Jak szybko ten czas leci i myślę, że nie
tylko dla mnie. Jakże niedawno pisałem felieton, a tu już trzeba pisać
następny, bo jak nie, to zaraz będzie ponaglenie na poczcie. Ja to mam nie tak
dużo do napisania, ale pan Adam, po sąsiedzku, ma do zapisania całą stronę. Jak
on to robi? – podziwiam.
Mimo, że jeździłem po Bielawie w poszukiwaniu
jakiegoś specjalnego natchnienia do pisania, to jakoś tego natchnienia nie
znalazłem. Wróciłem z przekonaniem, że chyba już wszystko napisałem, co mogłoby
zainteresować potencjalnego Czytelnika, choć to dopiero niewiele ponad dziesięć
artykułów. A może wybrać się do Pieszyc, albo do Dzierżoniowa i tam szukać
weny? No, ale póki co, jestem tu, gdzie jestem i tu też jest ciekawie. Było
przecież kilka wydarzeń, które warto odnotować.
Niewątpliwie ważnym wydarzeniem w
Bielawie była sesja Rady Miejskiej. Choć solennie obiecywałem sobie po tej
marcowej z 2017 roku, że już więcej tam moja noga nie postanie, to jednak mając
na uwadze to, że stały w uczuciach czasem nie jestem, nawet nie wiem jak to się
stało, że i na tej ostatniej sesji się znalazłem. Wytrzymałem całą godzinę i
tym razem całkiem kulturalnie. Nawet było mi miło, bo, co niektórzy podchodzili
do mnie, aby się ze mną przywitać, nawet ci, o których co nieco i nie całkiem
przychylnie udało mi się w tej kadencji napisać. Nawet podano mi do podpisania
listę obecności, co pozostanie przecież w archiwach. Nie będę wszystkiego
opisywał, co tam się działo, bo się na tym nie znam, ale odniosłem wrażenie, że
jest jakoś nerwowo. Pierwsze głosowanie radnych, po umoralniającej mowie
burmistrza, w której stwierdził on, że kto nie zagłosuje „za”, ten będzie
przeciw… Bielawie, dało wynik 10:10. I tu miałem problem – którzy radni byli
tymi dobrymi, a którzy tymi złymi?
Może jednak warto było zostać, bo potem
Wysoka Rada została poinformowana, że powstał nowy klub radnych – „Inicjatywa
Dla Bielawy”. No i już jest nawet pierwszy projekt uchwały nowego klubu, a
mianowicie – zlikwidować opłatę za psa. Nie wiem, co na to psy, ale myślę, że
się ucieszyły.
Na następne posiedzenie Rady chyba też
się wybiorę, jak nie zapomnę, bo mają odwoływać Przewodniczącego Rady, który
według burmistrza stoi po tej dobrej stronie. Ciekawi mnie stanowisko
burmistrza, jego wypowiedź w tej materii i mina po głosowaniu. Szkoda, że nie
widziałem miny burmistrza, gdy odwoływał pana Adama Domagałę, panią Małgorzatę
Greiner i pana Marcina Raka. Nosił wilk razy kilka – ponieśli i wilka. A
zresztą panu Zbigniewowi Draganowi i tak już chyba nie chce się być tym
przewodniczącym, skoro nie tak przecież dawno sam zrezygnował z tej funkcji,
chociaż tylko, co prawda, na jeden dzień.
To było w środę, a w czwartek było Boże
Ciało. Oczywiście i u nas była procesja, choć szła już inną trasą, odkąd
zmieniono ulicę generała Berlinga na ulicę generała Andersa. Ludzi na procesji
w naszej parafii była moc, choć nie wszyscy dotrwali do ostatniego ołtarza,
który był przy grocie Matki Bożej przy kościele, a to zapewne ze względu na
upał w tym dniu. Dumnie prezentowała się nasza Straż Miejska, bacznie pilnując,
aby procesja szła wyznaczonymi ulicami i nie pobłądziła. Dawniej tego nie było.
Nikt procesji nie pilnował, a i ludzi było więcej. Ale te pomarańczowe
kamizelki robotników służb drogowych z logo Parafialnej Grupy Rowerowej
„Wiraż”, w których panowie nieśli feretrony, jakoś mi ostatnio nie pasują w
procesji, choć sam kiedyś w takiej procesji feretron niosłem. Grupy rowerowej
„Wiraż” już nie ma, skoro parafia nie organizowała w tym roku nawet rowerowej
pielgrzymki do Częstochowy, co było tradycją od 2004 roku. Czas najwyższy, aby
ksiądz proboszcz na poważnie zajął się asystą kościelną i stworzył w parafii
coś na miarę współczesności w zgodzie z duchem religijnym, tradycją i
folklorem. A może w nowych księżach, którzy po skończeniu seminarium i
wyświęceniu na prezbiterów, przyjdą pod koniec czerwca do naszej parafii,
objawi się jakiś reformator na miarę Michała Anioła? Chciałbym tego jeszcze
doczekać.
A w piątek Dzień Dziecka i uroczyste
otwarcie Pumtracka, wymyślonego w ramach Budżetu Obywatelskiego przez obywatela
Bielawy pana Mariusza Grysia. Sam pan Mariusz podobno nie mógł być na otwarciu,
ale godnie zastąpił go w tym sam burmistrz pan Piotr Łyżwa. Ja też nie mogłem
być, bo byłem na rybach na naszym zbiorniku. Ale wcześniej przetestowałem ten
tor na składaku, choć chyba jechałem w odwrotną stronę, niż powinno się jechać
i stąd może było tak ciężko i tak strasznie. Na szczęście nikogo oprócz mnie
nie było. Może byłoby inaczej, gdybym przeczytał instrukcję obsługi, ale bałem
się doczytać, że może składaki nie są na ten tor wpuszczane.
Panu Mariuszowi Grysiowi kolejny raz
gratuluję pomysłu i determinacji w doprowadzeniu do jego wykonania, po roku od
zakwalifikowania projektu do realizacji.
Wspomniawszy o rybach i zbiorniku
„Sudety”, czy jak kto woli – „Jeziorze Bielawskim”, wrócę jeszcze do sesji RM i
pytania skierowanego do burmistrza przez radnego Rafała Kuśmierka w kwestii
kosztów ponoszonych na utrzymanie całego tego sztandarowego dla Bielawy
obiektu, mając na uwadze logo miasta ze strony internetowej – „Biznes mamy w
naturze”. Burmistrz nie potrafił odpowiedzieć na to pytanie ad hoc i odesłał radnego
do procedury. Pytanie było podchwytliwe, bo po odpowiedzi padłoby zapewne
następne – jakie dochody ma miasto z „Jeziora Bielawskiego” i mit o „Biznesie w
naturze” rozpadłby się w gruzy na oczach Wysokiej Rady, zgromadzonych miejskich
urzędników i przybyłych gości – mieszkańców Bielawy.
A życzenia? Jak zawsze DOBRZE ŻYCZĘ
wszystkim, a w szczególności tym, którzy przedkładają interes społeczny nad
interes własny. Może to właśnie radny Rafał Kuśmierek? Może obywatel Mariusz
Gryś? A może nawet sam burmistrz Piotr Łyżwa?
BBBS Bielawski Bloger Bolesław Stawicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.