Jak wcześniej wspomniałem, pan Stanisław
Mączniewski został zatrzymany 27 października 1983 roku na terenie zakładu
„Bester” w Bielawie. Być może są świadkowie tego zatrzymania, czy może
wyprowadzania pana Stanisława z zakładu. Nie mam wiedzy, jacy ludzie go
zatrzymali, choć przypuszczam, że funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa. Nie
wiem, czy był skuty kajdankami, czy nie. Ale wiem, że po przyjeździe na
Ząbkowicką do komendy MO, gdzie również miała swoją siedzibę SB, pan
Mączniewski został zaraz na wstępie strasznie pobity.
Wspomina, że był bity przez dwóch
milicjantów z „drogówki”. Nazwisko jednego z nich zapamiętał i podał. Jak
twierdzi, bity był przez kilka godzin. Na początek po głowie i plecach. Gdy
odruchowo bronił się rękoma przed razami milicyjnych pałek, został zakuty w kajdanki
i odpowiednio przygotowany do dalszego maltretowania. Wspomina w swoich
zapiskach:
Bili
mnie po plecach, kajdanki miałem na rękach. Kazali uklęknąć, buty i głowę dać
miedzy oparcie krzesła. Bili mnie po stopach. Potem zaprowadzili do celi,
otwarte okno, sam w celi, bez butów. Mocz oddawałem z krwią około trzy dni i
trzy tygodnie spałem na brzuchu.
Pan Mączniewski nie robił na bieżąco
zapisków w związku z sytuacją, w której się znalazł. Zresztą, było to zupełnie
niemożliwe. To, co zapamiętał z tamtego okresu, jak również to, co wiedział i
pamiętał ze swojego życia, zapisał na kilku kartkach na kilka lat przed śmiercią.
Zapisał, żeby coś pozostało w pamięci o nim dla tych, którzy pozostali.
Urodził się 14 maja 1952 roku w
Chorzelach. To niewielka miejscowość (gmina miejsko-wiejska) obecnie posiadająca
prawie 3000 mieszkańców, leżąca między Warszawą a Olsztynem Miał zaledwie
dziesięć miesięcy, gdy w wieku 27 lat zmarła mu matka. Z opowiadań pamięta
swoje pożegnanie z matką w trumnie. Pozostał sam z ojcem. Dziadkowie
mieszkający w odległej o sześć kilometrów wiosce oferują się zabrać małego
Stanisława do siebie na wychowanie. Ojciec się na to nie zgodził. Po trzech
miesiącach sam zabiegał o to, żeby dziadkowie zabrali wnuka. Przyjechali konno.
Dziadkowie mieszkali bardzo biednie.
Mieli dom – lepiankę z gliny i gałęzi. Szczególnie w zimę warunki życia były
bardzo ciężkie. Jeszcze jako bardzo mały, ciężko zachorował. Lekarz nie dawał
szans na przeżycie. Jak twierdzi, przeżył dzięki miejscowej znachorce i dzięki
nadzwyczajnym wydarzeniom.
Wspomina, że gdy miał 8 lat w kościele w
celebrze mszę św. odprawiał ks. prymas kardynał Stefan Wyszyński z biskupem
Karolem Wojtyłą. Kiedy z kolegami wracali z kościoła, poszli poślizgać się po
lodzie nad stawem. Lód był zbyt cienki i pod Stanisławem się zarwał. Koledzy
uciekli, a on wzywał pomocy. Zbiegiem okoliczności przechodzili tamtędy dwaj
księża. Jeden z nich podał Stanisławowi gałąź i pomógł wydostać się na brzeg.
Przedstawił się jako ksiądz Karol i nakazał mu biec do domu, bo jest mokry i
zmarznie. Księdza Karola po latach pan Mączniewski skojarzył, jako przyszłego
papieża. Rodzina sprawdzała prawdopodobieństwo spotkania tam w tamtym okresie
ks. Karola Wojtyły i było to prawdopodobne.
W 1962 roku Stanisław wraca do ojca,
który ponownie ożenił się i z drugą żoną ma dzieci.
Sakrament bierzmowania Stanisławowi Mączniewskiemu udzielał ks. prymas Stefan Wyszyński w 1964 roku.
Ostatecznie w lipcu 1966 roku przyjeżdża
z dziadkiem do Bielawy, do rodziny, która wcześniej tu osiadła. To są dwie
rodziny: jedna bierze dziadka, a druga czternastoletniego Stanisława. We
wrześniu idzie do ósmej klasy szkoły podstawowej nr 6. Po ukończeniu szkoły zapisuje
się do przyzakładowej szkoły Bielawskiej Fabryki Prostowników na ul. Thelmana. Jak
wspomina były trzy dni szkoły i trzy dni praktyki w zakładzie. W konsekwencji
od 1 września 1970 roku zostaje pracownikiem zakładu w charakterze składacza
transformatorów.
Potem jeszcze wojsko, związek małżeński i
rodzina, a w sierpniu 1976 roku poważne porażenie prądem w zakładzie. I rok
1980 i „Solidarność”.
Te wszystkie wydarzenia ze swojego
życia, w części przecież bardo trudne, mógł sobie Stanisław Mączniewski
przypomnieć leżąc obolały na brzuchu w samotności w więziennej celi na więziennym
łóżku, czekając z niepokojem, czego jeszcze w życiu doświadczy. Co czeka go może
jeszcze dzisiaj, jutro, pojutrze. Czy wytrzyma rozłąkę z rodziną, którą
pozostawił bez pożegnania, przesłuchania i następne tortury, jakich doświadczył
dzisiaj w pierwszym dniu zatrzymania?
Kat, który maltretował działacza „Solidarności”,
otrzymał 20 tyś zł. nagrody za rozbicie podziemia w „Besterze”. Jego żona za te
pieniądze kupiła sobie kołnierz i czapkę z lisa. Tak mówili ludzie.
Dzisiaj wiemy, że „Solidarność” w „Besterze”
działała dalej, a rodzina osadzonego w więzieniu pana Mączniewskiego
otrzymywała comiesięczną zapomogę od kolegów i koleżanek z jego macierzystego
zakładu w wysokości jego pensji.
To była prawdziwa solidarność.
P. Bolesławie - czy są jakieś jawne dokumenty gdzie nazwisko obywatela milicjanta jest upublicznione i czy nie uważa Pan że ta sprawa się nie zatarła?
OdpowiedzUsuńMyślę, że te sprawy się nie przedawniają i traktowane są podobnie jak zbrodnie przeciw ludzkości. Może uda się zainteresować sprawą pana Mączniewskiego prokuratora w IPN. Nazwisko kata nie figuruje w dostępnych mi dokumentach i myślę, że nie figuruje nigdzie. Ot takie sobie normalne bicie, żeby wyładować się na niewinnym człowieku. Mało takich sytuacji wtedy było?
OdpowiedzUsuńCzy można dostać xero zapisków ze wspomnieniami P. Stanisława?
OdpowiedzUsuńTo leży w gestii rodziny. Porozmawiam. Myślę też, że rodzina chciałaby wiedzieć, komu zapiski przekazuje, w jakim celu i z zastrzeżeniami do ich publikowania. Normalna procedura.
Usuń