W niedzielę 25. maja mieszkańcy
28 krajów UE pójdą do wyborczych urn. W Polsce także… wybiorą w naszym kraju 50
„europosłów”. Zapisanie nazwy tej w cudzysłowie w żaden sposób nie ma na celu zdyskredytowania
kandydatów i wybranych spośród nich posłów. Oznacza po prostu, że wyborcy w
swej masie dokonując skreśleń na wyborczych listach kierują się przekonaniami
wynikającymi z krajowych głosowań. Bo czy to samorządowe albo parlamentarne wybory
w Polsce, to zawsze w nich wyłaniani są przedstawiciele pierwszej, według
Monteskiuszowskiego podziału, władzy. Wynik eurowyborów natomiast wyłania
przedstawicieli Parlamentu Europejskiego. Ale niewielu wyborców wie, że ów
europarlament liczący grubo ponad siedmiuset posłów nie posiada żadnych, ale to żadnych uprawnień stanowiących! Jest po prostu „izbą
refleksji”, przenoszącą się z sesji na sesję od Brukseli do Strasburga i z
powrotem. Może radzić, opiniować, ale punkt ciężkości podejmowania decyzji w UE już dawno przesunięty
został poza możliwości oddziaływania wyborców. Wszystkie organy stanowiące w UE nie pochodzą dziś z wyboru, wyłaniane są wręcz poza wyborczą
huśtawką nastrojów społecznych. Czy wobec tego nie iść na głosowanie w
niedzielę 25.?
Moim skromnym zdaniem, mimo, iż
rzeczywiście unijni parlamentarzyści nie dysponują choćby cieniem uprawnień
parlamentów narodowych, to jednak iść warto.
Przede wszystkim dlatego by zweryfikować sondażowe notowania
polskich ugrupowań politycznych. Wyjść na chwilę z wirtualnego, telewizyjnego
świata i poczuć siłę wyborczej kartki, nawet jeśli liczące w Polsce głosy
serwery są… zresztą wiadomo czyje.
Po wtóre by wyrwać się z paraliżu
społecznego bezwładu, oderwać od narkotycznego pomrukiwania mediów, że „polityka
jest brudna i należy się od niej trzymać z daleka”. Naturalną konsekwencją
przyjęcia przez większość społeczeństwa tej tezy za prawdę, jest oddanie władzy
nad sobą tym „co się nie boją ubrudzić”.
Po trzecie wreszcie, kampania
wyborcza, udział w komisjach, praca mężów zaufania wyzwalają społeczną jedność,
chęć działania powszechnego, tak
niebezpieczną dla sprawujących władzę.
Nie mnie spierać się z badawczymi pracowniami
o wynik wyborów. Niska, jak zwykle w tej rywalizacji, frekwencja spowoduje, że mandatami
podzielą się dwa wielkie ugrupowania i być może dwa - trzy mniejsze.
Kilkudziesięciu ludzi na 5 lat otrzymywać będzie kilkudziesięciotysięczne
miesięczne gratyfikacje za udział w posiedzeniach „izby refleksji”.
Ale będzie to także widoczny
trend, przetarcie przed jesiennymi wyborami samorządowymi, które są o wiele
ważniejsze dla Polski.
Janusz Maniecki
P.S. Premier rządzącej jeszcze niestety koalicji powiedział
dziś – „Powodzie zdarzają się od początku świata, można o nich poczytać w
Biblii…” Uspokoiłem się…
co z długami ?
OdpowiedzUsuńRząd zamiata dług pod dywan,ich pomysły budzą niepokój,finansowe tsunami pozbawi nas całkowicie suwerenności.
OdpowiedzUsuńPisali o niej Hume i Monteskiusz-krzywa Laffera-zależność między wysokością podatku,a przychodami państwa.
Ale dla naszego Ministerstwa Finansów(2500 urzędników bez skarbówki!!)to tylko graf do teorii,która jest stara jak świat(nie chcą,nie potrafią ??).
W Europie-tak-w UE nie! Po co Polsce dwa"rządy".Czy aż tak jesteśmy nieudolni,że potrzebujemy "opieki"unijnych darmozjadów.
"tomaszcukiernik.pl/artykuly/teksty-o-unii-europejskiej/prawda-i-falsz-o-dotacjach-z-ue/"
Robią nas w konia! :"www.youtube.com/watch?v=MoqsKno5PiK"
Pozdrawiam! WA