Nie wiem czyja gałąź czy jaka gałąź, ale
chodzi mi o bezrobocie w naszym kraju. To już taki temat normalny, że tylko
czasami się o nim wspomina - przy okazji. Jednak interes cały czas się kręci i
nawet ma się dobrze. Remontuje się budynki i pięknie wyposaża wnętrza Urzędów
Pracy – wszystko dla bezrobotnego. Urzędnicy w Urzędach Pracy nie mają się co
martwić o swoją pracę, a i o cudzą też nie, zwłaszcza ci, którzy po wielu
latach szukania pracy dla bezrobotnych już wpadli w rutynę i traktują
bezrobotnego jako petenta podobnie jak w każdym innym urzędzie. Mogą się
najwyżej zastanawiać, kiedy z referenta młodszego awansują na referenta
starszego, co już blisko jest do kierownika. Ot, i takie problemy.
Kierownicy urzędów – to już jest fucha.
Nienormowany czas pracy, ciągłe konsultacje na mieście i zamartwianie się –
jaki teraz wypadałoby kupić samochód, bo kolega w UP w…
Wybrałem się i ja do UP, aby powspominać
stare czasy, kiedy to trzeba było się tam meldować co miesiąc z nadzieją, że
może coś dla mnie mają. Ale co można zaproponować pięćdziesięciopięciolatkowi?
Teraz też dużego wyboru nie ma. Zwolnionym z pracy głównym księgowym proponują
piekarza, a piekarzom bez pracy – głównego księgowego. A wszyscy obowiązkowo muszą
przejść kurs na wózki widłowe. Będzie szkolenie i to obowiązkowe, bo trzeba
wykorzystać dotacje na te sprawy. No i kurs o samozatrudnieniu. Któżby nie
chciał być sobie sterem i okrętem, zwłaszcza, że przecież Unia daje pieniądze
na rozkręcenie interesu.
Patrzę po ludziach, z których
statystycznie i tak 50% pracuje w szarej strefie. Ci, choć nie zgaduję
dokładnie którzy, są rozluźnieni i zadowoleni, że z UP wpadnie dodatkowo trochę
kasy. Jednak są i tacy, którzy pozostają bez pracy z marną szansą na nią nawet
w przyszłości. Znam to z autopsji, gdyż zaliczyłem dwa i pół roku zasiłku i pół
roku „bez niczego”. Wiem, co to znaczy patrzeć z zazdrością na listonosza i
nawet na panów w odblaskowych kamizelkach na naszych ulicach. Nawet ci
zdesperowani, którzy „przyjmą każdą pracę”, usłyszą – pracy nie ma! Wyjeżdżają
z musu za granicę, by tam układać sobie życie najczęściej bez rodziny.
Bezsilni, stają się zakładnikami systemu.
Ale są i tacy, którzy po skończeniu
pobierania „kuroniówki”, załamują się, siedzą w domach i tylko czasami patrzą
bezwiednie przez okno, częściej, również bezwiednie – w telewizor. Oni już nie
umieją się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Nie zawsze ma im kto pomóc. Wpadają
w depresję. Przez kilka lat na utrzymaniu rodziny, czekają na marną emeryturę.
Patrzę z ciekawości po tabliczkach
zatrudnionych urzędników. Właściwie, to same urzędniczki. Widzę znajome
nazwiska, w tym naszego wiceburmistrza i wyobrażam sobie ich sylwetki za
urzędniczymi biurkami, z troską pochylone nad dolą bezrobotnych.
I po mojemu, to „cóś” tu się nie zgadza.
Burmistrz, który nie stwarza przez kolejne kadencje nowych miejsc pracy, tracąc
przy tym wiele z tych, które są - i ta pani, która przecież podobnie jak Salomon
z próżnego nie naleje. Ale pracę mają. Pracując dla ludzi, oczywiście.
http://dtp-24.pl/po-mojemu-nowa-galaz,72425
http://dtp-24.pl/po-mojemu-nowa-galaz,72425
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.