15 czerwca 2017

Petarda w kościele

Proszę się nie niepokoić, żadnej petardy w kościele nie było. Bielawa jest miastem bezpiecznym, nad którego bezpieczeństwem czuwają odpowiednie służby, a petardy wybuchają tylko w uprawnionych okolicznościach. O odpaleniu petardy dowiedzieliśmy się od proboszcza w dzisiejszym dniu podczas ogłoszeń w naszym kościele, a dotyczyło to zapowiedzi zaskakującej oprawy liturgicznej od strony chóru i orkiestry symfonicznej na mszy św. poprzedzającej procesję eucharystyczną związaną ze świętem Bożego Ciała.

            Potwierdzam, było pięknie. Co prawda siedziałem z boku kościoła pod ścianą i mało co widziałem, ale przecież słuch, jak na ten wiek, mam dobry. Chwilami można nawet było poczuć się jak w filharmonii, z tą różnicą, że przynajmniej na razie, Lud Boży nie klaskał po każdym „utworze”. Pełne zaangażowanie, pełna gala. Podczas udzielania Komunii św. dzisiaj organista nie mobilizował nas wszystkich do śpiewu, bo pięknie zaśpiewali artyści solo spod  ołtarza – męski i damski głos. Nie bez powodu, mając uznanie dla tej „petardy” księdza Łukasza Kopczyńskiego, opiekuna, również dyrygenta chóru, solistę i szeregowego jego członka, ksiądz proboszcz pod koniec liturgii zaproponował zasłużone oklaski dla całego chóru. I ludzie klaskali. Poczułem się znów jak w Światowym Kościele, przed którym, z taką troską, w poprzednią niedzielę przestrzegał u nas ks. biskup Adam Bałabuch.
            Chociaż Kościół w przykazaniu nakazuje nabożne uczestnictwo we mszy św., to po dzisiejszym dniu jestem w stanie wyobrazić sobie dawne spotkania liturgiczne, kiedy to mszy  się „słuchało”, a to z tego powodu, że na uczestnictwo są ograniczone szanse.
            Na procesji Bożego Ciała w naszej parafii było sporo ludzi. Jak na parafię szesnastotysięczną, to może mało, bo z tysiąc osób, ale ważne, że byli. Co prawda można było dowiedzieć się podczas procesji, co tam słychać w rodzinach, jakie choroby ludzi dopadły, kto ostatnio umarł, jakie są trudności w branży samochodowej, a nawet o tym, że w tym roku nie powschodziła na działkach pietruszka. I nie miało znaczenia to, że kapłan akurat śpiewa Ewangelię – trzeba gadać. Na wezwanie księdza, że kto może, niech uklęknie na suplikacje, czy błogosławieństwo, „klękano” różnie. Teraz często się kuca i to jest takie klękanie. Jakoś klęknąć na ulicy, czy nawet w kościele, gdy nie jest się w ławce, to chyba głupio, a więc się kuca. Przy następnym ołtarzu – znów kucanie i tak aż do czwartego. Taka, dla niektórych, kucana procesja. Myślę, że nadszedł znów czas, aby księża uświadamiali wierzącym, jak należy zachować się podczas różnych sytuacji w kościele i poza kościołem podczas nabożeństw, nie wyłączając z tego pokazywania, jak powinno się żegnać i jak klękać, a nawet, jak siedzieć w ławce, bo i z tym wierzący mają problem.
            Ten reportaż, a może raczej pewne refleksje dnia dzisiejszego, miały być uzupełnione zdjęciami ołtarzy procesyjnych, przedstawiających Matkę Bożą w różnych wizerunkach. Na procesji nie miałem aparatu, a po procesji ołtarze szybko zdemontowano. Przedstawiały one w kolejności: Matkę Bożą Fatimską, Matkę Bożą Częstochowską, Matkę Bożą Świdnicką i Matkę Bożą Bielawską, w ostatnim ołtarzu usytuowanym na górce przy Rondzie Besteru.
            Matka Boża Fatimska – 100. rocznica objawień – cały świat.
            Matka Boża Częstochowska – Królowa Polski, pierwszy koronowany obraz – kraj.
            Matka Boża Świdnicka – koronowana w tym roku – diecezja.
            Matka Boża Bielawska – nasza Matka – miejska – jeszcze nie koronowana.
            Jest w tym wyraźna symbolika. Procesja w naszej parafii tak naprawdę szła Aleją Najświętszej Maryi Panny, Matki Bożej, a nie jakąś tam ulicą Berlinga czy ulicą Owsiaka. I to jest wyraźne, kolejne przesłanie dla naszych radnych, aby mieli to na uwadze, a nawet więcej niż na uwadze, skoro w zdecydowanej większości, jeśli nie wszyscy, są chrześcijanami, katolikami, a po ich zachowaniu widzę, że wszyscy są związani z Kościołem, a więc i z Matką Bożą. Wszyscy.
            Po procesji zostały rozdmuchane wiatrem i samochodami kwiatki, sypane Eucharystycznemu Chrystusowi.


            Zostało również to nieodparte wrażenie Alei Najświętszej Maryi Panny z jej patronalnym kościołem w tle.


            Na koniec uroczystości, co było do przewidzenia, miał zabrać jeszcze głos ks. proboszcz prałat Stanisław Chomiak. To zgodnie z zasadą, którą nasz proboszcz wyznaje, że ostatnie słowo należy do proboszcza, nawet wtedy, gdy już żywy i prawdziwy Pan Jezus nas pobłogosławił. Na pewno będą podziękowania i peany. Dosadnie skomentował to ktoś stojący za nami: - Jeszcze pleban. Odeszliśmy. „Pleban” mówił dość długo. Słychać go było jeszcze, gdy dochodziliśmy do ul. Piłsudskiego. Z fragmentów, jakie obijały się o bloki os. XXV-lecia PRL, można było usłyszeć podziękowania dla wikariuszy i coś o remontach.
            Zawsze w takich sytuacjach zastanawia mnie – po co to robi? Są przecież ogłoszenia w kościele, jest strona internetowa parafii – po co psuć podniosły nastrój procesji, czy innej uroczystości? No, ale gadulstwo chyba raczej grzechem nie jest. Chciałbym jednak proboszczowi zacytować ks. Krzysztofa Porosło z książki „To mówi Amen - spotkanie z Chrystusem Apokalipsy”, z jednej z modlitw:

Naucz mnie tak celebrować Eucharystię, abym był przeźroczysty, abym sobą, swoimi słowami, gestami nie zasłaniał Ciebie. Aby wierni zawsze słyszeli i widzieli tylko Ciebie! Naucz mnie celebrować Eucharystię wraz z wiernymi, a nie dla nich. Spraw, żebym zawsze pamiętał, że Eucharystia to dar dla Kościoła, a ja jestem tylko niegodnym sługą tej tajemnicy, który – choć przewodzi modlitwie zgromadzenia – to nade wszystko razem z wiernymi staje pokornie przed Bogiem, aby go uwielbiać.





1 komentarz:

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.