Nie dalej jak wczoraj spotkałem się z
jeszcze pokutującym mitem Przodowników Pracy Socjalistycznej. Może ten człowiek,
który z takim zapałem bronił ulicy Przodowników Pracy w Bielawie, dorobił się takiego
tytułu w PRLu? Może ciągle jeszcze jest z tego dumny? Jeśli pracował w "Bielbawie" to może sam II-gi czy I-szy sekretarz
Komitetu Zakładowego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej „Bielbawu” takie
odznaczenie mu wręczał? Nie wiem. Nie było sprzyjających
warunków, aby podyskutować na ten temat.
Zastanawiające jest jednak to, jak
łatwo ludzie ulegają „omamieniu” czemu przeciwstawiał się już w 1989 roku I-szy
sekretarz KZ PZPR „Bielbawu” mówiąc: „Ludzi nie można mamić …” (powtarzam za dtp-24
art. „O dwóch takich co zmieniali Bielawę” http://dtp-24.pl/o-dwoch-takich-co-zmieniali-bielawe,51066#comment-48417). Czas robi swoje. Ludzie się
przyzwyczajają, a jak dodać jeszcze przykry fakt, że przy wymianie dowodu
osobistego trzeba będzie wydać 4 złote na fotografa, to już lepiej niech ta
ulica w Bielawie pozostanie. Przecież to jest „Przodowników Pracy”, a nie „Przodowników
Pracy Socjalistycznej”! Jest, tylko mając na uwadze długość tablicy z przyczyn
oszczędnościowych nie dopisano „Socjalistyczny”, właśnie żeby mamić..
Osiedle XXV-Lecia PRL, też już nie jest
Osiedlem XXV-Lecia PRL, tylko Osiedlem XXV-Lecia, co zauważył nawet pewien
tygodnik powiatowy.
W moim rodzinnym Włocławku po wojnie
też zrobiono rewolucję z nazwami ulic, z tym, że mieszkańcy tego nie
zaakceptowali. Nikt nie mówił - ulica Marcina Kacprzaka tylko Pusta. Nikt nie
mówił - ulica Janka Krasickiego, tylko Długa. Każdy wiedział, że ulica Jana
Polewki to Kapitulna. I z tym się nie kryto. A i w Bielawie nie jestem
przekonany, czy nie łatwiej trafić na Fabryczną niż na Hempla.
Mimo jednak sentymentu do takiej,
czy innej nazwy ulicy czy osiedla, warto wiedzieć, co ona upamiętnia i czy naprawdę
powinno się temu hołdować.
Ja oceniając krytycznie pewne ulice
w Bielawie, pomyliłem się co do ulicy Czerwonej. Ktoś mi wytłumaczył i ja
zrozumiałem. Czy ten pan, który przeczyta poniżej tylko sugestie dotyczące Przodowników
Pracy Socjalistycznej, czy Brygad Pracy Socjalistycznej, dalej będzie hołdował
komunie w Bielawie?
Jego wybór.
W zależności od sytuacji może jeszcze
rozwinę kiedyś ten temat. Teraz tylko przedstawiam kopie z Internetu, aby temat
wywołać, kontynuując zaczęty cykl „Znani działacze ruchu robotniczego w
Bielawie”.
Prototypem i wzorcem dla wszystkich późniejszych przodowników pracy stał się Aleksiej Stachanow. Pracował jako górnik dołowy z kopalni "Cientralnaja-Irmino" w Kadijewce (Zagłębie Donieckie). Kluczowa dla propagandy socjalistycznej okazała się noc z 30 na 31 sierpnia 1935 roku. Właśnie wtedy Stachanow wykonał 1475 procent normy i wydobył 102 tysiące metrów sześciennych węgla. Oczywiście, w ustanawianiu tego rekordu pomagali mu inni górnicy.
