21 grudnia 2014

Stanisław Mączniewski cz. 9

25 listopada 1983 roku pan Stanisław Mączniewski został ponownie przesłuchany w W.U S.W w Wałbrzychu doprowadzony na przesłuchanie z miejscowego aresztu. Tym razem jeszcze raz pytano go o rzeczy znalezione w jego szafce ubraniowej.  Powiedział to samo, co w Dzierżoniowie, dodając może jeszcze to, że biało czerwone opaski leżały w jego szafce jeszcze przed stanem wojennym i potem nie były używane, oraz, że nie nosił na zewnątrz  żadnych solidarnościowych symboli po zwróceniu mu uwagi przez kierownika czy dyrektora.






Jaka była faktyczna wina pana Maczniewskiego? Czy solidarnościowa postawa odnośnie zbierania składek, aby pomagać poszkodowanym, była aż takim przestępstwem? Czy kolportowanie ulotek zasługiwało na więzienie? Ulotki wszyscy czytali, wszyscy widzieli, ci odważniejsi roznosili je po zakładach. Trzeba było mieć do ludzi zaufanie. Nie wszyscy od razu donosili, a i jeśli donos trafił do mistrza, kierownika czy dyrektora, nie biegli oni od razu ze skargą do SB, chociaż być może mieli taką powinność. Byłem kierownikiem w zakładzie w tamtym okresie i nie kojarzę, żeby ktoś w „Bieltexie” miał z tego tytułu aż takie kłopoty jak pan Mączniewski i jego koledzy. Byli ludzie wzywani na SB, ale na przesłuchaniach się kończyło.
Na kapusi, których w zakładzie wytypowano, trzeba było po prostu uważać. Czy oni faktycznie donosili, to ja nie wiem. Może nawet przez takie podejrzenia kogoś skrzywdzono, ale ostrożność nie zawadziła.

Analizując sytuację pana Mączniewskiego widzimy, że osadzony jest już w areszcie cały miesiąc bez rozprawy i bez wyroku. Za miesiąc mają być Święta Bożego Narodzenia. W domu czeka na niego żona i dwie małe córeczki – pięcio- i siedmioletnia.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.