Wczoraj
po południu postanowiliśmy przejechać się na Przełęcz Jugowską, a stamtąd spacerkiem
dojść do platformy widokowej z widokiem na Pieszyce i Dzierżoniów z zamiarem
dalszego dojścia do Koziego Siodła i powrót czerwonym szlakiem na Przełęcz.
Piszę „my”, ale ze względów „bezpieczeństwa” nie podaję składu wycieczki.
Samochody zaparkowaliśmy na płatnym parkingu, i udaliśmy się na trasę.
Turystów było sporo, o czym
świadczyła znacząca ilość samochodów. Pomyślałem przy okazji, właśnie w trosce
o turystów, aby zapewnić im jakieś godziwe miejsca do parkowania, a nie narażać
spokojnych ludzi na stresy związane z możliwością wjechania do rowu, czy obostrzeń
organizacyjnych i przyrodniczych. Jeżeli udostępnia się góry, trasy górskie i
obiekty górskie, to powinny też być zapewnione miejsca parkingowe.
Takie
osty i takie kwiatki to chyba tylko w górach.
Oczywiście
zapierają dech w piersiach widoki:
Patrząc
na te różnego rodzaju choinki, pomyślałem, jaki to biznes może nadleśnictwo
robić na święta Bożego Narodzenia. Tych choinek samosiejek jest ogrom i to
praktycznie są wszędzie.
No
i doszliśmy do platformy. Nie byliśmy sami, ale nie przeszkadzaliśmy sobie
nawzajem.
Część
„wycieczki” jednak spod platformy wróciła na przełęcz, a ja z „jedną panią” poszedłem
dalej, na Kozie Siodło. Droga spokojna, szeroka, tylko lekko pod górę.
Posiedzieliśmy na Kozim Siodle, bo
raczej odpoczywać nie było po czym i w perspektywie - zejście na przełęcz.
Skoro jednak byliśmy już w połowie drogi na Wielką Sowę, to dlaczego nie wejść?
Wszak dzień jest długi. Co prawda buty i ubrania mieliśmy zupełnie nieodpowiednie
na góry, ale nawet nie trzeba było padać na kolana, aby zgodę na dalszą drogę
na górę uzyskać. Poszliśmy znaną trasą, choć dawno nas od tej strony nie było.
Po drodze można było spotkać całe połacie jagodnika.
Ciekaw byłem, co z tym uschłym lasem tuż
przed Wielką Sową, który swego czasu podobno zniszczyły kwaśne deszcze z
Czechosłowacji. Jak było naprawdę, to na pewno wie pan Henryk. Pozostały
jeszcze widoczne kikuty tych drzew. Czas jednak robi swoje i przyroda zwycięża.
No i już dochodzimy do szczytu:
Na szczycie kilkoro turystów. Pieką
kiełbaski i odpoczywają w atmosferze najwyższej góry Sowich Gór. Co jest
charakterystyczne – każdy zaraz po wejściu robi zdjęcia. To już jest rytuał –
pamiątka musi być. Ja też robiłem, co widać.
Widać jednak również, że po niedawnym
remoncie wieża znów się sypie. Radzę uważać i nie podchodzić zbyt blisko, bo
tynkiem można oberwać.
Tak więc pierwsza w tym roku wycieczka
na Wielką Sowę była. W planie są już następne, bo zapowiadają się goście.
W tym roku byłem na Wielkiej Sowie ok.20 razy.Super było na 111 urodziny wieży.Wszyscy podziwialiśmy niezwykle piękny zachód Słońca.
OdpowiedzUsuńTam gdzie te suche kikuty były dwa pożary,po lewej i po prawej stronie szlaku.Kwaśne deszcze,huragany i okiść też narobiły szkody.Kilka razy w tym miejscu Sowiety prowadziły nasłuch radiowy,radiolokacyjny i szukali czegoś w Riese.
Na wieżę wchodziłem w latach 60.i 70.ub.w.po piorunochronie i boniach(szczeliny w tynku).Jest zdjęcie w necie jak schodzę,bo bałem się przejść przez koronę wieży.
Kilka lat i z platformy widokowej nie będzie można podziwiać widoków,
świerki wszystko zasłonią.
Trzecie zdjęcie od góry,z miejsca z którego Pan robił zdjęcie(szosa),po prawej stronie tuż przy samej drodze jest zaniedbany,niemiecki punkt widokowy.Taras ułożony z kamienia na skale.
Nic z niego nie widać,bo drzewa wszystko zasłaniają.Patrząc w dół można zobaczyć"widok"-śmietnik.Ten punkt widokowy służy teraz za zsyp na śmieci.
Po lewej jest mały kamieniołom.Gdyby ktoś o te miejsca zadbał...
Przy platformie widokowej(drewnianej)las był sadzony.Samosiejek świerczyny,buczyny i innych drzew jest bardzo dużo-nie ma jodły.W dawnych czasach rósł tylko las jodłowo-bukowy z domieszką świerka i innych liściastych.Teraz jodła nie chce się przyjąć na tych terenach.Mimo to leśnicy próbują ją wprowadzić w G.Sowie.
:)