Jeden z najbardziej znanych polskich przodowników pracy. Pracował jako górnik w kopalni "Jadwiga" w Zabrzu. W 1947 roku zaapelował do górników, aby wzięli udział w socjalistycznym współzawodnictwie pracy. W liście otwartym do górników, który opublikowano w prasie w lipcu 1947 roku, napisał, że:
Był murarzem i budowniczym Nowej Huty. Zanim trafił na budowę Nowej Huty, służył jako żołnierz w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i walczył z bandami UPA w Bieszczadach. W 1950 trafił do Nowej Huty i należał do 51 Ochotniczej Brygady ZMP. Dla uczczenia 33 rocznicy rewolucji październikowej razem z grupą swoich kompanów z brygady postanowił pobić rekord ułożenia 50 tysięcy cegieł. Ale przypadkowo wśród tych cegieł znalazła się jedna cegła, która była gorąco od ciepła, gdyż znajdowała się blisko ogniska, na którym podgrzewano lepik do izolacji. I Piotr Ożański w ostatniej chwili zdołał cofnąć dłoń. Rozpętała się afera, gdyż komuniści podejrzewali, że to sabotaż. Zespól Ożańskiego ułożył wówczas przez 8 godzin ponad 66 tysięcy cegieł. Później losy Ożańskiego potoczyły się fatalnie. I nie pomogło mu nawet to, że na Kongresie Obrońców Pokoju ściskał się z towarzyszem Bierutem. Rozpił się, a na dodatek stale interesowali się nim agenci UB.
Przodownik pracy
Ważnymi postaciami w socrealizmie byli przodownicy pracy. Przodownicy pracy
to byli pracownicy (np. górnicy, hutnicy, murarze, stoczniowcy), którzy
przekraczali tzw \"normę\", czyli wyznaczone i ustalone przez partię
określone zadania do wykonania (na dzień, tydzień, miesiąc, kwartał i pół roku
naprzód).
Ważnym elementem było socjalistyczne współzawodnictwo pracy (np. w ramach
brygady czy w ramach jednego zakładu pracy) - która brygada szybciej ułoży
więcej cegieł, która brygada urobi więcej
węgla itp.
Przodownicy pracy jako element socjalistycznej propagandy zaczęli się pojawiać w latach 30-tych XX wieku w Związku Radzieckim. Komunistyczna propaganda wykorzystywała postacie przodowników pracy do manipulowania ludźmi i tworzenia kłamliwego obrazu rzeczywistości. Jako przeciwieństwo przodowników pracy przedstawiano bumelantów, którzy według komunistycznej propagandy byli wrogami ludu i imperialistycznymi, kapitalistycznymi agentami.
węgla itp.
Przodownicy pracy jako element socjalistycznej propagandy zaczęli się pojawiać w latach 30-tych XX wieku w Związku Radzieckim. Komunistyczna propaganda wykorzystywała postacie przodowników pracy do manipulowania ludźmi i tworzenia kłamliwego obrazu rzeczywistości. Jako przeciwieństwo przodowników pracy przedstawiano bumelantów, którzy według komunistycznej propagandy byli wrogami ludu i imperialistycznymi, kapitalistycznymi agentami.
·
Aleksiej Stachanow (1906-1977)
Prototypem i wzorcem dla wszystkich późniejszych przodowników pracy stał się Aleksiej Stachanow. Pracował jako górnik dołowy z kopalni "Cientralnaja-Irmino" w Kadijewce (Zagłębie Donieckie). Kluczowa dla propagandy socjalistycznej okazała się noc z 30 na 31 sierpnia 1935 roku. Właśnie wtedy Stachanow wykonał 1475 procent normy i wydobył 102 tysiące metrów sześciennych węgla. Oczywiście, w ustanawianiu tego rekordu pomagali mu inni górnicy.
·
Wincenty Pstrowski (1904-1948)
Jeden z najbardziej znanych polskich przodowników pracy. Pracował jako górnik w kopalni "Jadwiga" w Zabrzu. W 1947 roku zaapelował do górników, aby wzięli udział w socjalistycznym współzawodnictwie pracy. W liście otwartym do górników, który opublikowano w prasie w lipcu 1947 roku, napisał, że:
" (...) W kwietniu wykonałem normę 293 procent, wyrąbując 85 metrów
chodnika. w maju dałem 270 procent, wyrąbując 78 metrów chodnika".
Kiedy umarł, to miedzy innymi wielu ulicom w Polsce zmieniono nazwę na "ulica Wincentego Pstrowskiego", a także nazwano tak statek przewożący rudę węgla. Dziwne, niejasne okoliczności śmierci Pstrowskiego spowodowały, że na ten temat krążyły wówczas humorystyczne, kpiące wierszyki np.:
"Chcesz iść na Sąd Boski, pracuj jak Wicek Pstrowski".
