5 listopada 2013

Buda

Buda, to niezbyt okazały budynek jakiejś trafostacji, a teren przy którym się mieści, stał się swego rodzaju azylem dla młodzieży uczącej się w pobliskiej szkole. Przychodzą przed lekcjami, po lekcjach, a nawet na dużej przerwie. Pokaźnych rozmiarów przewrócony betonowy, prostokątny element czasami służy za siedzenie, którego nie zawsze dla wszystkich wystarcza. Tej młodzieży jest sporo i wydaje się im, że nikt ich nie widzi. Dlatego pozwalają sobie na palenie papierosów, picie „różnych” napojów, przytulanie się i przeklinanie. Nie wszyscy zachowują się w opinii dorosłych, delikatnie mówiąc – nieodpowiednio. Niektórzy są tylko raczej w charakterze obserwatorów.

               Niedawno moja znajoma opowiadała mi wrażenia z bezpośredniego spotkania z tą młodzieżą.
            Widziała kiedyś z pewnej odległości trzech swobodnie zachowujących się chłopców pod „budą”; wesoło rozmawiali, gestykulowali rękoma, coś sobie pokazywali – cieszyli się spotkaniem. Jeden z nich podszedł do jasnej ściany budynku i zaczął coś na niej pisać. Doszli do niego pozostali i też pisali; mazakami czy może ołówkami, ale coś bazgrolili. Te ściany już nie raz były malowane, by potem posłużyć młodzieży do przedstawiania na nich swojej radosnej twórczości. Podeszła do nich ta znajoma z trzema karteczkami trzymając je w ręce za plecami.
            - Dzień dobry chłopcy! Widzę, że coś chcecie zanotować, a nie macie na czym. Przyniosłam wam karteczki, bo mazaki, jak widzę, już macie – zwróciła się do chłopców kobieta wyjmując zza pleców trzy kartki.
            - E, my tylko tak... – odpowiedział któryś z chłopców.
            - Ale piszecie po ścianie, a ona do tego nie służy. Pomyślcie, gdyby każdy przechodzący coś tu napisał, jak wyglądałaby ta ściana? Dla was to tylko kilka znaków, a ludzie mieszkający w pobliżu potem patrzą na taką brzydka ścianę. Przechodzący też.
            Chłopcy trochę zażenowani uśmiechając się pospuszczali głowy i próbowali coś tłumaczyć:
            - A, że to tylko ołówek.
            - A, że to deszcz zmyje.
            - A, że to dobrze, że nie sprayem.
            Jeden z nich często odwraca się i pluje.
            - A ty w towarzystwie nie pluj! W dodatku jest z wami kobieta. Przy koleżankach też byś tak pluł? – zwraca uwagę kobieta.
            - A myśli pani, że one nie plują!?
            - To brzydkie dziewczyny, jeśli tak robią. Widzę, że wy jesteście dobrzy chłopcy, tylko tak coś was nosi, żeby coś zbroić, jak to u młodych!
            - A pani młoda nie była?
            - Byłam i ciągle czuję się młoda, i dlatego nie krzyczę na was tylko rozmawiam i pokazuję, że tak robić nie trzeba, bo deszcz tego nie umyje.
            Jeden z chłopców zerwał liść z jakiegoś zielska, popluł go i zaczął nim zmazywać napisy. Jednak nie dawało to spodziewanych efektów.
            - Do tego potrzeba nie deszczu, tylko kawał szmaty i wodę, może jeszcze z mydłem – oceniła kobieta i odeszła, uśmiechając się do chłopców.
            Chłopcy też się uśmiechnęli.

            Po kilku dniach znajoma ta znów przechodziła koło „budy”. Mimo woli spojrzała w stronę ściany i miejsca, w którym chłopcy coś pisali. Napisy w wyraźny sposób były zamazane, jakby ktoś próbował je zmyć. Coś jednak zostało. Może i w świadomości tych chłopców coś zostało, i zanim następnym razem będą mieli chęć pisać czy malować po ścianach, zastanowią się nad tym. Może nawet zniechęcą kolegów do mazania po ścianach w Bielawie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.