9 kwietnia 2016

Warcaby w Bielawie - 2

       
      Niewątpliwie przełomem, również w moim życiu, był rok 1980 i 1981. To czas, w którym jakbym wyszedł nieco po za ulicę Ostroszowicką, przy której była Wykończalnia. Potem cztery kadencje w Samorządzie Pracowniczym i dalsza możliwość poznania wielu ludzi przynajmniej w całym „Bieltexie”. Choć nie szukałem kontaktów, czasami same przychodziły poprzez szkoły naszych dzieci, ogród działkowy czy aktywną działalność w sferze wędkarstwa.
            No i z czasem pojawiły się wnuki. Dziadek emeryt przydawał się do zaprowadzania i przyprowadzania wnuków z przedszkola, a potem i ze szkół. Tak w zeszłym roku wstąpiłem również w progi Szkoły Społecznej w Bielawie, a to za przyczyną wnuczka Aleksandra, którego rodzice właśnie tam posłali do zerówki. Chociaż na wnuczka mówimy Olek, to napisałem celowo Aleksander, bo tak mówi na niego pani w klasie dla odróżnienia od drugiego chłopca o tym samym imieniu. Na początku nasz Olek zostawał trochę po lekcjach w świetlicy, bo lubił bawić się z dziećmi no i inne tam są zabawki niż w domu. Ponieważ w tej szkole są również zajęcia pozalekcyjne, za namową znajomych rodzice zapisali syna na warcaby. Wcześniej z warcabami nie miał nic do czynienia i nie miał o nich pojęcia, ale może również wpływ na taką decyzję miała bardzo dobra opinia w środowisku o instruktorze. Nauczycielka z klasy potwierdziła, że takie zajęcia są, choć uczęszczają na nie starsze dzieci. Mimo to Olek poszedł na spotkanie, przeszedł jakieś testy kwalifikacyjne i jako pięciolatek zakwalifikował się do nauki gry w warcaby. Miał być godzinę na warcabach dwa dni w tygodniu, a potem przechodzić do świetlicy, skąd go odbierałem.
            Współczesne dzieci mają smykałkę do kombinowania, co nie miało u mnie miejsca, gdy byłem w podobnym wieku. Okazało się, że Olek wcale na warcaby nie chodził, albo szedł i zaraz uciekał do świetlicy, bo tam miał zabawę i kolegów. Trzeba było męskiej rozmowy, czy na warcaby będzie chodził, czy nie. Jednak chyba zdecydował się zostać warcabowym mistrzem, bo teraz nie ucieka, a wręcz odwrotnie, mam problemy, aby od planszy go odciągnąć.
            Już od początku instruktor chwalił Olka, że logicznie myśli i rozwiązuje poprawnie jakieś teoretyczne kombinacje. Podchodził nawet do mnie, gdy stawałem w drzwiach sali w oczekiwaniu na Olka, aby poopowiadać o postępie w nauce gry w warcaby mojego wnuczka.
            Te zajęcia czasami były również okazją do zadziwienia. Dziwiłem się pewnego dnia, gdy po otwarciu drzwi sali widziałem fruwające po niej piony, bo akurat dwaj mali chłopcy, w tym mój wnuczek okładali się tymi pionkami nawzajem. Na moją uwagę instruktor zareagował bez emocji, twierdząc, że jest to wkalkulowane w naukę gry. Zaiste dziwne.
            Przyszedł jednak taki dzień, że Olek nie chciał wyjść z sali, bo akurat rozgrywał poważną partię ze starszym kolegą. W związku z tym instruktor poprosił mnie na salę, abym sobie popatrzył, jak dzieci i młodzież grają. Wtedy już wiedziałem, że ten instruktor, to arcymistrz warcabowy Stanisław Urbanek, o którym tyle słyszałem, a którego zupełnie nie znałem. Nie dałem jednak poznać po sobie, jak jestem w takim towarzystwie onieśmielony i jednocześnie podekscytowany. „Na szczęście” wnuczek zdecydował się zakończyć partię, podnosząc planszę i zrzucając z niej wszystkie pionki, co według pana Urbanka nie jest niczym szczególnym i zdarza się nawet najlepszym mistrzom. Wymienił nawet którym.
            Tak poznałem arcymistrza pana Stanisława Urbanka i zamierzałem bliżej zapoznać się z sytuacją związaną z warcabami w Bielawie. Ale o tym już następnym razem.


Zdjęcie: Bolesław Stawicki z synem Karolem 1995 rok.


3 komentarze:

  1. Posiadam sporo literatury na temat gry w szachy.Zaczynałem na drewnianych,potem kupiłem magnetyczne,lata 80-te to era maszyn Commodore,Atari,Amiga-na maszynach grałem najczęściej w szachy,bilard i golfa.
    www.youtube.com/watch?v=Y1F0X-rK8HY

    W XXl wieku uzależniłem się od gier komputerowych.Ostatnią grą jaką"przeszedłem"była:
    www.youtube.com/watch?v=QE05JvJ-B58
    -i już nie gram,ale ślina mi cieknie ...
    Są świetne programy komputerowe do gry w szachy-pogrywam sobie z kompem.
    W zawodach szachowych brałem udział,kariery nie zrobiłem bo nie lubię grać na czas i gapiów.
    Henryk

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pytanie do pana Henryka, czego nie umie i czego nie doświadczył w życiu, byłoby chyba nie na miejscu. Młodzi bierzcie przykład.

      Usuń
    2. Nie potrafię naprawić elektroniki w samochodzie:(
      W poprzednich moich rzęchach nie było tego"dziadostwa"i wszystko można było naprawić samemu-jeśli tylko były części.

      I nie byłem...:
      www.youtube.com/watch?v=1aVf-8qVdsg
      W tle słychać słabo jeden z piękniejszych wierszy K.I.Gałczyńskiego-"Spotkanie z matką".

      Fragment
      Ona mi pierwsza pokazała księżyc
      i pierwszy śnieg na świerkach,
      i pierwszy deszcz.

      Byłem wtedy mały jak muszelka,
      a czarna suknia matki szumiała jak Morze Czarne.

      Noc

      Dopala się nafta w lampce.
      Lamentuje nad uchem komar.
      Może to ty,matko,na niebie
      jesteś tymi gwiazdami kilkoma?

      Albo na jeziorze żaglem białym?
      Albo fala w brzegi pochyłe?
      Może twoje dłonie posypały
      mój manuskrypt gwiaździstym pyłem?

      Cały wiersz:
      galczynski.kulturalna.com/a-7116.html

      www.youtube.com/watch?v=DHz_RYOoWo4
      Henryk

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.