Proszę
się nie niepokoić, żadnej petardy w kościele nie było. Bielawa jest miastem
bezpiecznym, nad którego bezpieczeństwem czuwają odpowiednie służby, a petardy
wybuchają tylko w uprawnionych okolicznościach. O odpaleniu petardy dowiedzieliśmy
się od proboszcza w dzisiejszym dniu podczas ogłoszeń w naszym kościele, a
dotyczyło to zapowiedzi zaskakującej oprawy liturgicznej od strony chóru i
orkiestry symfonicznej na mszy św. poprzedzającej procesję eucharystyczną
związaną ze świętem Bożego Ciała.
Potwierdzam, było pięknie. Co prawda
siedziałem z boku kościoła pod ścianą i mało co widziałem, ale przecież słuch,
jak na ten wiek, mam dobry. Chwilami można nawet było poczuć się jak w
filharmonii, z tą różnicą, że przynajmniej na razie, Lud Boży nie klaskał po
każdym „utworze”. Pełne zaangażowanie, pełna gala. Podczas udzielania Komunii
św. dzisiaj organista nie mobilizował nas wszystkich do śpiewu, bo pięknie
zaśpiewali artyści solo spod ołtarza –
męski i damski głos. Nie bez powodu, mając uznanie dla tej „petardy” księdza
Łukasza Kopczyńskiego, opiekuna, również dyrygenta chóru, solistę i szeregowego
jego członka, ksiądz proboszcz pod koniec liturgii zaproponował zasłużone
oklaski dla całego chóru. I ludzie klaskali. Poczułem się znów jak w Światowym Kościele,
przed którym, z taką troską, w poprzednią niedzielę przestrzegał u nas ks.
biskup Adam Bałabuch.
Chociaż Kościół w przykazaniu
nakazuje nabożne uczestnictwo we mszy św., to po dzisiejszym dniu jestem w
stanie wyobrazić sobie dawne spotkania liturgiczne, kiedy to mszy się „słuchało”, a to z tego powodu, że na
uczestnictwo są ograniczone szanse.
Na procesji Bożego Ciała w naszej
parafii było sporo ludzi. Jak na parafię szesnastotysięczną, to może mało, bo z
tysiąc osób, ale ważne, że byli. Co prawda można było dowiedzieć się podczas
procesji, co tam słychać w rodzinach, jakie choroby ludzi dopadły, kto ostatnio
umarł, jakie są trudności w branży samochodowej, a nawet o tym, że w tym roku
nie powschodziła na działkach pietruszka. I nie miało znaczenia to, że kapłan
akurat śpiewa Ewangelię – trzeba gadać. Na wezwanie księdza, że kto może, niech
uklęknie na suplikacje, czy błogosławieństwo, „klękano” różnie. Teraz często
się kuca i to jest takie klękanie. Jakoś klęknąć na ulicy, czy nawet w
kościele, gdy nie jest się w ławce, to chyba głupio, a więc się kuca. Przy
następnym ołtarzu – znów kucanie i tak aż do czwartego. Taka, dla niektórych,
kucana procesja. Myślę, że nadszedł znów czas, aby księża uświadamiali
wierzącym, jak należy zachować się podczas różnych sytuacji w kościele i poza
kościołem podczas nabożeństw, nie wyłączając z tego pokazywania, jak powinno
się żegnać i jak klękać, a nawet, jak siedzieć w ławce, bo i z tym wierzący
mają problem.
Ten reportaż, a może raczej pewne
refleksje dnia dzisiejszego, miały być uzupełnione zdjęciami ołtarzy
procesyjnych, przedstawiających Matkę Bożą w różnych wizerunkach. Na procesji
nie miałem aparatu, a po procesji ołtarze szybko zdemontowano. Przedstawiały
one w kolejności: Matkę Bożą Fatimską, Matkę Bożą Częstochowską, Matkę Bożą
Świdnicką i Matkę Bożą Bielawską, w ostatnim ołtarzu usytuowanym na górce przy
Rondzie Besteru.
Matka Boża Fatimska – 100. rocznica
objawień – cały świat.
Matka Boża Częstochowska – Królowa
Polski, pierwszy koronowany obraz – kraj.
Matka Boża Świdnicka – koronowana w
tym roku – diecezja.
Matka Boża Bielawska – nasza Matka –
miejska – jeszcze nie koronowana.
Jest w tym wyraźna symbolika.
Procesja w naszej parafii tak naprawdę szła Aleją Najświętszej Maryi Panny,
Matki Bożej, a nie jakąś tam ulicą Berlinga czy ulicą Owsiaka. I to jest
wyraźne, kolejne przesłanie dla naszych radnych, aby mieli to na uwadze, a
nawet więcej niż na uwadze, skoro w zdecydowanej większości, jeśli nie wszyscy,
są chrześcijanami, katolikami, a po ich zachowaniu widzę, że wszyscy są związani
z Kościołem, a więc i z Matką Bożą. Wszyscy.
Po procesji zostały rozdmuchane wiatrem
i samochodami kwiatki, sypane Eucharystycznemu Chrystusowi.
Zostało również to nieodparte
wrażenie Alei Najświętszej Maryi Panny z jej patronalnym kościołem w tle.
Na koniec uroczystości, co było do
przewidzenia, miał zabrać jeszcze głos ks. proboszcz prałat Stanisław Chomiak. To
zgodnie z zasadą, którą nasz proboszcz wyznaje, że ostatnie słowo należy do
proboszcza, nawet wtedy, gdy już żywy i prawdziwy Pan Jezus nas pobłogosławił.
Na pewno będą podziękowania i peany. Dosadnie skomentował to ktoś stojący za
nami: - Jeszcze pleban. Odeszliśmy. „Pleban” mówił dość długo. Słychać go było
jeszcze, gdy dochodziliśmy do ul. Piłsudskiego. Z fragmentów, jakie obijały się
o bloki os. XXV-lecia PRL, można było usłyszeć podziękowania dla wikariuszy i
coś o remontach.
Zawsze w takich sytuacjach
zastanawia mnie – po co to robi? Są przecież ogłoszenia w kościele, jest strona
internetowa parafii – po co psuć podniosły nastrój procesji, czy innej
uroczystości? No, ale gadulstwo chyba raczej grzechem nie jest. Chciałbym jednak
proboszczowi zacytować ks. Krzysztofa Porosło z książki „To mówi Amen -
spotkanie z Chrystusem Apokalipsy”, z jednej z modlitw:
Naucz mnie tak
celebrować Eucharystię, abym był przeźroczysty, abym sobą, swoimi słowami,
gestami nie zasłaniał Ciebie. Aby wierni zawsze słyszeli i widzieli tylko
Ciebie! Naucz mnie celebrować Eucharystię wraz z wiernymi, a nie dla nich.
Spraw, żebym zawsze pamiętał, że Eucharystia to dar dla Kościoła, a ja jestem
tylko niegodnym sługą tej tajemnicy, który – choć przewodzi modlitwie
zgromadzenia – to nade wszystko razem z wiernymi staje pokornie przed Bogiem,
aby go uwielbiać.
Piękny cytat i TRAFNY
OdpowiedzUsuń