Kiedy umarł, to miedzy innymi wielu ulicom w Polsce zmieniono nazwę na "ulica Wincentego Pstrowskiego", a także nazwano tak statek przewożący rudę węgla. Dziwne, niejasne okoliczności śmierci Pstrowskiego spowodowały, że na ten temat krążyły wówczas humorystyczne, kpiące wierszyki np.:
"Chcesz iść na Sąd Boski, pracuj jak Wicek Pstrowski".
·
Piotr Ożański (1925-1988)
Był murarzem i budowniczym Nowej Huty. Zanim trafił na budowę Nowej Huty, służył jako żołnierz w Korpusie Bezpieczeństwa Wewnętrznego i walczył z bandami UPA w Bieszczadach. W 1950 trafił do Nowej Huty i należał do 51 Ochotniczej Brygady ZMP. Dla uczczenia 33 rocznicy rewolucji październikowej razem z grupą swoich kompanów z brygady postanowił pobić rekord ułożenia 50 tysięcy cegieł. Ale przypadkowo wśród tych cegieł znalazła się jedna cegła, która była gorąco od ciepła, gdyż znajdowała się blisko ogniska, na którym podgrzewano lepik do izolacji. I Piotr Ożański w ostatniej chwili zdołał cofnąć dłoń. Rozpętała się afera, gdyż komuniści podejrzewali, że to sabotaż. Zespól Ożańskiego ułożył wówczas przez 8 godzin ponad 66 tysięcy cegieł. Później losy Ożańskiego potoczyły się fatalnie. I nie pomogło mu nawet to, że na Kongresie Obrońców Pokoju ściskał się z towarzyszem Bierutem. Rozpił się, a na dodatek stale interesowali się nim agenci UB.
Prawdopodobnie Piotr Ożański pozostałby do dzisiaj mało znaną postacią w
historii PRL-u, gdyby nie film Andrzeja Wajdy "Człowiek z marmuru".
Na losach Ożańskiego oparty został scenariusz filmu, który napisał Aleksander
Ścibor-Rylski, a Jerzy Radziwiłowicz fenomenalnie zagrał postać Mateusza
Birkuta.
Dziennikarz działu Społeczeństwo
Aleksiej
Stachanow: Smutne losy ulubieńca Stalina
31-08-2013 , ostatnia aktualizacja 01-09-2013 09:29
0
Aleksiej Stachanow
rozmawia z innym górnikiem (Źródło: Wikimedia Commons)
Aleksiej Stachanow, najsłynniejszy komunistyczny przodownik pracy, był w
ZSRR gwiazdą równą Gagarinowi. Jednak los z niego zakpił, najpierw wyniósł na
szczyty, potem strącił do rynsztoka.
Jesienią 1977 r. z
wizytą w szpitalu dla nerwowo chorych w Doniecku zjawili się dziennikarz
radzieckiej telewizji Władimir Bieszulia i miejscowy działacz partyjny
Konstantin Pietrow. Pacjent, którego chcieli widzieć, od dawna nikogo nie
poznawał, nie mówił. Jadł, spał i martwo patrzył w jeden punkt. Personel
szpitala nie był nawet pewien, czy pacjent wie, gdzie się znajduje.
Goście jednak się uparli. Kiedy weszli i usiedli przy łóżku starego
mężczyzny, stał się cud. Chory uśmiechnął się, przywitał, a kiedy dziennikarz
włączył magnetofon, zaczął z detalami wspominać swoje życie. Mówił o przyjaźni
ze Stalinem, o nocnych hulankach w Moskwie, o sławie i orderach. Zaczął
opowieść od 31 sierpnia 1935 r. Była to noc, kiedy w kopalni węgla kamiennego
Centralna-Irmino pobił rekord wydobycia – 102 tony w 6 godzin. Miał wtedy 29
lat. To był Aleksiej Stachanow.
W 1935 r. w Związku Radzieckim trwała realizacja drugiego
planu pięcioletniego. To miała być kulminacja industrializacji. Na partyjnym
plenum zapowiadającym pięciolatkę Józef Stalin ogłosił: „W porównaniu z
przodującymi w świecie państwami zostaliśmy w tyle o jakieś 50, 100 lat. Jeśli
tego dystansu nie pokonamy teraz, i to jednym skokiem, zostaniemy zniszczeni.
