Burmistrz dalej pisze:
Bielawski
odrodzony samorząd swoimi początkami sięgał Duszpasterstwa Ludzi Pracy,
działającego przy parafii pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny.
Święta prawda. Tak było. Tego kwestionować
nikt nie powinien, bo by kłamał. I chociaż, jak to wspomina pan Emilian Kupiec,
spotkania nie były protokołowane, to przecież to są fakty. Chociaż, co do tego
protokołowania, to niezupełnie prawda. Protokóły zapewne robili kapusie o pseudonimach:
„Kaligula”, „Student” i „Belfer”, o czym z książki można się dowiedzieć.
Nazwiska ujawniać, czy nie ujawniać?
O DLP pisały znane osoby: Ewa
Chabros, Janusz Maniecki i Rafał Brzeziński. Obszerne artykuły o znaczeniu historycznym
zamieszczone są w rocznikach „Bibliotheca Bielaviana 2009 i 2010”, oraz w
innych miejscach. W Miejskiej Bibliotece Publicznej za czasów dyrektorowania jej
przez dra Rafała Brzezińskiego, były przeprowadzone wywiady z ludźmi działającymi w DLP. Ale każdy może sobie o DLP napisać i wszystko to, mniej lub więcej
ciekawie napisane, może stanowić jakąś wartość, zwłaszcza, gdy nie jest to ściąga,
tylko rzeczywisty wkład swojej pracy.
Pan burmistrz pisze dalej:
Ciekawie
opisał to w swojej pracy magisterskiej bielawianin ksiądz Mirosław Benedyk.
Ksiądz Mirosław Benedyk był
wyświęcony jako neoprezbiter w 2015 roku. Młody człowiek i jeszcze młodszy od
pana dra Brzezińskiego, o którym pan burmistrz napisał, że nie był uczestnikiem większości opisywanych zdarzeń. Ksiądz Benedyk
też nie był. W wielkim roku 1980 może już raczkował, a w wielkim roku 1989 w Domu Parafialnym, w którym tworzyły się zręby nowego samorządu, co najwyżej
jako ministrant grał w pingponga. Ksiądz Mirosław zapewne nie ukrywa, że swoją
pracę o DLP pisał w oparciu o prace pani E. Chabros, pana J. Manieckiego i pana
R. Brzezińskiego. Pan dr Brzeziński pracę magisterską księdza Benedyka zauważył
na stronie 11 książki, zaznaczając, że nie była ona publikowana, ale pan
burmistrz prac tych trzech wymienionych osób już nie zauważył, przez co ksiądz Benedyk
stał się niekwestionowanym autorytetem w głoszeniu prawdy o bielawskim
Duszpasterstwie Ludzi Pracy, choć dostęp do tej prawdy w wykonaniu księdza
Mirosława jest niezmiernie trudny.
Dalej burmistrz Piotr Łyżwa w „Słowie”
wygłasza peany w szczególności do pana Emiliana Kupca i jest to całkiem
uzasadnione:
Historia
samorządu to też historia konkretnych ludzi. Szczególny szacunek wyrażam Panu
Emilianowi Kupcowi, najpierw aktywnemu członkowi Duszpasterstwa Ludzi Pracy,
potem współprzewodniczącemu Komitetu Obywatelskiego „Solidarność” Ziemi
Dzierżoniowskiej, a później pierwszemu burmistrzowi Bielawy odrodzonego samorządu.
Pierwsza kadencja była zapewne najciekawsza, ale niewątpliwie najtrudniejsza.
Podziwiam ogrom jego pracy, zaangażowanie, a także wielkie zawierzenie i
determinację.
I ja chylę czoła przed tymi
ludźmi.
Tamte czasy pan Emilian Kupiec tak
wspomina:
Niezwykle
istotną sprawą było to, że traktowałem całą swoją pracę w Duszpasterstwie Ludzi
Pracy jako misję, jako zadanie swoje na ten czas. (…) Cały wybór na burmistrza
(…) traktuję (…) jako wielki obowiązek wykonania z pełnym zaufaniem Panu Bogu,
że (…) nie zginę przy realizacji tych zadań.
Naprawdę godne to podziwu.
Dalej już z obecnym burmistrzem też się
zgadzam, choć nie w zupełności:
Oprócz
licznym radnym, wspomnianym w niniejszej publikacji, chciałbym również wyrazić
szacunek i uznanie dla wielu pracowników samorządowych, którzy pracowali lub
nadal pracują w Urzędzie Miasta i jednostkach podległych gminie. Służyli oni
lub nadal służą swoją pracą na rzecz lokalnej społeczności, a ich wiedza,
kompetencje i zaangażowanie, przekładały
się i nadal przekładają na wiele osiągnięć
naszego samorządu.
Trudno mówić o szacunku dla wielu
pracowników samorządowych, którzy odeszli, bo właśnie ich nie szanowano.
To tyle co do „Słowa wstępnego”
burmistrza pana Piotra Łyżwy.
Chociaż mnie do tego przekonują,
przekonania nie mam, że to „Słowo wstępne” pisał sam burmistrz. Jeśli tak – to bierze
za nie odpowiedzialność, jeśli nie – to też odpowiedzialność za nie bierze, ale
z szacunkiem do piszącego już może być inaczej niż przed pisaniem. Nie moja to
jednak sprawa.
no tak
OdpowiedzUsuń