31 października 2014

Stanisław Mączniewski cz. I

Kiedy wprowadzałem na blogu zakładkę „Ciekawi ludzie”, wiedziałem, o kim w najbliższym czasie będę musiał napisać. Tak, musiał, bo są Bielawianie, wydawałoby się tacy zwyczajni, niczym nie wyróżniający się wśród przechodniów, ale jednocześnie mający w sobie coś, co zastanawia, intryguje, nie pozwala zapomnieć. Są tacy ludzie, których można było spotkać zawsze w określonym miejscu, w określonym czasie i naraz ze zdumieniem spostrzegliśmy, że gdzieś się zapodziali, zagubili, nie ma ich. Nie zawsze od razu dowiadujemy się, że odeszli od nas na zawsze.
            Cichy bielawski bohater, pan Stanisław Mączniewski, już od nas odszedł. Nie żyje od trzech lat. I choć pamięć o nim pozostała w rodzinie, wśród znajomych, to powinna również pozostać w Bielawianach.
            Pan Mączniewski był osobą dla wielu znaną. Pracując w „Besterze” przez wiele lat, był zauważalny. Ja również pana Stanisława znałem, ale miałem tej możliwości doświadczyć  dość późno i w specyficznych okolicznościach.

            Zamierzając napisać o panu Mączniewskim, zastanawiałem się, w jaki sposób przedstawić jego sylwetkę, na jakim tle, w jakich okolicznościach, nie odtwarzając całego jego życiorysu, bo i nawet byłoby to raczej trudne. Zdecydowałem się na spontaniczne i nawet chaotyczne opracowanie, bo i jego życie od chwili stanu wojennego, jaki został wprowadzony w Polsce 13 grudnia 1981 roku stało się chaotyczne i nieprzewidywalne w skutkach.
            Kiedy rozmawia się o PRL-u, najczęściej jest to już teraz bez większych emocji. Są ludzie, którzy ciągle jeszcze chwalą, że wtedy wszyscy mieli pracę, że szkoła była za darmo i Służba Zdrowia na wyższym niż obecnie poziomie. I próbuje się takimi sloganami usprawiedliwić ten system, który w ostateczności postrzegany jest jako system zbrodniczy. Tak, to prawda, ludzie mieli pracę, choć przyszedł czas, kiedy to wszystko, bo było sztuczne, nie wytrzymało rzeczywistych warunków gospodarki i sytuacji politycznej, i runęło. Mieli pracę również ludzie, którzy zamordowali księdza Jerzego Popiełuszkę, Grzegorza Przemyka i zniszczyli życie Stanisławowi Mączniewskiemu. To funkcjonariusze Milicji Obywatelskiej, Służby Bezpieczeństwa, ale i wielu płatnych i niepłatnych, usłużnych kolegów i koleżanek, którzy denuncjowali tych, którzy walczyli poprzez zachowanie swoich ideałów o lepsze jutro dla nas i naszych rodzin, i całą przyszłość pokomunistycznej rzeczywistości.
            Może nie wszyscy wiedzą, że w stanie wojennym oderwano od rodzin prawie 10 tys. obywateli poprzez ich internowanie. Może nie wszyscy wiedzą, że około 30 tys. Polaków zostało skazanych w procesach politycznych. Nie ma zapewne pełnych danych, ilu ludzi straciło pracę i ilu było szykanowanych w związku z podejrzeniami o działalność podziemną i inną, przeciwną panującemu PRL-owskiemu systemowi.
            Opowieść o panu Stanisławie Mączniewskim rozpoczynam artykułem, jaki ukazał się o nim w Tygodniku Dzierżoniowskim nr 49 (545) w grudniu 2008 r. podpisanym przez KaRen, załączając z niego obszerne fragmenty. Artykuł ma tytuł „Sprawiedliwość – nie zemsta”:

            (…)
            Okres Solidarności i stanu wojennego to dramatyczna, zapisana krwawym atramentem karta historii Polski. Ale to jednocześnie karta pełna jedności, dumy, solidarności, walki o wolność i normalność. Dziś, po prawie trzydziestu latach, dla większości Polaków okres ten to symbol zwycięskiej walki z komunistycznym reżimem. Dla wielu, to także czas strachu i tragiczne wspomnienie zamordowanych ojców, synów i braci. Dla innych to mroczny i wstydliwy czas haniebnej zdrady i nieludzkich czynów. Dla naszych dzieci to podręcznikowe fakty przekazywane na lekcjach historii, a dla jeszcze innych – wciąż żywe, tkwiące w głowie i sercu wydarzenia, które na zawsze naznaczyły piętno na ich życiu.
            Właśnie takim człowiekiem jest Stanisław Mączniewski. Cichy bohater tamtych dni, który pomimo, że zapłacił bardzo wysoką cenę za swoje ideały i zaangażowanie w walkę opozycyjną, wciąż wierzy w słuszność swoich działań. Wierzy, bo wie, że dzięki temu jego dzieci mają możliwość życia w wolnym i demokratycznym kraju.

