Tworzenie alternatywy dla
nieistniejącego już przemysłu włókienniczego, jest naszym podstawowym zadaniem.
Tutaj ludzie muszą mieć pracę… To są podstawowe warunki.
To
słowa z wypowiedzi naszego burmistrza, jakie usłyszałem w reportażu z budowy
nowego zakładu w Bielawie – Frech Tools Poland. „Poland”, a więc zakład polski.
Zakład już właściwie istnieje na ulicy Sobieskiego (Jana III), ale dlaczego nie
pobudować nowej, ładnej hali. Jestem za i nie powtórzę za Lechem Wałęsą „a
nawet przeciw”, bo jestem przy nim „za mały”. Ale czy jest to alternatywa dla nieistniejącego już przemysłu
włókienniczego? W Bielawie; w „Bielbawie” i w „Bieltexie” zatrudnionych
było dziesięć tysięcy pracowników jeszcze w latach osiemdziesiątych ubiegłego
wieku. Słowo alternatywa jest grubo
przesadzone. Te „docelowo” 30 osób jakie mają pracować w nowym zakładzie
(uzupełnienie 11 osób do już istniejącej załogi – podobno) i 20 osób w nowym
zakładzie na Grunwaldzkiej, to jeszcze nie jest alternatywa.
Może
nowe miejsca pracy w Bielawie są zadaniem dla burmistrza i jego zespołu, przynajmniej
chciałbym w to wierzyć, ale dlaczego z naszego miasta wyjechały do Anglii
kolejne młode osoby. Dlaczego słyszę odpowiedź kolegi na moje pytanie „- Gdzie
pracujesz?” - „- w Holandii.” Dlaczego w
Dzierżoniowie na strefie pracuje już ponad cztery tysiące osób i ciągle
powstają nowe zakłady w tempie, w porównaniu z którym Bielawę można porównać do
ślimaka? Dlaczego moje sąsiadki i sąsiedzi muszą wstawać o czwartej rano, żeby
na szóstą dojechać do pracy aż pod Wrocław? Dlaczego z drugiej zmiany wracają
dopiero o 23:30? Czy mają czas na te „igrzyska”, jakie za unijne pieniądze
funduje Bielawianom burmistrz? I czy wystarczy im na nie pieniędzy z najniższego
wynagrodzenia, jakie jest najbardziej u nas preferowane?
Nie
tak miało być! Słowa obietnicy burmistrza Dźwiniela Na pewno nie zawiodę odbieram z mieszanymi uczuciami po trzech
latach jego kolejnej kadencji.
Zastanawia
nie tylko mnie, dlaczego jeszcze istnieje „Technotex” w Pieszycach i zakłady
bawełniane w Kudowie? Czy te nasze bawełniane zakłady na pewno musiały upaść?
„Bielawska Wykończalnia” na ulicy Ostroszowickiej prosperowała dobrze. Były
zamówienia i możliwości wykończania tkanin z całej Polski. Komu zależało, żeby
i ten zakład zniszczyć?
Pozostał
żal.
W
niedzielę 10 listopada poszedłem do „Bielbawu”. Właściwie na cmentarzysko
zakładu. Nie odnalazłem miejsca, gdzie pracowałem. Teren tego ogromnego zakładu
jakby się skurczył: jakby się skulił w sobie i płakał. Gdzie budynki, maszyny,
werwa trzyzmianowej pracy i ludzie, przede wszystkim ludzie; całe pokolenia
pracowników, dla których zakład był bardzo ważny we wszystkich jego
produkcyjnych i społecznych aspektach.
Tę
atmosferę poprzez całe stulecia przemysłu bawełnianego w Bielawie i dramat jego
upadku świetnie przedstawił w swojej książce „Bielawskiej Bawełny blaski i
cienie” pan Krzysztof Pludro, były dyrektor „Bieltexu”.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.