Nie,
nie! Nie dam się wciągnąć ani zaciągnąć do polityki, no chyba, ze ktoś mnie
bardzo zajeży, na przykład jakiś jeż albo jakiś Jerzy. No i sam się wkopałem,
bo nie jestem pewien, jak pisze się „zajeży”, a w słowniku nie ma. Trudno! A
może mam dysgrafię?
Nasz premier Tusk, pokazując się tym
razem publicznie w Pułtusku, z rozbrajającą miną szczęśliwego człowieka
wytłumaczył skąd ten Pułtusk. Każdy już o tym wie, więc nie będę tłumaczył.
Moje skojarzenie jednak zatrzymało się stricte na „pół Tusku”. Czy w Pułtusku
był cały Tusk, pół Tuska czy może nawet mniej? Biorąc pod uwagę ostatnie sondaże
poparcia dla partii Tuska, w Pułtusku nie było nawet ćwierć Tuska, nie mówiąc już
o połowie Tuska. Taki skrót myślowy jest do przyjęcia, ponieważ w Klubie
Parlamentarnym PO pozostali tylko Tuski. Przypominam sobie naszego premiera
jako człowieka, który mógł powiedzieć, że wygrana jego ugrupowania to najpiękniejszy
dzień w jego życiu. I wierzę, że tak było. Ale jeśli premier w Pułtusku mówi,
że Polska powinna być zadowolona, Polacy niekoniecznie, to jak to rozumieć? To
Polacy nie żyją w Polsce? O jakiej Polsce mówił Tusk w Pułtusku?
Od dawna zapowiadane „rewolucyjne”
zmiany w rządzie na miarę wyzwań współczesności nie są czymś, na co oczekiwaliśmy.
To faktycznie kosmetyka wizerunkowa, żeby pokazać, że coś się robi. Wyrzucenie
Vincenta, takiego mocnego filara Tuskowego rządu świadczy o rezygnacji z ambitnych
planów tego rządu. Wpuszczanie nowych ludzi do rządzenia przed ostatnim
gwizdkiem, jest jak wpuszczanie zawodników na minutę przed zakończeniem meczu
na Mundialu. Zawodnik będzie mógł powiedzieć – Grałem na Mundialu. To samo w
tym rządzie: - Byłem ministrem! – Byłam ministrą! Potem już tylko kasa za wyjście
z rządu, no bo chyba jakaś kasa się należy?
Sam pomysł Tuska, żeby w tym czasie pojechać
do Pułtuska był sympatyczny. Można było przez chwilę pomyśleć, że mamy dowcipnego,
sympatycznego premiera. Dużo sympatyczniejszą postacią w naszej skomplikowanej
rzeczywistości był skoczek narciarski - Adam Małysz. Odszedł w glorii chwały i pozostaje
niezapomniany i niepokonany. W takiej atmosferze zmagań, dostarczając nam
emocji i niesamowitych wrażeń, można było kiedyś podczas zawodów zobaczyć nawet
transparent z napisem „Małysz na prezydenta”. Po zakończeniu kariery w
wywiadzie dla „Faktu” w 2011 roku ustosunkował się to tej kwestii. Żebym nie
został posądzony o manipulację, wklejam ten fragment z oryginału:
No więc jak to jest z tymi
politykami, można im wierzyć, czy raczej niekoniecznie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.