I stąd nie miałem oporów, gdy po
podjęciu pracy w „Bieltexie” zaproponowano mi funkcję przewodniczącego TPPR na
Wykończalni. Składka wynosiła 2 zł. Za mojej krótkiej kadencji (w 1980 r. w
naturalny sposób to upadło) znacznie wzrosła ilość członków, bo z 72 na 250, co
mnie samego zaskoczyło. Członkowie liczyli na wyjazd do ZR tzw. Pociągiem
Przyjaźni, który w pewnym okresie stracił jakby swoją renomę, bo jeździli nimi
prominenci (sekretarze, dyrektorzy) i w niektórych przypadkach było nawet
wstyd, bo nielegalnie przewozili złoto. Znam nawet jedną sprawę karną, jaka
była w sądzie w Wałbrzychu, a jeden z dyrektorów po takiej wycieczce szybko
wyemigrował do innego miasta.
Ja, choć mogłem i nawet byłem
zainteresowany, nie zdecydowałem się jechać, proponując wyjazdy szeregowym
członkom Towarzystwa, co spotykało się ze zdziwieniem i dezaprobatą władz
wyższych. Potem było ciekawie posłuchać ich wrażeń z takiej wycieczki.
Nie kojarzę jednak, aby do TPPR w
jakiś znaczący sposób wtrącała się w „Bieltexie” partia.
Koło TPPR miało swoją gablotę na
Wykończalni w korytarzu biur Działu Zbytu, w której chyba raz na miesiąc
umieszczałem zdjęcia, przysyłane z agencji fotograficznej - i to była cała
działalność Towarzystwa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.