Kopalnia węgla kamiennego Centralna-Irmino z realizacją
planów miała kłopoty już od kilku lat. Była jedną z najmniej wydajnych w
Donbasie – przemysłowym rejonie sowieckiej Ukrainy. Pod koniec 1935 roku
sytuacja była gorsza niż zwykle. Bilans wyglądał tragicznie, dla kierownictwa
kopalni zawalenie planu oznaczało wyrok za sabotaż i minimum pięć lat obozu
pracy.
Aleksiej Stachanow na okładce
tygodnika "Time" (Źródło: Wikimedia Commons)
Przewodniczący
zakładowej organizacji partyjnej, górnik Konstantin Pietrow, wymyślił plan
ratunkowy – ustanowienie rekordu kraju w wydobyciu węgla. Dyrektor kopalni
Afanasij Grieszkin, przedrewolucyjny inżynier, uważał pomysł Pietrowa za
niebezpieczne szaleństwo. Przede wszystkim bał się, że podczas sprinterskiego,
a więc siłą rzeczy chaotycznego i byle jakiego fedrowania dojdzie do wypadku.
Wśród górników także nie znalazł się ani jeden ochotnik. Przodowników pracy –
udarników – nie lubiano. Każde zwiększenie wydajności przez jednego czy kilku
górników dla pozostałych oznaczało zwykle wzrost normy wydobycia. Za gotowość
bicia rekordów można było nawet w ciemnym chodniku dostać nożem.
Kiedy
wydawało się, że z bicia rekordu nici, Pietrow przypomniał sobie młodego
górnika, który przyjechał do kopalni z maleńkiej wsi pod Orłem. Opowiadał, że
najął się do wydobycia węgla, by zarobić pieniądze i spełnić największe
marzenie – kupić konia. Tym górnikiem był Aleksiej Grigoriewicz Stachanow.
Pietrow
obiecał konia, dorzucił jeszcze nowe buty z cholewami i wczasy nad Morzem
Czarnym.
Dyrektor
Grieszkin postawił dwa warunki – całą odpowiedzialność weźmie na siebie
Pietrow, a bicie rekordu odbędzie się po pracy, kiedy w kopalni nie ma załogi.
Przygotowano przodek, wagonetki i bierwiona do zabezpieczenia chodnika, zaś Stachanowowi przydzielono sześcioosobową asystę: pięciu górników (dwóch do ładowania i wywożenia węgla, dwóch do stemplowania chodnika, jednego do oświetlania rekordziście fedrunku) i dziennikarza lokalnej gazety. Nocą z 30 na 31 sierpnia ekipa zjechała na dół.
Przygotowano przodek, wagonetki i bierwiona do zabezpieczenia chodnika, zaś Stachanowowi przydzielono sześcioosobową asystę: pięciu górników (dwóch do ładowania i wywożenia węgla, dwóch do stemplowania chodnika, jednego do oświetlania rekordziście fedrunku) i dziennikarza lokalnej gazety. Nocą z 30 na 31 sierpnia ekipa zjechała na dół.
Na ekranie
Rankiem 31 sierpnia 1935 r., gdy Stachanow z ekipą wychodził po rekordowej zmianie, uwieczniła go kronika filmowa.
Najpierw
pojawia się wysoki, szczupły, młody mężczyzna w kaszkiecie, to on: bohater,
rekordzista. Twarz trochę przybrudzona węglowym pyłem, ale nie aż tak, jak to u
górników po zmianie bywa, że tylko oczy i zęby świecą się na tle czarnej
twarzy. Bohater uśmiecha się nieśmiało, wygląda na nieco zagubionego. Cóż,
wokoło tłum! Kobiety w kwiecistych sukniach obsypują go kwiatami. Mężczyźni
biją brawa, wyrzucają czapki. Każdy chce bohatera po ramieniu poklepać,
dotknąć, rękę uścisnąć.
Kronikę
nakręcono jednak nie w dniu, gdy Stachanow schodził z rekordowej zmiany, ale
dużo później, kiedy jego kariera zaczęła gwałtownie przyspieszać i potrzebny
był propagandowy dokument z chwili narodzin nowej sławy. Wszystko zostało
wyreżyserowane. W rzeczywistości tamten poranek wyglądał zupełnie inaczej. Już
o szóstej zebrała się kopalniana komisja partyjna. Zachował się stenogram z jej
posiedzenia.
