Na apel „Wiraż zaprasza” pozytywnie
dzisiaj odpowiedziało pięć osób.
Gdy tuż przed 10. Podjeżdżałem pod
pomnik papieża z zadowoleniem ujrzałem kolegę Janka na nowym, wyścigowym
rowerze. Już nie będę sam, jak w zeszłą sobotę, ale wtedy pogoda była
nieszczególna. Zaraz po miłym przywitaniu, jakbyśmy się kopę lat nie widzieli,
nadjechał kolega Franek, a tuż za nim koledzy: Jurek i Tadeusz. Piątka
zapaleńców – to już jest coś. To Janek zaproponował Zagórze, a reszta wybór
zaakceptowała, bo to na pierwszy raz wcale nie musi być długa trasa, a jest
ciekawa i ambitna. Zresztą, każdy szanujący się rowerowy turysta powinien Zagórze
w ciągu roku zaliczyć i to nawet nie raz. Choć było nas tylu, nie było
problemu, aby dogadać się co do trasy. Jedziemy dołem.
Pieszyce, Piskorzów z wyciętymi przy
boisku topolami i już Lutomia. Lutomię przejechaliśmy trochę z boku od głównej
trasy – tak dla urozmaicenia. Znaną trasą, również z niezapomnianych pielgrzymek
rowerowych, poprzez Bystrzycę dojechaliśmy do Lubachowa. Zatrzymaliśmy się przy
elektrowni wodnej, z nadzieją, że może nas wpuszczą, aby zobaczyć ten cud
starodawnej techniki. Chociaż pan był bardzo uprzejmy, to jednak wejście z
różnych przyczyn okazało się niemożliwe. Pożytek z tego jednak był, bo Franek
dowiedział się, że istnieje tu wodna elektrownia, a wszyscy dowiedzieli się, że
woda do turbin płynie z Jeziora Lubachowskiego pod ziemią rurą o średnicy 180
cm.
Dalej, piękny wjazd przy tamie i
respekt przed jej ogromem, i już jesteśmy na tamie. Jest kilkoro ludzi – jak zawsze.
Podziwiamy w wodzie pływające stadami duże karpie. Postanowiliśmy przejść za
tamą po drugiej stronie ścieżką do wiszącego mostu i tam poszukać jakiejś
ławeczki, aby zrobić przerwę na drugie śniadanie. Ciekawa ta ścieżka, miejscami
nawet niebezpieczna, co jeszcze bardziej dodawało jej uroku. W miejscu dawnych drewnianych
domków letniskowych ścieżka zagrodzona – Wstęp wzbroniony, teren prywatny.
Ominęliśmy przeszkodę i walimy prosto przez plac budowy, jak się okazało całego,
nowego kompleksu wypoczynkowego. Zorientowaliśmy się, co to za budowa i po ostrzeżeniu,
żeby wystrzegać się kierownika, takiego w białym kasku, szliśmy dalej, niestety
po błocie, a czasami i kałużach bacznie zwracając uwagę na biały kask. Most
zamknięty.
Jakoś udało nam się dotrzeć do
centrum Zagórza, po drodze dowiadując się jeszcze od kolegów wielu ciekawostek związanych
z tym miejscem. Posiłek, lody, napoje i decyzja, którędy wracamy. Dróg powrotnych
jest przecież kilka, ale jedziemy przez Walim i Przełęcz Walimską.
Piękne okolice, które chłoniemy ciągle
z radością, mimo, że znamy je już na pamięć. Walim i smutna rzeczywistość
upadłego zakłady lniarskiego. Jak na ironię ciągle jedną z atrakcji tego miasta
są ruiny fabryki pozostałe po dawnej jej świetności. Jako Bielawianie
solidaryzujemy się z tym miejscem, mając na uwadze zarżnięty przemysł
bawełniany w naszym mieście.
Ciężko jedzie się pod górę zwłaszcza
po kostce. Ciężko „utrzymać się na kółku” mocnego dzisiaj Jurka. Podziwiam
Franka, który na swoim turystycznym rowerze lekko, bez zadyszki pokonuje
wzniesienia z prędkością 13 km/godz. Tadek mozoli się rytmicznie machając na
boki nierozłącznymi sakwami, a Janek jak sprinter – nudzi się trochę na swojej
wyścigówce, raz z tyłu, raz z przodu grupy.
Na Przełęczy Walimskiej chwila
oddechu przed zjazdem. Można porozmawiać i pomarzyć o następnych, sobotnich
wycieczkach, pogadać o Wielkiej Sowie i OSiRze w Bielawie. Ponarzekać na władze
miasta i na tych, którzy odpowiedzialni są z urzędu za sport i rekreację w
Bielawie.
