12 listopada 2016

Czy są marcepany?

Zdarza się czasami i tak, że ja muszę zrobić zakupy. Jak trzeba to trzeba. Chodzi o takie bieżące, codzienne, czy prawie codzienne zakupy. Tylko co kupić?
- Kup chleb, bułki i coś do chleba, i jakieś lekkie ciasto!
No tak, kobiety z tym nie mają jakoś problemu, a przecież w Hercie jest tyle gatunków chleba i kilka rodzajów bułek. Kupiłem „staropolski” i na wszelki wypadek po dwie bułki w trzech gatunkach. Ciasto – pierwsze z brzegu. Jakoś się upiekło.

- Jeszcze kup jajka, najlepiej w tym warzywnym!
- A dlaczego w warzywnym? – myślę po cichu. Pojadę na targ.
Na targu jajka na wyspecjalizowanym stanowisku od 0,25 zł do 0,80 zł w cenie o 0,10 zł wyższej w kolejnym słupku. Czy to ma jakieś znaczenie, jakie ja kupię?  Na wszelki wypadek wziąłem takie ze środka.
- I jeszcze trzeba kupić coś do chleba, skończyła się marmolada, no i jakieś mięso na zupę, i na drugie danie, na dziś i jutro, bo to jutro niedziela. Możesz iść do Netto.
- Co to znaczy coś do chleba i jakie mięso mam kupić!? – zaczynam już mieć wewnętrzne rozterki, ale muszę wytrzymać, bo przecież i tak te zakupy muszę zrobić.
Myślałem, że to już koniec, a tu jeszcze potrzeba pół litra mleka dwuprocentowego i herbatę „Tylos”.
- To kupisz w „Marcepanku”!
- No, przynajmniej wszystko jasne i nie muszę wybierać. – myślę na wszelki wypadek po cichu.
Nigdy nie byłem w „Marcepanku”, choć od dawna zbierałem się, aby iść tam i zapytać, czy są marcepany. Poszedłem na tą Parkową, a idąc myślałem, jak to kobiety umieją robić codziennie zakupy, wiedzą, co gdzie jest i nie narzekają.
Pani w „Marcepanku” była sama, a ponieważ podobno w Bielawie wszyscy się znają, trudno, żeby właścicielki sklepu nie znać. Kupiłem herbatę i mleko. Jest wyjątkowa okazja i zapytam o te marcepany.
- A czy są marcepany? – pytam uprzejmie.
Jeśli pani odpowie, że są, to kupię i sprawa zakończona, ale gdy powie, że nie ma, to będzie ciekawiej, bo jak to może nie być, skoro sklep nazywa się „Marcepanek”?
- Marcepanów nie ma. – usłyszałem.
- No… ale sklep nazywa się „Marcepanek”, to myślałem, że są. – mówię według przygotowanego scenariusza.
- Były, ale było małe zainteresowanie klientów. – usłyszałem w odpowiedzi. – Ale proszę, dla pana mam marcepana.
I pani podała mi marcepana w formie bardzo dużego 100-gramowego cukierka i to jako prezent od sklepu. Poczułem się nieswojo, bo mój scenariusz zupełnie się nie sprawdził i dostałem nie tylko marcepana ale i po nosie.
Swoją drogą nazwa sklepu kojarzyła mi się z czymś właśnie wyjątkowym, a takim jest niewątpliwie marcepan. To wyjątkowa masa najwyższej klasy wykonana ze zmielonych, prażonych migdałów z cukrem z dodatkiem olejku migdałowego.       To coś naprawdę wyjątkowego. Niebo w gębie. Dawniej był to hit, dopóki nie nastała czekolada.

A i sklep z założenia miał być wyjątkowym i takim jest. Specyficzny, szeroki asortyment wszystkiego, co jest na bieżąco potrzebne w domu z artykułów spożywczych. W ciepłe dni można posiedzieć sobie przy stolikach na zewnątrz. Kto mieszka tam blisko, to na pewno zna, a kto chciałby poznać, to kiedyś zapewne do „Marcepanka” trafi. 


3 komentarze:

  1. No proszę jak nasz Pan Bolesław się zmienia najpierw psy wiesza na byłym wiceburmistrzu Andrzeju a teraz reklamuje sklep z jego familii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję za to stwierdzenie "nasz". Tak to miło odebrałem, jakoś tak familijnie. Zawsze to milej usłyszeć "nasz" niż "nie nasz".

      Usuń
  2. nie ważne czyj jest sklep. Ważne ze obsługa jest zawsze miła a sklep dobrze wyposażony Ja też lubię tam robić zakupy i polecam

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.