Właściwie to odruchowo napisało mi
się „świąteczne reminiscencje”, bo to przecież święta Bożego Narodzenia z
wigilią i mocnym niedzielnym akcentem dzisiejszego święta Świętej Rodziny
zdominowały ostatnie cztery dni naszego życia.
U nas w święta było normalnie.
Stawiła się do seniorów, czyli do nas, absolutnie cała rodzina. Wachlarz
wiekowy dość imponujący, zawierający się między moimi sześćdziesięciomapięcioma
latami i jeszcze nie narodzonego jedenastego wnuczka, a i ilościowo też
imponująco było, bo akurat uzbierało się „oczko”.
A w wigilię było, jak zwykle;
prawdziwe śpiewanie kolęd po złożeniu sobie życzeń, a przed rozpakowaniem całej
góry prezentów, przy akompaniamencie gitary i przy pomocy specjalnie na ten
dzień przygotowanych śpiewników dla wszystkich umiejących nawet trochę czytać.
Kiedy już trochę opadły wzniosłe
nastroje wigilijnego wieczoru, dzieci, jak to dzieci, znalazły sobie enklawę u
babci w pokoju i nawet zamknęły drzwi, co dawało jednoznacznie do myślenia,
żeby im nie przeszkadzać.
Po jakimś czasie doszedł nas z
daleka wdzięczny śpiew naszej kochanej gromadki, ale coś nam to do kolęd nie
pasowało. Nie pasowało też do pastorałek, ani świątecznych piosenek, których
dzięki naszej scholi AVE przez kilkanaście lat słuchania znamy sporo. To szło
tak:
Jutro znowu będzie pomidorowa,
zrobiona z rosołu z wczoraj
wielki gar stoi w kuchni, no zobacz!
Trzeba zjeść, co się będzie
marnować!
Jak nie przeklinają i nie biją się,
to już jest dobrze, ale dlaczego pomidorowa?
Dzieci mają swój świat, przede wszystkim
świat nieskrepowanej swobody, który nie zawsze starsi potrafią dostrzec i
wykorzystać w procesie wychowania. Ta farsa piosenki, okazała się bardziej
popularna niż oryginał i doszła szybko nawet do podstawówek. Nasze wnuczęta
chodzą do czterech różnych szkół i w każdej już przebój się zadomowił. Śpiewają
go nawet w zerówkach. I trzeba zauważyć radość z tego śpiewania, kojarzącą się
z niezakłamaną radością tak jeszcze młodego wieku. Jakże to różni się od
śpiewania w moim życiu w wieku moich wnucząt.
Dzisiaj niedziela, a więc jutro będzie
pomidorowa.
Jakoś dziwnie zabrzmiały w tym roku świąteczne ogłoszenia parafialne bez
zapowiedzi kolędowania w świąteczny wieczór drugiego dnia świąt. Coś musiało się wydarzyć
szczególnego. Ten koncert to był stały element świętowania w okresie Bożego
Narodzenia. Mieliśmy okazję obserwować z roku na rok, jak pod czujnym i
wymagającym okiem pani Ani Lutz rosły nam talenty. Z małych, nieśmiałych
dziewczynek i chłopców po kilku latach wyrastały artystki i artyści wielkiej
klasy. Na bazie AVE i Małe AVE dzieci i młodzież kojarzyły się w ambitne
zespoły, które przewinęły się przez Bielawę: FART, FARCIK, FALL in LOVE, FLASH,
RYTMIX, KWARTET, FANTAZJA, FORTE i może jeszcze inne.
Przy udziale i współpracy pana Jacka
Wanszewicza powstawały niezapomniane aranżacje i spektakle.
Czyżby to jakiś koniec tej muzycznej
tradycji kolędowania? Jeśli tak, to naprawdę wiele straciliśmy.
(zdjęcie kopiowane z Internetu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.