Przyjęto
informację, że towarzysz A.G. Stachanow podczas nocnej zmiany wydobył 102 tony
węgla, przekraczając tym samym normę o 1475 proc. Przyznano mu dom, konia z
rzędem i bryczką, premię w wysokości trzech miesięcznych pensji i dwa imienne
miejsca w klubie górniczym.
Przed
kopalnią na Stachanowa rzeczywiście czekał tłum. Uroczystość na jego cześć była
jednak krótka i skromna. Przedstawiciel kopalni wręczył kwiaty, dyplom i
decyzję partii o przyznaniu nagród, a zebrani ludzie spontanicznie ruszyli za
górnikiem, by odprowadzić go do domu. – Nie wszyscy patrzyli w niego z
uwielbieniem jak tłum z późniejszej kroniki filmowej. Byli i tacy, co
poszturchiwali i wyzywali – opowiada historyk Anatolij Postanow, autor biografii
Stachanowa. – Zrobił się tumult, ktoś krzyknął: „Aleksiej, chcą cię
ukatrupić!”.
Przerażony
Stachanow wyrwał się z tłumu i puścił pędem do domu. Ludzie, nie wiadomo z
jakimi zamiarami, za nim. Uratowała go żona – ciągnie Postanow. – Zatrzasnęła za
Stachanowem drzwi domu, zamknęła go w beczce na kiszoną kapustę, sięgnęła po
nóż i zawołała: „Nie dam mojego Aleksieja, kto przestąpi ten próg, zarżnę jak
prosię”.
Dwa dni
później informację o pobiciu krajowego rekordu w wydobyciu węgla opublikowała
„Prawda”. To była malutka jednoszpaltowa notatka, zaledwie kilkanaście wierszy
w prawym dolnym rogu na ostatniej stronie gazety, ale zauważył ją Sergo
Ordżonikidze, stary bolszewik, wówczas przyjaciel Stalina, ludowy komisarz
przemysłu ciężkiego. – W tej jednej chwili Stachanow przestał należeć do samego
siebie, stał się własnością partii – ocenia Anatolij Postanow.
Na piedestale
Miesiąc po ukazaniu się notatki Stachanow dostał wezwanie do Moskwy. Było to zaproszenie na zjazd udarników – przodowników komunistycznego współzawodnictwa pracy. Wygłosił tam wykład przygotowany przez Biuro Propagandy Komitetu Centralnego Wszechzwiązkowej Komunistycznej Partii (bolszewików); Stachanow skończył trzy klasy szkoły powszechnej, pisał z błędami, ledwo liczył.
Na zjeździe
obecny był sam Stalin. Po wystąpieniu Stachanowa wstał i wypowiedział tylko
jedno zdanie: „Towarzysze, życie stało się lepsze, życie stało się weselsze”.
Tego dnia ruch udarników przeszedł do historii, narodził się ruch stachanowców.
W pierwszym rzędzie siedziała Jewdokia, żona Aleksieja. Do historii właśnie
przechodziło także jej małżeństwo.
Postanow
twierdzi: – Tego wieczoru na bankiecie Stalin powiedział do Stachanowa: „Jesteś
teraz bohaterem, znanym człowiekiem, a żony potrzebujesz innej”. Na jego biurku
już od kilku dni leżał raport bezpieki o jej nieprzychylnym stosunku do
bolszewików. Żona Stachanowa Jewdokia od początku była przeciwna biciu przez
męża rekordu. Mieli dwoje maleńkich dzieci – roczną córkę Kławę i
kilkumiesięcznego synka Wiktora. Wydawało się, że ich życie właśnie się
stabilizuje. Na wsi żyli na granicy głodu, ale gdy Aleksiej został górnikiem,
nie narzekali. Podobnie jak dyrektor Grieszkin Jewdokia bała się, ale nie tylko
wypadku. W odróżnieniu od męża doskonale rozumiała, że w ZSRR lat 30.
najbezpieczniej jest niczym się nie wyróżniać. Była Cyganką, jej rodzinę
represjonowano. O bolszewikach i ich rekordach miała jak najgorsze zdanie. I,
co gorsza, czasem rozmawiała o tym z sąsiadkami.
