22 października 2016

Nasz Jarosław. Porozumienie

       
       Jednak będę drążył dalej ten temat, związany z naruszeniem praw autorskich naszemu radnemu panu Jarosławowi Florczakowi, bo wygląda mi on na sprawę miejską. Skoro wywołane zostało wydawnictwo BB, to jest to sprawa miejska, dlatego, że wymienione wydawnictwo nie jest wydawnictwem prywatnym, tylko samorządowym, podlegającym pośrednio burmistrzowi. Znaczy się – mieć pretensje do BB - to może oprzeć się o burmistrza, a w pierwszej kolejności o dyrektora MBP, a w drugiej o zastępcę burmistrza panią Małgorzatę Greiner. Przedstawiam w tej sprawie pana Florczaka jako radnego, a poruszana sprawa, wg mnie, nie jest sprawą stricte prywatną, bo radnym jest się przez 24 godziny na dobę. Zresztą, można przecież używać zwrotu „radny” przez grzeczność, tak jak: panie ministrze, panie premierze czy panie prezydencie, w zwracaniu się czy opowiadaniu nawet w prywatnej sprawie.
            Co prawda do redaktora Cezarego Gmyza jeszcze mi daleko i nie mam takich możliwości jak on, ale mam wolę, aby zaczęty temat kontynuować i zakończyć, albo przekazać innym zainteresowanym, jeśli uznają go za ciekawy.
            Otóż, żeby dowiedzieć się więcej w sprawie, skontaktowałem się również z radnym,  panem Jarosławem Florczakiem pisząc do niego min.:
            (…). Interesuje mnie pewien wątek na Pańskim profilu, który był, a który zniknął. Chodzi o jakieś zdjęcia, które rzekomo ”ukradła” Panu Bibliotheca Bielaviana. Piszę o tym publicznie na blogu i temat mam zamiar doprowadzić do końca, jak mi się uda i dlatego chciałbym Panu zadać kilka pytań na fb. (…). W zależności od sytuacji, może nawet zainteresuję nią Komisję Rewizyjną RM (…). Jeżeli będzie miał Pan życzenie, to mogę się nawet z Panem spotkać. (…).
            Odpowiedź otrzymałem niebawem, której fragment dotyczący spraw miejskich przytaczam:
            Sprawa jest jak najbardziej prywatną i zakończyła się porozumieniem. Z samorządem łączyło ją tylko to, że dotyczyła publikacji „25 lecie Samorządu Bielawskiego”. Ja uważam temat za zakończony. (…).
            Po ujawnieniu części treści tej korespondencji, uprzedzam ewentualnych komentatorów, aby nie wypominali mi, że nie potrafię dochować tajemnicy korespondencji. Uprzedzałem rozmówcę, że sprawę uważam za publiczną.
            Skoro wcześniej była mowa o zdjęciach, to we wspomnianej publikacji przeglądnąłem je. Załączonych w publikacji zdjęć jest profesjonalny spis, z wyszczególnieniem stron umiejscowienia, daty wykonania, treści zdjęcia i autora, ewentualnie właściciela. Załączam skan.


W spisie zdjęć pana Florczaka nie ma. Myślę tylko, choć naprawdę nie wiem, że ci wymienieni właściciele zdjęć, sami je spontanicznie do tej publikacji przynieśli dla jej ubogacenia. Warto zwrócić uwagę na to, że w spisie występuje najpóźniejsza data wykonania zdjęć - 2015 rok, podobnie jak data wydania książki. Wspomniałem już o tym na blogu w cyklu „Biały kruk”, sugerując, że skoro książka ujrzała światło dzienne we wrześniu 2016 roku, przeleżała gdzieś może rok, a może dłużej, a może krócej. Gdzie przeleżała i dlaczego – może ktoś podpowie?
W związku z wypowiedzią pana radnego Jarosława Florczaka, jedynymi zdjęciami, a właściwie skomponowanymi fragmentami zdjęć wraz z czarno białą panoramą Bielawy, są te wykorzystane na okładce. I myślę, że o nie chodzi. Innej możliwości nie ma. A więc batalia, czy zmuszanie pana Jarosława przez życie do pewnych działań, dotyczy okładki książki. Jeśli nie, to zapewne ktoś zainteresowany mnie poprawi. I nie jest możliwe i nie wierzę w to, aby wydawca, który z taką starannością opisał każde zdjęcie w publikacji, zrobił taki durny zamach na prawa autorskie radnego Florczaka. To się nie mieści w głowie.
       I to ten „on”, który te zdjęcia bez zgody autora na okładkę wykorzystał, w fejsbukowym środowisku pana Jarosława Florczaka jest złodziejem albo świnią. 

No, prawie to wygląda jak u Agathy Chistie i już nie mogę doczekać się następnego odcinka.
           





2 komentarze:

  1. Pomijając aspekt artystyczny okładki, który jest marnej klasy - tak projektowało się w latach 90 to zdjęcia Pana Florczaka do wspaniałych nie należą. Dziwić może brak w zasobach UM Bielawa porządnych zdjęć, porządnych fotografów. No cóż jakie zdjęcia taka książka, czyli warta niewiele, a szkoda, widocznie takich zaściankowych włodarzy mamy, jeszcze dwa lata niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. buhahaha jaki blog tacy komentatorzy niestety

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.