Ale dość polityki, zjeżdżamy na dół,
bo z prawej strony nadchodzi ogromna, czarna chmura. Z górki udało mi się nawet
wyciągnąć 50 na godz., choć nawierzchnia drogi nie jest szczególna. Są dziury i
łaty, co nie nastraja do płynnej jazdy.
Przejeżdżamy długi Rozciszów i przed
Pieszycami, na równej nawierzchni jeszcze można kawałek pociągnąć. Od Pieszyc
do Bielawy jedziemy już spokojnie, tylko znów ta droga – beznadziejna.
Dojechaliśmy bezpiecznie pod pomnik
papieża. Cała wycieczka zajęła nam cztery godziny. Jednak przez ten krótki czas
bardzo wiele się wydarzyło. Przede wszystkim udowodniliśmy, że można zebrać się
grupą i pojechać w zupełnie dowolne miejsce w naszej pięknej okolicy. To jest
taki specyficzny rodzaj wolności – wsiadasz na rower i jedziesz. Inną wartością
jest spotkanie z drugim człowiekiem. W tej różnorodności osobowości, poprzez
rozmowę, pomoc na trasie – poznaje się towarzysza rowerowej wędrówki. Są
jeszcze oczywiście walory poznawcze naszych stron, czym chciałoby się również
podzielić z tymi, którzy w znanych nam miejscach jeszcze nie byli.
Wiemy, że nie każdy ma czas żeby
jeździć. Zachęcam jednak każdego, kto jeszcze ma obawy do wyruszenia na trasę, do
odwagi. Każdy może z nami jeździć, do czego serdecznie zapraszamy.
W przyszłą sobotę, jak nie będzie padało,
planujemy jechać gdzieś za Paczków, co może dać razem nawet 100 km drogi. Warto
wiec wziąć zapasowe dętki i trochę prowiantu, chyba, że ktoś woli sobie kupić
coś do jedzenia po drodze. Dobrze przygotować rower i spotykamy się w sobotę 31
maja o godz. 10.00 pod pomnikiem papieża w Bielawie.
Wolę na Zagórze jechać odwrotnie: Na Pieszyce, Rościszów i mozolnie wspinać się na przełęcz Walimską i stamtąd spokojnie na Glinno, Michałkową do Zagórza i z powrotem dołem przez Lutomię. Polecam ten wariant, po początkowej "wspinaczce" idzie całkiem spokojny zjazd.
OdpowiedzUsuńTA
Zapewne jeszcze w tym roku skorzystamy z tego uroczego zjazdu przez Michałkową. Warto poznawać nowe trasy, żeby potem pokazywać je innym.
OdpowiedzUsuńTak trzymać Panowie!!Piękna trasa!
OdpowiedzUsuńMożna jechać na Głuszycę,w Głuszycy na Sierpnicę-kompleks"Osówka"-Grządki(przysiółek Walimia),zjechać do Walimia.
Albo przez Górne Jugowice(Jawornik)-kompleks"Włodarz"do Walimia.
W Górach Sowich są też piękne trasy rowerowe po nowych leśnych drogach.A trasę rozpocząć na Przeł.Walimskiej i zakończyć piwkiem(?)w Nowej Bielawie.Cała trasa przebiega drogami"poziomicowymi".
Przed laty w Bielawie i Głuszycy odbywały się słynne"targi płócienników".Te dwa miasta konkurowały ze sobą.Głuszyca podzieliła losy Walimia i Bielawy-przemysł włókienniczy zniszczono.
W 1956 roku gdy spuszczano wodę z Jeziora Bystrzyckiego,pojechałem z Ojcem na ryby(Jawą 350).
Była to już końcówka,z rur spustowych płynęła resztka wody z ogromną ilością ryb.Było bardzo dużo"wędkarzy",nawet ktoś zbudował sobie małą tratwę i łowił ogromnym podbierakiem.
My ustawiliśmy się pod tym mostkiem na wylewce betonowej i łapaliśmy na"rękę"-na kolanach:)).Wracaliśmy do domu z pełną torbą ryb i przemoczeni"do suchej nitki":))
Pamiętam,że na dnie jeziora były jeszcze widoczne ruiny domów i kikuty drzew,w 1997 po powodzi,kiedy także spuszczano wodę,ruin już nie było widać,były zakryte grubą warstwą mułu.
"www.youtube.com/watch?v=jXbwjLxvIiI"
"www.youtube.com/watch?v=spGMjg3EhzU"
W 1977 i 1997 roku byłem na tamie i pod-wyglądało bardzo groźnie.
Próbował Pan kiedyś tak,kajakiem albo pontonem Przełomem Nysy Kłodzkiej,ponad 70 km,z Kłodzka do Otmuchowa.Warto spróbować!!
"www.youtub.com/watch?v=9SuBMb5fn-g"
Pozdrawiam! Henryk(WA)