Jaka
była PZPR? Jaka była partia towarzysza sekretarza KZ PZPR „Bielbawu” Ryszarda
Dźwiniela?
W Konstytucji Polskiej
Rzeczypospolitej Ludowej uchwalonej w dniu 22
lipca 1952 roku, jasno jest określone, jakie jest miejsce PZPR w naszej
ojczyźnie. To przewodnia siła w budowie socjalizmu w drodze do komunizmu.
Wymieniane w Konstytucji Zjednoczone
Stronnictwo Ludowe i Stronnictwo Demokratyczne w utworzonym Froncie Jedności
Narodu nic nie znaczyły. Wszystko zależało od PZPR.
Mało tego; FJN był wspólną
płaszczyzną działania wszystkich obywateli, jeśli zapewniało to żywotne
interesy PRL, niezależnie nawet od stosunku do religii. Jak pojmowano żywotne
interesy PRL, czyli ludu pracującego
miast i wsi? Ano tak, jak je pojmowali towarzysze sekretarze i inni
działacze partyjni, a w szczególności jak ustalały kolejne, huczne zjazdy
partii.
Ja, przychodząc do pracy w 1975 roku
do „Bieltexu” na Wykończalnię, byłem w pełni świadomy, że ten los, jak każdego,
mnie też spotka i usłyszę propozycję nie do odrzucenia wstąpienia w szeregi
partii, czyli, jak to się wtedy popularnie mówiło - „wciągnięcia na członka”.
Ja miałem podjętą już decyzję i dlatego nie przyznawałem się, że wcześniej: w
technikum, na studiach i w Szkole Oficerów Rezerwy należałem do ZMS-u.
I ten dzień nadszedł. Byłem już
wtedy zastępcą kierownika Drukarni. Nie poproszono mnie na zebranie POP
(Podstawowa Organizacja Partyjna) tylko przesympatyczna pani Jasia Flaga,
referentka w naszym biurku i jednocześnie członek POP Wykończalni, podczas
luźnej rozmowy powiedziała jakby żartem:
- Panie Bolku! Pan wie, że pan musi
zapisać się do partii!
Wiedziałem. Dobrze wiedziałem. Od
chwili przyjęcia do pracy sprawdzałem się jako wartościowy, młody człowiek.
Takich partia potrzebowała szczególnie. Byłem przewodniczącym TPPR-u
(Towarzystwo Przyjaźni Polsko - Radzieckiej) koła Wykończalni, prowadziłem
współzawodnictwo DO-RO (Dobra Robota), byłem członkiem wydziałowych struktur Związków
Zawodowych zrzeszonych w CRZZ, byłem członkiem KSR-u (Konferencja Samorządu
Robotniczego).
Było trochę głupio, żeby odmówić pani Jasi,
ale zdawałem sobie sprawę z konsekwencji takiego kroku. Znałem statut PZPR w
przeciwieństwie do wielu członków partii i nawet miałem swój egzemplarz.
Wiedziałem, w co się wpakuję. Gdy wstąpię w szeregi partii, to już nie będę ja
– dumny Bolesław Stawicki, syn dumnego Zenona Stawickiego. Będę Partią, będę Zdrajcą,
a w moich oczach i oczach najbliższej rodziny – Nikim. Już nigdy nie spojrzę
ojcu odważnie w oczy.
- Pani Jasiu, wcale nie muszę wstąpić
do partii!
Wyszedłem z biurka. Już nie
wróciliśmy do tej rozmowy. Nie zarzutowała ona w niczym na bardzo dobre układy miedzy
mną a panią Jasią, o czym jeszcze może wspomnę. Sama mi powiedziała, że
otrzymała takie zadanie partyjne. Nie miała do mnie żalu. Może nawet cieszyła
się z tego potem? A piszę, że „potem”, bo wiem, że takie zadanie partyjne
otrzymał potem kierownik Wykończalni. Do
żadnej rozmowy jednak między nami nie doszło.
Pani Jasia w jakimś okresie przeszła
do pracy w charakterze maszynistki i sekretarki do KZ PZPR na zakład „I”
„Bieltexu”. Lubiła pracę w Partii i lubiła pisać na maszynie. Była jak
Waryński.
To była dobra kobieta. Wielu z
pracowników bało się jej, bo była bardzo bezpośrednia.
ZSL i SD faktycznie nic nie znaczyły ale ich istnienie nieraz się przydawało. Moi szefowie pracujący na stanowiskach Głównego Konstruktora i Zastępcy Głównego Konstruktora, znakomici fachowcy, przez długi czas byli przymuszani do wstąpienia do PZR-u. Długo się opierali i przyciśnięci do muru zapisali się do....SD robiąc przewodnią siłę narodu w "capa".
OdpowiedzUsuńTo wszystko jedna swołocz. Nie mogąc przeżyć, że jestem wolnym człowiekiem, mój kolega silnie uzależniony od partii, namawiał mnie, żebym chociaż zapisał się do SD. To wszystko było i tak FJN sterowany przez PZPR. Innej opcji nie było.
OdpowiedzUsuń