10 listopada 2014

PZPR odc. 44

       
 PZPR mając pieczę nad wszystkimi i wszystkim, nie mogło oczywiście zapomnieć o TPPR (Towarzystwo Przyjaźni Polsko Radzieckiej). Ja, wychowany w sojuszu ze Związkiem Radzieckim, nie buntowałem się na kontakty z Rosjanami. W średniej szkole nawet całkiem swobodnie korespondowałem z koleżankami ze ZSRR. Do tej pory nawet pamiętam ich nazwiska: Sapaczkowaja Galina mieszkała w Moskwie, a Warfołomiejewa Ludmiła w Woroneżu. Będąc na studiach o mało co, do Woroneża nie pojechałem.
            I stąd nie miałem oporów, gdy po podjęciu pracy w „Bieltexie” zaproponowano mi funkcję przewodniczącego TPPR na Wykończalni. Składka wynosiła 2 zł. Za mojej krótkiej kadencji (w 1980 r. w naturalny sposób to upadło) znacznie wzrosła ilość członków, bo z 72 na 250, co mnie samego zaskoczyło. Członkowie liczyli na wyjazd do ZR tzw. Pociągiem Przyjaźni, który w pewnym okresie stracił jakby swoją renomę, bo jeździli nimi prominenci (sekretarze, dyrektorzy) i w niektórych przypadkach było nawet wstyd, bo nielegalnie przewozili złoto. Znam nawet jedną sprawę karną, jaka była w sądzie w Wałbrzychu, a jeden z dyrektorów po takiej wycieczce szybko wyemigrował do innego miasta.
            Ja, choć mogłem i nawet byłem zainteresowany, nie zdecydowałem się jechać, proponując wyjazdy szeregowym członkom Towarzystwa, co spotykało się ze zdziwieniem i dezaprobatą władz wyższych. Potem było ciekawie posłuchać ich wrażeń z takiej wycieczki.
            Nie kojarzę jednak, aby do TPPR w jakiś znaczący sposób wtrącała się w „Bieltexie” partia.

            Koło TPPR miało swoją gablotę na Wykończalni w korytarzu biur Działu Zbytu, w której chyba raz na miesiąc umieszczałem zdjęcia, przysyłane z agencji fotograficznej - i to była cała działalność Towarzystwa. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.