Kolejne
wezwanie do Moskwy, tym razem na stałe, i skierowanie na studia do stołecznej
Akademii Przemysłu przyszło do Stachanowa dwa miesiące później. Przewodniczący
Związku Weteranów Pracy Socjalistycznej miasta Irmino opowiada: – Kiedy
Stachanow był już w Moskwie, dowiedział się, że za jego plecami i bez jego
zgody władze przeprowadziły rozwód z Jewdokią. Rozpaczał, słał kobiecie listy z
obietnicami powrotu, gdy tylko ukończy akademię. Wydaje się, że naprawdę ją
kochał. Ale tylko nieliczne jednostki znajdowały wówczas siłę i odwagę, by
przeciwstawić się woli partii i Stalina. On tej siły w sobie nie znalazł.
W Moskwie
dostał do dyspozycji samochód i apartament w najbardziej luksusowym
modernistycznym budynku, słynnym szarym domu nad rzeką Moskwą – Domu na
Nabrzeżu. Budynek ten otrzymał w 1929 r. pierwszą nagrodę na międzynarodowej
wystawie architektury w Paryżu. Zamieszkali w nim najbardziej zasłużeni
bolszewicy, m.in. marszałek Tuchaczewski i rodzina Ordżonikidze. W budynku było
kino i teatr Udarnik, w każdej klatce urzędował recepcjonista, a do kuchni z
wydzielonym pokojem dla służby dojeżdżały windy towarowe z zakupami.
Na piersi
Stachanowa zawisł Order Lenina, najwyższe sowieckie odznaczenie, do kieszeni
trafiła legitymacja partyjna podpisana osobiście przez Stalina. Życie młodego
górnika zamieniło się w niekończący się korowód podróży po ZSRR, odczytów, spotkań
i hulanek.
Konstantin
Pietrow, który podczas bicia rekordu przyświecał Stachanowowi lampą, a w
podróżach po fabrykach towarzyszył jako ten drugi, tak wspominał ten okres: –
Najpierw spotkania w zakładach pracy, później występy artystów, na koniec przyjęcia
z lokalnym kierownictwem partyjnym, artystami, miejscową inteligencją. Mnie
jeszcze udawało się czasem wykręcić, ale Aleksiej musiał pić do rana. I tak 21
dni w miesiącu.
Anatolij
Postanow: – Stachanow był uosobieniem sowieckiej wersji amerykańskiego mitu o
pucybucie. Ten, kto był nikim, dzięki systemowi może stać się kimś wielkim.
O żonie Stachanow zapomniał. Pod koniec 1936 roku na jednym z przyjęć poznał Galinę Bondarenko. Dziewczyna miała zaledwie 14 lat, kiedy Stachanow jej się oświadczył. Ojciec Galiny, gdy dowiedział się, kim jest zalotnik, sfałszował jej dokumenty, dodając dwa lata, i zgodził się na ślub.
O żonie Stachanow zapomniał. Pod koniec 1936 roku na jednym z przyjęć poznał Galinę Bondarenko. Dziewczyna miała zaledwie 14 lat, kiedy Stachanow jej się oświadczył. Ojciec Galiny, gdy dowiedział się, kim jest zalotnik, sfałszował jej dokumenty, dodając dwa lata, i zgodził się na ślub.
– Była
piękna. Kiedy w wieczorowej sukni po raz pierwszy pojawiła się na rządowym
przyjęciu, obecni tam kadeci szkoły oficerskiej wstali i po trzykroć
zakrzyknęli: „Hura, hura, hura żonie towarzysza Stachanowa!” – opowiada Natalia
Budkowa, dyrektor muzeum historii i sztuki miasta Stachanow nazwanego na cześć
Aleksieja. – Podobno oczarowała też samego Stalina, który podszedł do pary, a
kiedy Stachanow wyciągnął rękę na przywitanie, wódz skarcił go słowami:
„Kobiecie pierwszej się dłoń podaje”. Później zaś dodał: „Taką właśnie żonę
powinien mieć ludowy komisarz”.