Czas walki

Są lata osiemdziesiąte. W Polsce panuje komunistyczny reżim, bez demokracji, bez wolności i z charakterystycznymi dla tego okresu pustymi półkami w sklepach. Prawie pustymi, bo octu jest pod dostatkiem. Niezadowolenie społeczne wciąż się nasila. W całym kraju Solidarność organizuje masowe manifestacje i wyprowadza tysiące ludzi na ulicę. Robotnicy strajkują we wszystkich większych miastach w Polsce. W Lubinie, Kielcach Wrocławiu i Gdańsku dochodzi do zamieszek i walk ulicznych z milicją. Wiele osób ginie, jeszcze więcej zostaje rannych. Sytuacja się zmienia, gdy decyzją Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego z 13 grudnia 1981 roku dochodzi do zawieszenia wolnych związków zawodowych, a wraz z nimi Solidarności. MO i SB rozpoczynają zakrojoną na szeroką skalę akcję skierowaną przeciw opozycji. Internowanych zostaje blisko 10 000 ludzi, wiele osób trafia na posterunki milicji, gdzie są brutalnie przesłuchiwane, bite i szykanowane. Takie prześladowania trwają przez cały stan wojenny.

Represje

Ostrze represji tamtych czasów skierowane było przede wszystkim przeciwko działaczom Solidarności. W bielawskim Besterze zastępcą przewodniczącego działającej w podziemiu Solidarności był właśnie Stanisław Mączniewski. Organizował manifestacje, kolportował ulotki i przeprowadzał comiesięczne zbiórki pieniężne przeznaczone na pomoc rodzinom aresztowanych i internowanych działaczy związkowych. I to wystarczyło, żeby władze uznały go za wroga ustroju PRL, a jego działalność – za wysoce niebezpieczną społecznie. 25 października 1983 r. w wyniku donosu „kolegów’ Stanisław Mączniewski został aresztowany. Postawiono mu zarzuty działalności w ramach nielegalnie zorganizowanych struktur i rozpowszechniania ulotek o treściach lżących i wyszydzających ustrój i naczelne organy PRL, a nadto zawierające fałszywe i tendencyjnie przeinaczone wiadomości mogące wyrządzić poważną szkodę interesom państwa. Zarzucono mu również systematyczne organizowanie i przeprowadzanie na terenie Zakładu Bester zbiórek pieniężnych i przekazywanie zebranych środków finansowych na rzecz prawnie rozwiązanej organizacji byłego NSZZ Solidarność.
            W dniu aresztowania dla Stanisława Mączniewskiego zaczęła się prawdziwa gehenna. Podczas przesłuchań był bity, kopany i maltretowany. Jego oprawcy w ten sposób próbowali wymusić zeznania. Odpowiedzi typu „nie wiem” i „nie pamiętam” doprowadzały milicjantów do szału. Jedno przesłuchanie utkwiło aresztowanemu w pamięci najbardziej. Przeprowadzał go milicjant z drogówki, który miał ogromną ochotę na awans, a okazji ku temu upatrywał w owocnym przesłuchaniu opozycyjnego wroga PRL. Bardzo się starał. Tłukł pałką po plecach, głowie i stopach. Bił na zmianę ze zmiennikiem, by być bardziej wydajnym i jak najmniej zmęczonym. – Przez półtora miesiąca moje plecy przypominały granatową galaretę. Przez cztery dni oddawałem mocz z krwią, a o stanie mojej psychiki nawet nie wspomnę. Wiedziałem, że taka właśnie była cena za wolność i bez wahania tę cenę zapłaciłem – wspomina Stanisław Mączniewski. – Mój stan zdrowia bardzo się pogorszył. Przyczynił się do tego długi pobyt w więzieniu, ciągłe przesłuchania i stosowana wobec mnie przemoc oraz długotrwała rozłąka z rodziną. Martwiłem się również o żonę, która została sama z naszymi małymi córeczkami – dodaje. Córki bardzo przeżywały rozstanie z tatą (…). Młodsza Renata mająca wtedy pięć lat, pamięta tylko, że bardzo tęskniła i że mama ciągle płakała i było im bardzo ciężko.  – Mama nieustannie starała się o wcześniejsze, warunkowe zwolnienie taty ze względu na jego stan zdrowia (…), ale ciągle odmawiano uzasadniając tym, że ojciec jest groźnym wrogiem PRL i zagrożeniem dla społeczeństwa – opowiada Renata Mączniewska. (…).

