20 listopada 2013

Tusk sympatycznie

Nie, nie! Nie dam się wciągnąć ani zaciągnąć do polityki, no chyba, ze ktoś mnie bardzo zajeży, na przykład jakiś jeż albo jakiś Jerzy. No i sam się wkopałem, bo nie jestem pewien, jak pisze się „zajeży”, a w słowniku nie ma. Trudno! A może mam dysgrafię?
            Nasz premier Tusk, pokazując się tym razem publicznie w Pułtusku, z rozbrajającą miną szczęśliwego człowieka wytłumaczył skąd ten Pułtusk. Każdy już o tym wie, więc nie będę tłumaczył. Moje skojarzenie jednak zatrzymało się stricte na „pół Tusku”. Czy w Pułtusku był cały Tusk, pół Tuska czy może nawet mniej? Biorąc pod uwagę ostatnie sondaże poparcia dla partii Tuska, w Pułtusku nie było nawet ćwierć Tuska, nie mówiąc już o połowie Tuska. Taki skrót myślowy jest do przyjęcia, ponieważ w Klubie Parlamentarnym PO pozostali tylko Tuski. Przypominam sobie naszego premiera jako człowieka, który mógł powiedzieć, że wygrana jego ugrupowania to najpiękniejszy dzień w jego życiu. I wierzę, że tak było. Ale jeśli premier w Pułtusku mówi, że Polska powinna być zadowolona, Polacy niekoniecznie, to jak to rozumieć? To Polacy nie żyją w Polsce? O jakiej Polsce mówił Tusk w Pułtusku?
            Od dawna zapowiadane „rewolucyjne” zmiany w rządzie na miarę wyzwań współczesności nie są czymś, na co oczekiwaliśmy. To faktycznie kosmetyka wizerunkowa, żeby pokazać, że coś się robi. Wyrzucenie Vincenta, takiego mocnego filara Tuskowego rządu świadczy o rezygnacji z ambitnych planów tego rządu. Wpuszczanie nowych ludzi do rządzenia przed ostatnim gwizdkiem, jest jak wpuszczanie zawodników na minutę przed zakończeniem meczu na Mundialu. Zawodnik będzie mógł powiedzieć – Grałem na Mundialu. To samo w tym rządzie: - Byłem ministrem! – Byłam ministrą! Potem już tylko kasa za wyjście z rządu, no bo chyba jakaś kasa się należy?
            Sam pomysł Tuska, żeby w tym czasie pojechać do Pułtuska był sympatyczny. Można było przez chwilę pomyśleć, że mamy dowcipnego, sympatycznego premiera. Dużo sympatyczniejszą postacią w naszej skomplikowanej rzeczywistości był skoczek narciarski - Adam Małysz. Odszedł w glorii chwały i pozostaje niezapomniany i niepokonany. W takiej atmosferze zmagań, dostarczając nam emocji i niesamowitych wrażeń, można było kiedyś podczas zawodów zobaczyć nawet transparent z napisem „Małysz na prezydenta”. Po zakończeniu kariery w wywiadzie dla „Faktu” w 2011 roku ustosunkował się to tej kwestii. Żebym nie został posądzony o manipulację, wklejam ten fragment z oryginału:


       No więc jak to jest z tymi politykami, można im wierzyć, czy raczej niekoniecznie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.