Oszalała z zazdrości
Jewdokia przyjechała do Moskwy. Zaczaiła się pod domem młodej pary i próbowała
oblać kwasem twarz Bondarenko. Dziewczynę obronił Stachanow i milicjant, od
których roiło się wokół szarego domu. Rok później Jewdokia zmarła w
niewyjaśnionych okolicznościach. W 1938 r. aresztowano i rozstrzelano Afanasija
Grieszkina, dyrektora kopalni Centralna-Irmino.W pół roku stachanowski ruch objął cały kraj i wszystkie zawody. Dzięki staraniom stachanowców z Tiumenia miejscowy zakład spirytusowy zwiększył moc wódki z 32 do 45 proc. Do bicia rekordów zgłosili się nawet funkcjonariusze NKWD, deklarując zwiększenie liczby aresztowań. Na fali sterowanej z Kremla stachanowskiej euforii ukuto hasło realizacji pięciolatki w cztery lata.
Spodziewany wzrost
ekonomiczny jednak nie następował. Aleksiejowi to nie zaszkodziło. Na jednym z
kremlowskich bankietów zaprzyjaźnił się z synem wodza Wasilijem Stalinem. – O
imprezach urządzanych przez tę dwójkę w całej Moskwie zaczęły krążyć legendy.
Po pijanemu łowili ryby w akwarium hotelu Metropol, samochodem Stachanowa
urządzali sobie nocne wyścigi po stołecznych ulicach.
Sądząc z późniejszych
relacji Stachanowa, Stalin miał do niego więcej cierpliwości niż do własnego
syna. Dlatego prosić o pieniądze chodził do gabinetu Stalina na Kreml
Stachanow, a Wasilij z koleżkami czekali na dole. Stachanow zawsze zabierał ze
sobą indeks Akademii Przemysłu, żeby Stalin mógł zobaczyć, że bohater się uczy,
i niezmiennie wychodził z kwitem na sporą sumę – mówi Anatolij Postanow.
Znajomy
Stachanowa, dziennikarz gazety „Komsomolec Donbasu” Igor Abramienko, w filmie
poświęconym życiu górnika rekordzisty wspominał: – Opowiadał mi Stachanow, jak
po wielkiej, głośnej na całe miasto pijatyce Stalin wezwał ich razem z
Wasilijem. Synowi dał od razu po mordzie, a do Aleksieja rzekł: „Jak będziecie
dalej chlać i jeździć po mieście po pijaku, to zabiorę ci moskwicza i dam
"półtorkę" (półtoratonową ciężarówkę)”.
Cierpliwość
Stalina była tak wielka, że kiedy milicja znalazła pijanego do nieprzytomności
Stachanowa bez Orderu Lenina w klapie, a tylko z dziurą w marynarce po
oderwanym odznaczeniu, nakazał następnego dnia wydać ulubieńcowi nowy order o
tym samym numerze seryjnym.
O
pozycji Stachanowa może świadczyć historia porwania jego młodej żony Galiny.
Pewnego wieczoru kilku osiłków wciągnęło ją do czarnej limuzyny. Wszyscy
wówczas w Moskwie wiedzieli, co to znaczy: Ławrientij Beria, szef bezpieki,
poluje na dziewczyny. Galiny jednak Beria nie tknął. Kiedy już w willi Berii
powiedziała, kim jest, została odwieziona do domu.
Wspólne hulanki Stachanowa i Wasilija skończyły się dopiero wtedy, gdy na Kreml doniesiono, że pijani kompani przy ludziach sikali w metrze na alegorie komunistycznego szczęścia – rzeźby chłopów i robotników. Stalin wezwał Stachanowa i zapowiedział – jeszcze jeden wyskok z Wasilijem i cię zastrzelę. Wokół szalały czystki. Tysiące ulubieńców władzy trafiało do łagrów. W szarym domu Stachanowa całe klatki schodowe pustoszały z dnia na dzień. Przestroga poskutkowała. Stachanow tak się przestraszył, że zaczął jak ognia unikać młodego Stalina.
Wspólne hulanki Stachanowa i Wasilija skończyły się dopiero wtedy, gdy na Kreml doniesiono, że pijani kompani przy ludziach sikali w metrze na alegorie komunistycznego szczęścia – rzeźby chłopów i robotników. Stalin wezwał Stachanowa i zapowiedział – jeszcze jeden wyskok z Wasilijem i cię zastrzelę. Wokół szalały czystki. Tysiące ulubieńców władzy trafiało do łagrów. W szarym domu Stachanowa całe klatki schodowe pustoszały z dnia na dzień. Przestroga poskutkowała. Stachanow tak się przestraszył, że zaczął jak ognia unikać młodego Stalina.