            Wolność i sprawiedliwość
           
Stanisław Mączniewski odzyskał wolność 2 marca 1984 roku w wyniku ogłoszonej amnestii. Ale już nigdy jego życie nie było takie, jak dawniej. Zapłacił ogromną cenę za marzenia o wolności i demokracji. Bezpowrotnie stracił zdrowie, ponieważ bezpośrednim skutkiem więziennego maltretowania stało się jego inwalidztwo I grupy i całkowita niezdolność do pracy.  (…) – Jestem tak znerwicowany, że nie nadaję się do życia z innymi, muszę być sam – wyjaśnia. Niestety, okres więzienny negatywnie wpłynął na psychikę Stanisława Mączniewskiego. Jeszcze teraz, po tylu latach, z niepokojem ogląda się, gdy słyszy za sobą kroki. Ale najbardziej zadziwiający w tej historii jest fakt, że to nie strach jest dominującym uczuciem w jego życiu. Bezwzględnie króluje duma i przebaczenie.  – Nie mam żalu do moich oprawców. Kiedy spotykałem na ulicy milicjanta, który mnie tak skatował, to za każdym razem mówiłem mu „Szczęść Boże” i naprawdę mówiłem to szczerze – opowiada pan Stanisław. Zadziwiające i godne szacunku jednocześnie jest również to, że w obliczu tak wielkich strat Stanisław Mączniewski nie żałuje niczego, co kiedyś robił. Wręcz przeciwnie – ciągle o swej działalności mówi z błyskiem w oczach z rozpromienioną twarzą i szczerym uśmiechem. Jest dumny z tego, kim był i z tego, do czego swoją działalnością się przyczynił. Słusznie uważa się za bohatera, którego nie złamały nawet milicyjne pałki. Za bohatera, który poświęcił wszystko, co miał, by jego dzieci mogły żyć w wolnym i demokratycznym kraju. Z perspektywy czasu, znając bilans strat, bez wahania twierdzi, że postąpiłby tak samo, bo po prostu tak było trzeba.

(…)


To tyle Tygodnik Powiatowy.


9 komentarzy:

  1. Ja osobiście znałem pana Stasia bardzo dobrze, wiele rozmawialiśmy o historii, wierze i społeczeństwie itp. tematach. W moim życiu odegrał istotną rolę szczególnie jeżeli chodzi o przykład człowieka Honoru, wyznaczając mi kierunki rozwoju osobowości.
    Tacy Ludzie Powinni otrzymywać tytuł Honorowego Obywatela Miasta Bielawa, mam nadzieję, że informacja na Blogu dotrze do władz Bielawy (oczywiście jak się zmieni a nie post PRL'owskiej) i pośmiertnie p. Stasiu Mączniewski zostanie odznaczony takim wyróżnieniem.
    Z miłą chęcią będę śledził wątek.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym bardziej przykre, że kaci nie ponieśli żadnej odpowiedzialności za swoje czyny i mają się dobrze wraz z wysokimi resortowymi emeryturami. A człowiekowi zniszczyli życie.



    OdpowiedzUsuń
  3. Czy znane jest nazwisko kata z drogówki ? pewnie mieszka tutaj ...

    OdpowiedzUsuń
  4. Nazwisko jest znane, ale niczego bliżej, przynajmniej na razie, nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy dotarł Pan może do nazwisk składu orzekającego, prokuratora i obrońcy, który bronił Pana Mączniewskiego?.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak. Są na to dokumenty. Nie wiem jednak, czy można je ujawniać, jak również nazwiska osób z "Besteru", które są zamieszczone w dokumentach. I nie wiem, czy jest to kwestia prawna, moralna, czy może obyczajowa. Trudno raczej o "wznawianie procesu" i chyba nie o to chodzi. Chodzi o przekazanie rzeczowej informacji o człowieku, który cierpiał za sprawę, nie poddał się i nikogo nie wydał.

      Usuń
    2. Dobrze będzie jeśli ktoś z młodego pokolenia historyków-najlepiej związanych z IPN-em opracowałby monografię właśnie nt procesów politycznych lat 80-tych w woj. wałbrzyskim. Swego czasu Gomułkiewicz napisał książkę " Mniejsze Zło", ale dotyczyła wyłącznie sędziów orzekających w okręgu wrocławskim. Wiem, że łatwo pisać, a temat trudny i skomplikowany,

      Usuń
  6. Chętnie zapoznam z tą sprawą kogokolwiek, kto chciałby się nią zainteresować. Ja dalej na blogu będę ją kontynuował po blogowemu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Już wszystko znalazłem- łącznie z sygnaturami. Dzięki. Ilu było i jeszcze jest Cichych Bohaterów tamtych dni?. Inna sprawa, że Ci,którzy poświęcali się byli katowani, stracili zdrowie a dziś żyją w nędzy. Aczkolwiek kilka miesięcy temu IPN i Naczelna Rada Adwokacka pomogą represjonowanym przez reżim poprzez akcję Masz Prawo. Dobrze, że po tylu latach idzie ku lepszemu.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.