się; kto z kim i dlaczego, to
trudno mi nawet w to uwierzyć. To wszystko już niedługo pęknie i prawda wyjdzie
na jaw. Nie chcę żyć polityką Dźwiniela – wolę uprawiać działkę i łowić ryby,
ale zabierając mi wędkowanie burmistrz pcha mnie w swoje ramiona.
Można i do urzędu burmistrza zastosować
znane powiedzenie: Z ludu wzięty i dla
ludu postawiony. To, że z ludu wzięty
poprzez demokratyczne wybory, to niezaprzeczalna prawda. Ale, że dla ludu postawiony, to w przypadku
naszego burmistrza, nie potwierdza się. Jeżeli by tak było, to lud decydowałby o tym, czy jeszcze
Dźwiniela chce, czy już nie chce. Tak było w zeszłym roku podczas próby
odwołania. Burmistrz Dźwiniel nie poddał się woli ludu, tylko walczył. Walczył, jak ten lew, ten zły lew z „Króla
Lwa” – Skaza. Sam walczył o władzę i to było dobre, a inni, chociaż nie
walczyli o władzę tylko o odwołanie nieudolnego burmistrza, zostali posądzeni o
polityczną awanturę. To jego słowa: Z tym
większym zażenowaniem obserwuję ostatnie działania niewielkiej politycznej
grupy, która próbuje walczyć o władzę w naszym mieście. Nie mogąc pogodzić się
z porażką w ostatnich wyborach samorządowych, znów wywołują polityczną awanturę
i organizują referendum. Tak więc referendum, jako demokratyczne działanie,
zostało potraktowane jako awantura.
Czy nie jest to filozofia Kalego?
Zachowanie burmistrza, który niczym Kim
Ir Sen prowadzi nas ku świetlanej przyszłości, przypomina mi pierwszego
sekretarza „Wiesława”. Mam na myśli, oczywiście, Władysława Gomułkę. Feliks
Duniak był tak bardzo zdolny, że naukę ukończył już w wieku 12 lat. Towarzysz
Dźwiniel był sekretarzem i to nawet podobno pierwszym w „Bielbawie”, ale nie
mam mu absolutnie tego za złe. Trzeba było z czegoś żyć, a partia młodych,
zdolnych i prężnych w działaniu, promowała. Nie wszyscy sekretarze byli źli. Choćby
pan Janek Lew, czy pani Gienia Kuśmierek, których dobrze znałem, to byli
całkiem sympatyczni i uczciwi ludzie, a
przecież byli nawet członkami Komitetu Centralnego PZPR. Chodzi mi tylko o to,
czego jako sekretarz, jako członek PZPR, nauczył się pan Dźwiniel od Gomułki.
Przede wszystkim nauczył się przemawiać.
W tym bije na głowę nawet swoich zastępców. Ale również podobny jest do Gomułki
w konsekwencji swojego działania. Gomułka zwykł mawiać: Władzy raz zdobytej, nie oddamy nigdy.
Pan Dźwiniel jest „chory na władzę”. Jak
obserwuję, ta „choroba” jest nieuleczalna. A skoro nieuleczalna, będzie
chorował na nią do końca. Tak po ludzku, to szkoda mi tego człowieka związanego
z „władzą”. Z władzą za wszelką cenę.
Był jeszcze jeden taki w naszej historii,
który zapisał jej niechlubną kartę. Bardzo niechlubną, choćby w kontekście
rotmistrza Pileckiego. Ale znany jest również z wypowiedzianego ostrzeżenia: Rękę podniesioną na władzę ludową –
odetniemy!
To Józef Cyrankiewicz. Starsi znają i
pamiętają.
Co pozostało po Gomułce i Cyrankiewiczu?
Co pozostanie po Dźwinielu?
Pan Dźwiniel nie odciął panu
Brzezińskiemu ręki, która nawet nie była podniesiona na niego. Pana
Brzezińskiego stołek burmistrza zupełnie nie interesował. Mimo to, nie tylko
została mu odcięta ręka, ale nawet dwie ręce i głowa, i obydwie nogi. Został
odcięty cały. Odcięty od Bielawy, od tego, co dla niej dobrego robił, w niej i
dla niej żył, i pracował.
Kiedy dowiedziałem się, że jest nowy
dyrektor biblioteki, zupełnie mnie to nie zainteresowało. Nie jestem członkiem
biblioteki, ale na pewno w ciągu roku przeczytałem ze zrozumieniem więcej
książek niż niejeden burmistrz. Podbieram
też książki żonie, która do biblioteki chodzi. Ale potem, zaintrygowało mnie
to, że ten pan ma tytuł doktora. Tak pomyślałem: to chyba jedyny doktor w
Bielawie, nie licząc lekarzy. Zaimponowało mi to nawet. Z panem doktorem
Brzezińskim miałem okazję spotkać się po raz pierwszy dopiero w 2010 roku.
Kiedy byłem na promocji jego książki „O
karczmach, zajazdach, gospodach…”, dotyczącej powiatu dzierżoniowskiego, jakiś
mężczyzna z sali zapytał pana doktora, dlaczego z takim potencjałem wiedzy
historycznej, z perspektywami na pracę naukową we Wrocławiu, postanowił
zamieszkać i pracować dla takiego miasta jak Bielawa. To niełatwe pytanie. Zamieszkać
tu, jak sugerowało pytanie, to tak, jakby skazać się na miernotę
prowincjonalnego miasta. Pan Rafał odpowiedział, że Bielawa to jego miasto.
Czy rezygnując z pana Brzezińskiego i to
w taki cyniczny, ohydny sposób, Bielawa nie okazała swojej miernoty? Swojej
zaściankowości? Wreszcie – swojej głupoty?
I jeszcze o obecnej sytuacji na
Ukrainie. Tam ludzie walczą o godność. Chcą wreszcie odciąć się od ruskich.
Premier Mykoła Azarow w ukraińskim parlamencie do posłów przemawia po rosyjsku.
Ludziom zgromadzonym na Majdanie wciska, aby nie szli za politykami
opozycyjnymi, bo oni chcą tylko władzy. To tak jak u nas w Bielawie. Ryszard
Dźwiniel tak samo mówi jak Mykoła Azarow.
Na Ukrainie nie chcą Azarowa, my w
Bielawie już mamy dość Dźwiniela.
Bielawo obudź się. Swojego czasu dość popularny był mój rysunek dzwoniącego budzika z moim odręcznym hasłem "Bielawo obudź się". Potem, by się mnie nie pytać o zgodę zmieniono rysunek na taki "od cyrkla", ale hasło zostało. Ten rysunek był na pierwszej stronie miejscowej gazety.Której ?Nie pamiętam, ale wiem, że gdzieś jeden egzemplarz mam, jak się nawinie pod rękę, to go jeszcze raz zeskanuję i Panu podrzucę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie i dziękuję za obronę Rafała.
rocznik 1948
Tak mi się odruchowo napisało. Przepraszam za plagiat. Pozdrawiam "rocznik 1948"
OdpowiedzUsuńRacja
OdpowiedzUsuń