15 października 2014

Chce mi się wyć, gdy przyglądam się Miejskiej Kampanii Informacyjnej

     Kampania wyborcza ma to do siebie, że sprzedaje się różny rodzaj uwodzenia, by osiągnąć upragniony cel – dostać głos od Szanownego Elektoratu. W naszej bielawskiej rzeczywistości występowanie przeciwko Jaśnie i Nieprzerwanie (od szesnastu lat) Panującemu Ryszardowi obarczone jest sporą dozą ryzyka. Przede wszystkim związanego z zejściem do poziomu percepcji wspomnianego Ryszarda. A że jest on (ów poziom oceny rzeczywistości) bliski najniższemu punktowi zmierzonej depresji z Żuław – to mamy to, co mamy. Dlatego wcale nie zdziwiła mnie akcja informacyjna o nazwie Miejska Kampania Informacyjna, zwana w skrócie „Fakty z Płota”. Znam różne kampanie –  buraczane, ziemniaczane, nawet o podłożu militarnym, ale kampania informacyjna zaciekawiła mnie natychmiast. No i oczywiście nie zdziwiła, bo każdy ma takie fakty, na jakie zasługuje. 
  A, że ekwilibrystyka cyframi każdej władzy wychodzi, to i przykład bielawski nie jest odosobniony. Chyba poza jednym zasadniczym punktem. Otóż MKI ruszyła już w czasie ogłoszonych wyborów samorządowych. Nawet mało inteligentny obserwator życia publicznego zauważy, że w tym specyficznym momencie obowiązują nieco inne standardy w marketingu politycznym. Jak w pewnym medium stwierdził sędzia Rymarz, od lat związany z PKW, wszystko, co się w tym czasie pokazuje jest związane z wyborami. A jak jest związane, to na każdej kampanijnej „płachcie” faktowej musi być wskazane źródło finansowania. Na tych bielawskich trudno je znaleźć. Trudno, bo nie ma, a jeszcze jakiś czas po odpaleniu pierwszego bilbordu Obywatel R. głosił wszem i wobec, że to z jego osobistej krwawicy opłacono nasze „cudaczne” Fakty. No to jak to naprawdę jest? Bo jeśli poszły na ten propagandowy show pieniądze i Ryszard znów chce zrobić nas w „trąbę”. I należy Mu się kara. I to nie tylko klęczenie w kącie na grochu, ale i grzywna, chyba do wysokości 5 tysięcy złotych. No, a jeśli fuck-towe plakaciki zlecił urząd, to też ociera się to o złamanie prawa. I tak źle, i tak niedobrze. Ciężkie jest życie Ryszarda broniącego niczym lew swojego tronu. Już nie wystarczy oznaczyć go po kociemu moczem, teraz trzeba stosować takie metody, które trzymają się przysłowiowej kupy i prawa. A z tym, jak widać jest trudno.
I z innej beczki, ale też inwestycyjnej. Pewien Bielawianin podzielił się ze mną swoimi refleksjami natury ogólnej. Wynika z nich, iż Obywatelowi Rychowi wydaje się, że szczytem zadowolenia i satysfakcji Bielawian jest np. rewitalizacja parku miejskiego. Kiedyś (już nawet najstarsi ludzie spod Wielkiej Sowy nie pamiętają) rozgrzebano nasze tereny rekreacyjne i zostawiono. Bo i po co? Kto tam będzie naszej „kochanej władzuchnie” patrzeć na ręce i coś wytykać? Nikt? Pewnie. Każdy przy zdrowych zmysłach poklnie i obsobaczy naszego Rycha Budowniczego i przełknie ślinę. Bo nic to nie da. Zaraz znajdzie się tysiąc wymówek, a szczególnie oddani dworzanie potraktują naszą dociekliwość, jak próbę zburzenia Ryśkowej Bastylii. No i mamy rozbabrany park na miarę naszych Płotowych Faktów. Z innego „fuck-towego” podwórka. Chwalili się magistraccy skateparkiem. Że taki ładny, zgrabny i kreatywny. Niczym Pawlakowa kobyłka (dla tych, którzy znają „Samych swoich”). A wystarczy obejrzeć ten z Wąchocka, by dowiedzieć się, jak powinien wyglądać raj dla skaterów. Przykłady można by mnożyć bez liku.
   Siermiężne wizje przyszłości Bielawy zapisane w ryszardowych memuarach jakoś nie nastrajają optymistycznie. Szczególnie teraz na miesiąc przed wyborami. Bo, jak tu mądrze wybrać, by nie brnąć w tą szesnastoletnią beznadzieję?

Zniecierpliwiony i smutny Bielawianin

Opublikowano dnia 13.10.2014 autor: admina

Kopiowane ze strony porozumieniedlabielawy.pl


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.