Przychylność
wodza ZSRR się nie skończyła. Postanow uważa, że Stachanow był Stalinowi jako
człowiek całkowicie obojętny. – Liczył się jako narzędzie, skutecznie wypromowany
przez propagandę człowiek symbol, przy tym niedouczony, głupawy, wierny jak
pies, strachliwy i bez politycznych ambicji – mówi historyk.
Kiedy
wybuchła wielka wojna ojczyźniana, Stachanow zgłosił się jako ochotnik na
front. Stalin nie pozwolił. Rekordzista był potrzebny na tyłach, żeby zagrzewać
robotników do pracy ponad siły. Górnik został dyrektorem w Ludowym Komisariacie
Przemysłu Węglowego. Specjalnie dla niego stworzono nowy wydział –
socjalistycznego współzawodnictwa pracy.
W ministerstwie Stachanow utknął na długie lata. Jak pewnie się czuł, świadczyć może list do Stalina z 1950 r.: „Drogi Towarzyszu Stalin – pisał górnik (...). Mieszkam w rządowym domu już 14 lat, a nie mam pieniędzy, żeby wyremontować mieszkanie. (...). Proszę o przydział nowych mebli, żeby nie było wstyd gości zaprosić”.
W ministerstwie Stachanow utknął na długie lata. Jak pewnie się czuł, świadczyć może list do Stalina z 1950 r.: „Drogi Towarzyszu Stalin – pisał górnik (...). Mieszkam w rządowym domu już 14 lat, a nie mam pieniędzy, żeby wyremontować mieszkanie. (...). Proszę o przydział nowych mebli, żeby nie było wstyd gości zaprosić”.
W zapomnieniu
Tak było aż do śmierci Stalina. W 1957 r. Chruszczow kazał zwolnić Stachanowa z ministerialnej posady i wysłać z powrotem do Donbasu. W jeden dzień Stachanow stracił moskiewskie luksusy i trafił jako skromny urzędnik do jednej z kopalni górniczego miasteczka Czystiakowo (dziś Torez). Dostał pokój w hotelu robotniczym. Słowo „stachanowiec” znikło z kronik filmowych i gazet. Do łask wróciło stare określenie „udarnik”.
Stachanow
pobierał pensję, ale do pracy chodzić nie musiał. Zaczął pić na umór. Opuściła
go żona. Dziesięć lat później przypadkowy przechodzień znalazł go pijanego do
nieprzytomności, leżącego pod płotem. Powiadomiono Konstantina Pietrowa,
dawnego towarzysza rekordowej nocnej zmiany, który 31 sierpnia 1935 r.
oświetlał mu fedrunek. Pietrow był teraz znaczącym lokalnym działaczem
partyjnym. Na Kremlu rządził Leonid Breżniew. Kiedy pierwszy sekretarz
dowiedział się o losie Stachanowa, kazał przydzielić mu dom pod Donieckiem, a w
1970 r. w 35. rocznicę powstania ruchu stachanowskiego zaprosił do Moskwy i
odznaczył drugim Orderem Lenina i złotą gwiazdą Bohatera Pracy Socjalistycznej.
Znów niczym w latach 30. zaczęły się odwiedziny w zakładach pracy, wręczanie
nagród i bankiety. Mimo że bohaterowi przydzielono ochroniarza, by nie pił
przesadnie, na jednym z przyjęć Stachanow dostał ciężkiego wylewu.
Tak
w roku 1971 trafił do domu dla nerwowo chorych w Doniecku. Lekarze opowiadali,
że przez parę lat występował przed chorymi, opowiadając o biciu rekordów
socjalistycznej pracy i rozdając nieistniejące nagrody. W końcu zatracił
kontakt z rzeczywistością. Zmarł jesienią 1977 roku w dzień po wizycie
Konstantina Pietrowa i Władimira Bieszuli.
http://swiat.newsweek.pl/aleksiej-stachanow--smutne-losy-ulubienca-stalina,108067,1,2.html
Autor był i jest zapewne zerem, więc wszystko go drażni z czym sobie poradzić nie mógł. Typowo polskie.
OdpowiedzUsuń