16 listopada 2013 roku w
Dzierżoniowie w Klubie Pegaz Dzierżoniowskiego Ośrodka Kultury o godzinie 18:00
rozpoczęliśmy drugie już Patriotyczne Śpiewanie. Śpiewanie pieśni przez Polaków
jest nam bardzo bliskie. Teraz już mniej, ale kiedyś pieśń, piosenka odgrywała
w życiu niemałą rolę. I dobrze, że stwarzane są możliwości śpiewania wspólnego ludzi,
którzy nie zawsze przecież się znają. Wspomniane Śpiewanie zorganizowane przez
Klub Gazety Polskiej Dzierżoniów II połączyło wielu ludzi z Dzierżoniowa,
Bielawy i zaprzyjaźnionej okolicy. Wspaniały, okolicznościowy tort, którym raczyliśmy
się po zakończeniu śpiewania przyjechał z Ząbkowic. Była kawa, herbata, ciasto
i co najważniejsze – atmosfera. Atmosfera ludzi przyjaznych sobie, ludzi
zapatrzonych w Polskę.
Praktycznie raz w roku mam okazję
odśpiewać uroczyście hymn narodowy i „Pierwszą Brygadę” i to właśnie dzięki tym
spotkaniom.
Śpiewając patriotyczne pieśni w
systemie karaoke przy niektórych miałem problem. Problem z pohamowaniem
wzruszenia. Każda pieśń, każda piosenka ma przecież swoją genezę, swojego autora
najczęściej z bogatym, nieraz tragicznym życiorysem i tekstem z przesłaniem. Konferansjerzy
krótko wprowadzali nas do każdego następnego utworu, pozwalając na chwilę oddechu.
Właściwe śpiewanie zakończyliśmy
piosenką znanego kabareciarza Jana Pietrzaka, która tak naprawdę przez lata jej
śpiewania urosła do rangi jakiegoś hymnu. Historia Polski przedstawiona w
poszczególnych zwrotkach w konfrontacji ze słowami tekstu w refrenie „Żeby
Polska była Polską” jest wyzwaniem dla Polaków Patriotów. To słowa rewolucyjne.
Można odczytać je inaczej zadając prowokujące pytanie: - Ile jest Polski w
Polsce? Ile Polski w Polsce będzie w 2016 roku? Czy nie potrzeba będzie już nam
niedługo Bolesława Prusa z jego „Placówką”? Czy nie uświadomimy sobie ponownie,
szeroko otwierając oczy, co to znaczy „Targowica”?
W pewnym sensie zostałem wychowany
na piosenkach „Czerwonych Gitar” (wspominam o tym w swojej książce – Kapitulna
64). Śpiewana wczoraj patriotyczna piosenka „Biały krzyż”, przypomniała mi
okres mojej burzliwej młodości. Piosenka ta, śpiewana z zespołem przez
Krzysztofa Klenczona, ze słowami Janusza Kondratowicza i muzyką wykonawcy
zapewniła sobie nagrodę Ministra Kultury i Sztuki na VII Krajowym Festiwalu
Piosenki Polskiej w Opolu w 1969 roku. Jej uniwersalizm i ogólnikowość
pozwoliła uniknąć kłopotów z cenzurą. Nie usłyszelibyśmy tej wspaniałej
piosenki, śpiewanej potem przez wiele lat na patriotycznych uroczystościach nie
tylko w szkołach, gdyby władze wiedziały o genezie jej powstania.
Piosenka ta powstała aby uczcić
pamięć ojca Krzysztofa Klenczona, żołnierza Armii Krajowej. W 1946 roku został
on aresztowany przez Urząd Bezpieczeństwa. W oczekiwaniu na wyrok, ponieważ odpowiadał
z wolnej stopy, uciekł ze Szczytna, gdzie mieszkał z rodziną i ukrywał się pod
zmienionym nazwiskiem przez dziesięć lat, aż do odwilży w 1956 roku. Powrócił do
Szczytna. Jego niekończące się rozmowy z synem Krzysztofem zaszczepiły w nim
ogromny patriotyzm.
Taka była Polska. Pan Krzysztof Pludro,
chyba w Kronice Bielawy, oceniając powojenną Polskę, wyraził się, że taką
mieliśmy ojczyznę, innej nie mieliśmy (piszę z pamięci).
To nie jest prawdą. Mieliśmy inną
Polskę. Mieliśmy Polskę w sobie, zaszczepioną, i pielęgnowaną przez naszych rodziców
i która potem w 1980 roku po wyrwaniu murom
zębów krat i zerwaniu kajdan zakwitła radością odzyskanej tak naprawdę wolności. Czy ta
Polska jeszcze jest? Jest - znów w nas. Znów trzeba otrząsać się ze zgubnego dla
ojczyzny liberalizmu Tuska i Komorowskiego, a bliżej nam; z zakamuflowanych
esbeków, sekretarzy PZPR poprzerabianych na niezależnych samorządowców i spadkobierców
onegdaj przewodniej siły narodu, którzy tak naprawdę nie wiedzą kim są.
Przy okazji tego śpiewania nie można
było nie zauważyć Polaków uświetniających bezinteresownie tę uroczystość. Nie
ja byłem organizatorem i nie ja mam dziękować (co zresztą już zostało
publicznie zrobione). Firma „Edytor” wydrukowała okolicznościowe patriotyczne
śpiewniki, pani z Ząbkowic upiekła wspaniały, duży tort. Ktoś przyniósł ciasto,
kawę, herbatę i ktoś poświecił się i zadbał o wszystko.
Ja ze swej strony dziękuję organizatorom
i współśpiewakom, za ten wyjątkowy, listopadowy wieczór i obiecuję, że jeśli nie
będzie mi dane doświadczać za rok widoku zębów
krat – przyjdę i znów pośpiewam. Pośpiewamy razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.